[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podejrzewam, że właściciele chcą być blisko zródła towaru.Zombi, z szarą skórą izamglonymi oczami, nie przeszkadzają mi.Nasi Fizole są gorsi, naprawdę; w zombi niedojrzysz ukrytej iskierki życia inteligencji, woli, czegokolwiek a to ona właśnie sprawia,że Fizole to tragiczna potworność.Nigdzie nie widać żadnych Sług, chociaż nigdy nie można mieć pewności.Każdy zobiboków grzejących się w słońcu, każdy z pijaków w zaułku albo zaspanych palaczy rithu naschodkach każdy z nich może być Sługą Zciemy.Nie mogę oczekiwać, że ich rozpoznam chwilę nie było mnie w Ankhanie.Zaułek, do którego skierował mnie Tommie, jest pełen śmieci resztek jedzenia,gnijących szmat, kawałków połamanych mebli i szczurów, ale tych czteronożnych.Trędowaty leży na zaimprowizowanym barłogu ze szmat, z otwartych ran sączy mu się wstrzępy pożółkłej siwej brody krwawa ropa.Mrużę oczy, przyglądając mu się. Do kurwy nędzy, Caine, złaz z ulicy, wyróżniasz się jak pieprzony wrzód na dupie. Witam, Wasza Wysokość mówię, wchodząc jakby nigdy nic do zaułka. Jakinteresy?Zniszczona twarz Króla Zciemy rozpromienia się szerokim uśmiechem wyrażającymczystą radość.Odpowiadam mu tym samym.To właściwie mój najlepszy przyjaciel wNadświecie.W moim świecie. Caine, ty sukinsynu! Jak mnie znalazłeś?Znajduję sobie miejsce za jego stosem szmat i sadowię się, opierając się plecami o ścianę. Twój chłopak, Tommie, przysłał mnie tutaj.To dobry człowiek.Ej, te rany wyglądajązabójczo. Podobają ci się? Możesz je mieć.Olej z lampy z woskiem świecowym i surowymciastem, krew kurczaka, na wpół zakrzepła, z korą wierzbową, żeby nie skrzepła do końca, iodrobinę sosnowej żywicy, żeby wszystko się trzymało.Aadnie wyglądają, ale kurewskośmierdzą.Co cię sprowadza do Ankhany, sukinkocie? Kogo masz zabić?Kręcę głową i rzucam mu poważne spojrzenie. Tym razem to sprawa osobista.Szukam. Wiesz, że jest cesarski list gończy na ciebie? Tak, tak.Słyszałem.Słuchaj, muszę znalezć Pallas Ril.Marszczy czoło. Pallas? mówi powoli i nagle się rozpromienia. Ej, patrz, zaraz będzie akcja.Owiniętą w szmaty dłonią macha w stronę placu. Wasz Wysokość, to ważne zaczynam, ale patrzę w miejsce, które wskazał.Udaje mi się jeszcze zobaczyć, jak zombi, szurając nogami, podchodzi do jednego zwyciągniętych na drugim końcu placu Szczurów.Facet wstaje, żeby odpędzić go kopniakiem,ale zombi nagle porusza się o wiele szybciej niż to robią żywe trupy.Aapie Szczura, przyciąga go do siebie, a potem wchodzi z nim do cienistego zaułka jak nanumerek z ulubioną dziwką; kiedy go puszcza, Szczur ma krwawą plamę poniżej splotusłonecznego.Pada na kolana, a potem na twarz.Robota zawodowca: jeśli zdołasz rozerwać serce przy pierwszym dzgnięciu, krew niesika we wszystkie strony, a cios w brzuch towarzyszący dzgnięciu wypycha z płuc całepowietrze.Facet pada martwy, nim zdąży złapać oddech i krzyknąć.Zombi oddala się,powłócząc nogami, i następny facet w szczurzych barwach wychodzi na miejsce zabitego. Elegancko, co? Król chichocze i przykłada dłoń do ucha. Nie słyszę żadnegoalarmu.Mam ich wszystkich.Kiwam głową. O co chodzi?Uśmiecha się. Dostałem cynk, że Thervin Oszczerca spotyka się z pewnym kapitanem KrólewskichOczu w czynszówce po drugiej stronie. Zdejmujesz go? Thervin Oszczerca to Król Szczurów, przywódca północno-zachodniego rywala Królestwa Zciemy.Znam go.I nie lubię. Wiesz, skoro już tu jestem,może mógłbym go załatwić dla ciebie? Dzięki odpowiada Król, szczerząc zęby. Nie tym razem.Nie chcę teraz wojny zeSzczurami.A poza tym musiałbym też zabić kapitana Oczu, a takich kłopotów nikt niepotrzebuje.Ale wiesz, nie chcę też, żeby Thervin wlazł Oczom do łóżka; Szczury ostatnimiczasy zdecydowanie za bardzo się rozbrykały, a jak zdobędą trochę cesarskiego wsparcia, tocałkiem się wyrwą spod kontroli.Więc zamiast go zabić, prześlę mu przyjazną wiadomość.Wszystkich trzech jego figurantów.Trzech martwych gości równa się przyjazna wiadomość.Taką matematykę to jarozumiem. A najlepsze jest to ciągnie Jego Wysokość że nawet nie będzie wiedział, że coś sięstało, dopóki nie wyjdzie na spotkanie.Wtedy podstawione przeze mnie Szczury przekażą mupozdrowienia.Zrozumie.I następnym razem się zastanowi. Kto ci dał cynk? Masz kogoś w Oczach czy wśród Szczurów?Król uśmiecha się zadowolony z siebie. Tajemnica zawodowa, koleś.Powiedzmy tylko, że nastały dobre czasy dla Królestwa itak to zostawmy.Hm.Gdyby czasy były takie dobre, nie ciągnąłby swojego tyłka tutaj, żeby nadzorowaćwszystko na miejscu, ale odpuszczam sobie.Po co marnować oddech na kłótnię? Pallas Ril przypominam mu. Gdzie jest?Znowu zerka w moją stronę. Słyszałem, że jest w mieście. Ja też, dlatego rozmawiam tu z tobą.Słyszałem też, że prowadzi grę, w którą grarównież paru Sług. Nie sądzę.Wiedziałbym o tym.Może i nie jesteśmy z Pallas najbliżej, ale przyszłabyprosto do mnie, gdyby szukała takiej pomocy, nie? I przyszła.Rzuca mi przeciągłe spojrzenie, a jego głos staje się chłodny. Myślisz, że nie powiedziałbym ci?Wzruszam ramionami. Caine, mówię ci, wiem tylko, że jest w mieście.Teraz przypominam sobie, że ktośskładał raport o kontakcie.rozmawiała z jednym z chłopaków czy coś takiego, ale nicpoważnego. Kim jest Simon Błazen? Facet, który przemyca te biedne łajzy, które według Ma elKotha są Aktirimi? A skądmiałbym wiedzieć? Straciłeś ze dwóch chłopaków mniej więcej o tej porze wczoraj rano, na terytoriumGnojarzy nad rzeką.Co tam robili? A skąd mam wiedzieć? Już dwa razy zadałeś to kretyńskie pytanie.Robili za fatygantów dla Simona Błazna i,do kurwy nędzy, doskonale o tym wiesz.Siada prosto i nagle rzuca mi ostre spojrzenie. Pracujesz, co? Kto płaci? Klasztory czy Cesarscy? Wasza Wysokość, przysięgam, chcę tylko odnalezć Pallas Ril. Słyszałem, że zerwaliście. A co cię to obchodzi? Gdzie ona jest? Ale. Kręci głową i wygląda na szczerze zakłopotanego. Co Pallas Ril ma doSimona Błazna? Pracuje dla niego?Mrużę oczy i nie odpowiadam.Patrzy na mnie przez dłuższą chwilę, po czym pochyla sięi drapie się po głowie. No dobra, niech to szlag.Trochę pomagałem Simonowi Błaznowi.Ci chłopcy, fakt,robili za fatygantów.I co w tym złego? Drobne ukłucie w tyłek Ma elKotha, nic więcej.Alechyba zdjęły ich Koty.Nie sądzę, żeby któryś przeżył. I co teraz?Marszczy czoło. Nie wiem. Kiedy znowu Simon Błazen powinien nawiązać kontakt? Nie wiem. Jeszcze bardziej ściąga brwi. A powinienem. No dobra, słuchaj. Jestem rozdrażniony i sfrustrowany.Pocieram oczy i pytam: Jakw ogóle dałeś się w to wciągnąć? Spotkałeś, ehm, Simona Błazna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]