[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cóż komu po nieodwzajemnionej miłości? To gorsze niż trucizna, bo zabijając dłużej pozwala zachowaćprzytomność umysłu.Leszczyński nie patrzy na gościa, chce mu dać czas na uspokojenie się.Przerzuca listy, dotykabiałych kart, tych samych, których dotykały palce Marychny.Marychna.Jak jej tam teraz, czydobrze? Prawdy nie napisze, by go nie martwić.Troje ich tylko zostało, a ot, los każdego rzuciłw inną stronę świata.Może to już jednak ostatnia rozłąka? Może on dokona żywota u boku żony,a i Marychnę będą od czasu do czasu widywali.Daj Boże!Józiuk odstawia pucharek i białą serwetą ociera usta.Jest syty, ogrzany i nie czuje zmęczenia.Dziwi się tylko, że oto dotarł do celu, że nie ma już przed nim dalszej drogi, noclegów wbrudnych oberżach, wynajmu koni, przeprzęgówi popasów.To wszystko wreszcie się skończyło.Nie będzie więcej szarpaniny i bólu.I bólu? Jakto, czyżby i ból minął? Niemożliwe.Ból nie opuści go nigdy, pozostanie w nim aż do śmierci.Aż do śmierci myśli Józiuk to znaczy może jeszcze wiele lat.Kto wie? Tu czy we Francji,czy gdziekolwiek indziej boli zawsze jednakowo.Co się z nim dzieje? Przecież przywykł do tego, że boli.Skąd więc te niepotrzebnerozmyślania?.Leszczyński zwraca oczy na gościa.Uśmiecha się zwykłym, dobrym uśmiechem.Józiuk wstaje,podchodzi do biurka. No co, lepiej ci? Lepiej, Miłościwy Panie, a właściwie dobrze mi, tak dobrze, jak już dawno nie było. Rad ci jestem bardzo Leszczyński składa rozsypane na biurku papiery. Jutrozobaczysz, nad czym teraz pracuję.Będziesz mi sekretarzował.Jak dawniej.Pamiętasz? A terazmów, co tam.Jak panna Afra i Patrycy?I Józiuk mówi.Opowiada o nowych wyczynach Kawalera, o pomocy, jakiej udziela im pan deConflans, o wierności Graffa.Milczy tylko o sobie.Cóż bowiem ma do powiedzenia?Król słucha zapatrzony w ogień, od czasu do czasu przerywając mówiącemu pytaniem lubokrzykiem zdumienia.Tak, zaiste zdumiewająca to historia, owo przeobrażenie Patrycego wdobroczynnego bandytę! Jego wytrwałość i odwaga porywają wyobraznię Leszczyńskiego. To bohater mówi wreszcie poruszony. Sprawiedliwości stanie się zadość.Tak byćmusi.Jestem tego pewien.Józiuk przytakuje.Naturalnie, on też nie wątpi, że sprawiedliwość zwycięży.Afra godna jestszczęścia i po takiej niedoli należy się jej wszystko, co najlepsze.Piękne życie wraz zukochanym, w blasku słońca, daleko od krwawej rzeczywistości galer i ponurego cienia Luwru.Król Stanisław ciekaw jest najdrobniejszych szczegółów pasjonujących go losów przyjaciół Afryi zadaje mnóstwo pytań. %7łyjemy jak szczury wybucha w pewnej chwili Józiuk. Cały dzień w ukryciu, nocądopiero możemy wychylić się z nory.Jeden pan de Conflans jest wolny, bywa w Wersalu i tamMiłościwą Królową widuje.Nie dziw, że Afra nie mogła już dłużej wytrzymać! Powinna była zostać w Chambord przerywa Leszczyński. Wszyscy tak mówili! Ale nie chciała nawet słuchać.Uparła się, że z Patrycym.No idługo nie wytrzymała.Zginęłaby, gdyby nie opieka boska. Co mówisz? wykrzykuje król. Tak, Miłościwy Panie Józiuk patrzy w ziemię i ścichłym nagle głosem opowiadastraszną przygodę Afry. Zuch dziewczyna! chwali król. Widomie czuwa nad nią Opatrzność. Graff omal nie oszalał Józiuk podnosi wzrok na Leszczyńskiego. A Patrycy.Myśleliśmy, że go zabije.Wówczas to zetknął się z wicehrabią, bo sądzę, że to sam pan de Prądyprzyszedł nas uspokoić.Zresztą to on wyrwał ją z rąk opryszków.Wyśledził, gdzie Aframieszka, szedł za nią w przebraniu staruszka.Graff widział go takiego w Luwrze.Bo iwicehrabia ma tam mieszkanie, a w jakim celu, Bogu jedynie wiadomo.Graff natychmiast udałsię pod dom, gdzie de Prądy przebywa z panią de Nesle.Całą noc tam warował.Rankiemukazała się w drzwiach Afra ze staruszkiem.Za rogiem wsiedli do wynajętego powozu, któryczekał.Graff puścił się za nimi, konie szły stępa w wąskich uliczkach, nie stracił więc ich z okaani na chwilę.Gdy Afra wysiadła niedaleko pawilonu, podbiegł do niej i zobaczył, jak staruszekrzucił się w głąb powozu, za firanki, i zaraz odjechał.Afra mówi, że nigdy nie widziała pana dePrądy, tylko raz, gdy poprzedniego dnia leżała chora, ujrzała jego cień w przyległym pokoju.Myślała, że to Patrycy.Nie poszła więcej do Julii de Nesle.Wymogliśmy na niej obietnicę, żenigdy sama nie wyjdzie z domu. Jak sądzisz, kto nasłał na nią zbirów? król kręcił głową ze zdumienia. Pan de Merode.Tak zresztą twierdził wicehrabia i Julia powtórzyła to Afrze.Chciał przeznią dostać Patrycego.Wrócił potajemnie do Francji i teraz ukrywa się w Paryżu.To groznyprzeciwnik, grozniejszy, niż nam się zdawało.Obawiam się po nim najgorszego. Jak to? Co przypuszczasz? Hrabia nie wyrzeknie się swojej zemsty.Poprzysiągł sobie zgubić Patrycego iprzysięgi dotrzyma.To cel jego życia.Zrobi wszystko, żeby zniszczyć znienawidzonegoczłowieka.A on wiele może.Złoto ma na swoje usługi.Podniósł przecież rękę na samego króla. Mój Boże! wykrzyknął Leszczyński. Na króla Ludwika? Tak, Miłościwy Panie.Król Ludwik jest dłużnikiem Patrycego, gdyż to on uratował go przeddespektem.Pan de Merode z pewnością nie targnąłby się na życie króla, chciał w nim miećzakładnika, nic więcej.Nie wiadomo, czego mógłby zażądać w zamian za uwolnienie JegoKrólewskiej Mości. To szaleniec wzruszył ramionami Leszczyński. Nadaje się do celi w Charenton.Policja króla Ludwika powinna ująć tak niebezpiecznego złoczyńcę. Nikt nie wie, gdzie się ukrywa.Już go szukali ludzie Kawalera. I co? Gdy im się zdawało, że wyśledzili kryjówkę hrabiego, okazywało się zawsze, że wcale gotam nie było.To prawdziwy szatan. Aż mi huczy w głowie od tych nowin westchnął król Stanisław. A ty, biedaku, dawnojuż powinieneś spocząć.Dobrej nocy, chłopcze, śpij spokojnie pod gościnnym dachem królaFryderyka Wilhelma.Jutro wszystko jaśniej zobaczysz.Józiuk pochylił się do królewskiej ręki, Leszczyński objął go za głowę.Na gościa czekała niewielka komnatka na drugim piętrze, z wygodnym łóżkiem i widokiem namorze.W ciemności słychać było tylko daleki szum fał pędzonych wichrem, który chwilamiatakował z furią zamkowe mury.Tu więc znalazł nareszcie schronienie, on, samotny wędrowiec, tchórzliwy uciekinier, setkamimil oddzielony od swego szczęścia.Jak zniesie tę rozłąkę? Czy teraz potrafi żyć z dala od Afry?Józiuk siadł na łóżku.Nie miał najmniejszej ochoty spać, szalejąca gdzieś daleko na morzunawałnica zanadto przypominała burzę, jaką drżało jego serce.Siedział tak, wsłuchany w grozne odgłosy rozgniewanych żywiołów, zatracony jak gdyby wczasie i w przestrzeni, zastanawiając się, jakie też będzie jego dalsze życie przy króluStanisławie.Powziął bowiem nieodwołalne postanowienie: jeśli Leszczyński pozwoli,pozostanie przy nim na zawsze.Gdzież znalazłby lepszego ojca i opiekuna, a także przyjaciela?Król przecież od początku okazywał mu przychylność i serdeczne przywiązanie, kierował jegomyśli ku wyższym sprawom, ukazując mu tragiczne położenie ich wspólnej ojczyzny.Postara się być użyteczny, będzie' królowi sekretarzował, a potem pięknym pismem przepisywałna białych kartach mądre słowa, jakie zrodziły się w duszy tego wielkiego Polaka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]