[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tymczasem czarnowłosy najwyraźniej wiedział, z czym ma do czynienia, gdyż obchodził się niezwykle ostrożnie z woreczkiem.Później ściągnął na dłoń rękaw koszuli i odsypał trochę sherskenu w garść.Następnie spojrzał w stronę inkwizytora i znacząco skinął głową.– Co tam masz? – zagadnął ospowaty.Chłopak wzruszył ramionami.– To tego tam, ślachetnie rodzonego – burknął.– Proszek jakiś miał – wtrącił łysy starzec.– A to pewnikiem ten pieprz, co go zza morza przywożą – pochwalił się znajomością świata i obyczajów wilkołaczy osiłek.Ospowaty podszedł do chłopaka i zajrzał mu przez ramię.– Ano pieprz – stwierdził pewnym głosem.– Wiem dobrze, bo jak żem usłyszał o tym pieprzu, tom się kiedyś zakradł do komory u jaśnie pana i siem nażarł go ile wlezie.– O, masz ci! – zawołał staruch.– Masz, masz! Małożeż mnie nie skręciło we flakach, takiż to piekielny żar, jakby sam diabeł ten ichni pieprz gotował albo i przedawał.– O, masz ci! – Łysy przeżegnał się szybko i rozejrzał niespokojnie wokół, jak gdyby diabeł miał wypaść zza drzew i nakarmić go swym piekielnym zielem.– A jaśnie państwo żrą niby ten pieprz?– A juści, że żrą! Jeno nie dla smaku.– zawiesił głos.– A po kiego?– Żrą, coby poznać męki, jakie im diabli w piekle gotują za to, że nas biednych plagami wszelkimi morzyli – dokończył ospowaty, podnosząc dłoń niczym kaznodzieja.– O, masz ci!– Ech, durnie jesteście co się zowie – roześmiał się mnich.– Toż pieprzu dodajesz jeno szczyptę, mniej, niż się między palcami pomieści.Jaśnie państwo sypią go do mięsiwa, żeby smak był lepszy.– Do polewki też można wsypać pieprzu – wtrącił czarnowłosy.– Mówią, że wtedy dodaje sił i człek głodu nie czuje cały dzień.Dobrze, że mam ten woreczek.Przyda się.O żeż ty, hultaju, pomyślał Löwefell jednocześnie z rozbawieniem i podziwem dla przebiegłości chłopaka.Jak mi Bóg miły, zaraz wytrujesz ich wszystkich!– Co to, że ty masz? – warknął ospowaty.– Ty, kurewskie nasienie, nasz pieprz chcesz zabierać? Dawaj mi go miguśkiem, zaraz se sypniem do polewki.– A ty co najwyżej tego popróbujesz! – Wilkołaczy osiłek wyciągnął kułak, grożąc chłopakowi z gniewną miną.– Migiem mi tu w dyrdy dawaj!Czarnowłosy ze smętną miną podszedł do kociołka i podał woreczek zbirowi.Na odchodnym oberwał jeszcze kopniaka w siedzenie.– Wszystko sypać? – zastanawiał się buntownik, trzymając rękę nad kociołkiem.– A sypże ile wlezie jaśniepańskiego pieprzu! Tera my jaśnie pany! Ino zamieszaj dobrze.– Ano!Cały shersken mi zmarnują, westchnął w myślach Löwefell, wiedząc, że kolejną porcję dostanie dopiero w Inkwizytorium.Ale gra była przecież warta świeczki.Wilkołak zamieszał polewkę, a potem podniósł do ust drewnianą łychę.Oblizał ją dokładnie.– Jakby tak silniejszy trochę jestem – powiedział po chwili.– Dawajże i mnie – warknął ospowaty i nałożył sobie solidną porcję.Przełknął głośno, później się oblizał.– Polewka jak polewka.– Wzruszył ramionami.– Bo ty nie z jaśnie panów.– Staruch przepchnął się między nimi i niemal wyrwałospowatemu łyżkę z rąk.– To nie na twoją chamską mordę!– O, o, pan graf się znalazł! Brukiew ci żreć, a nie pieprzem się zajadać – zarechotałospowaty, jednak posłusznie odsunął się.Łysy zaczął wyjadać polewkę tak szybko, że osiłek odepchnął go z całej siły od kociołka.Staruch przewrócił się i rozjazgotał przekleństwami.No to się zaraz zacznie, pomyślał Löwefell i spojrzał na chłopaka, który siedział pod drzewem i z obojętną miną przyglądał się całej scenie.Kiedy poczuł wzrok inkwizytora, skrzywił wargi w niemal niezauważalnym uśmiechu.W tym samym momencie staruch przestał wrzeszczeć, a jego krzyk przeszedł w ochrypły, dławiący kaszel.Klęczał teraz i charczał, jakby chciał wypluć na ziemię płuca.Miał wybałuszone oczy, z rozwartych w męce ust spływały mu strumyczki krwi.Na początku nikt na niego nie zwrócił uwagi, widać myśleli, że zadławił się z łakomstwa.Ale kiedy starzec zadygotał niczym epileptyk i zwaliłsię, kopiąc trawę nogami, wtedy mnicha coś tknęło.– Nie żryjcie! – wrzasnął.Było już jednak za późno na ostrzeżenia.Czarnowłosy podskoczył w jego stronę i zamachnął się.Z odległości kilku kroków wyglądało to tak, jakby chciał spoliczkować przeciwnika, ale w rzeczywistości sypnął mu w twarz sherskenem.Garsteczką, którą przetrzymał w dłoni.Mnich wrzasnął i zrobił to, co zawsze robią ludzie, którym shersken trafił pod powieki.Zaczął zajadle trzeć oczy, nie starając się nawet chwycić chłopaka, nie zwracając już na nic uwagi poza tym nieprawdopodobnym, strasznym swędzeniem, które zdawało się sięgać nie tylko oczu, ale kotłować również pod całą czaszką.Czarnowłosy podbiegł teraz do Löwefella i przeciął mu więzy na rękach i nogach.Inkwizytor zerwał się, rozmasowując nadgarstki i szukając wzrokiem miecza.Ale Bogiem a prawdą miecz nie był mu do niczego potrzebny.Obaj bandyci leżeli już na ziemi, cierpiąc przedśmiertne katusze.Zjedli mniej polewki niż staruch, więc shersken zadziałał na nich nieco wolniej, a poza tym mieli cierpieć dłużej od niego.Ospowaty dusił się i darł trawę pazurami.Z kącików jego ust spływała gęsta, zmieszana z krwią ślina.Löwefell przyklęknął mu na piersiach.– No i co, przestały cisnąć? – zapytał uprzejmym tonem, a potem przejechał hultajowi ostrzem po gardle, wydobywając z tętnic fontannę krwi.Buntownik zacharczał ostatni raz, wybałuszył oczy, wierzgnął kilkakrotnie nogami i umarł.W gruncie rzeczy inkwizytor wyświadczył mu przysługę, gdyż wilkołaczy zbir jeszcze konał.Pełzał po trawie w tak ucieszny sposób, iż przypominał pływaka, który zapomniał, że pod brzuchem nie ma już wody.Albo rybę wyrzuconą na brzeg, trzepoczącą się w bezradnym przerażeniu i otwierającą rozpaczliwie pysk.– Teraz na pewno przestały cisnąć – stwierdził Löwefell i zabrał się za zdejmowanie butów ze stóp trupa.– Pewnie mi je rozepchałeś, zasrańcu – dodał.Kiedy wzuł buty, było już po wszystkim.Trójka bandytów leżała martwa, z twarzami skrzywionymi w boleści, pazurami wbitymi głęboko w ziemię lub we własną skórę i z pokrwawionymi brodami.Natomiast mnich, jedyny, który nie miał przyjemności zapoznać się ze smakiem jaśniepańskiej potrawy, przed chwilą wpadł na drzewo, huknął głową w pień i leżał na pół ogłuszony.Nie zapomniał jednak o tym, by nadal szorować palcami po oczach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl