[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pańską chatę z czaszek.Relikwiarz dla pańskiego wózka, symbolu osobistej, najgłębszejprzemiany.Frock stał sztywno, nie odpowiadając. To jest właśnie prawdziwy powód zwiększenia liczby zabójstw.Nie chodzi o niedobór narkotyków,prawda? Zwłaszcza teraz, gdy Rezerwuar jest pełen lilii Mbwuna.O nie, cel jest całkiem inny.Obsesyjny.Architektoniczny. Agent skinął w stronę chaty. Potrzebował pan świątyni dla swojej nowej religii.Abysię wywyższyć.Ogłosić się bogiem.Frock spojrzał na Pendergasta, jego wargi drżały. W sumie, dlaczego nie? Każda nowa epoka potrzebuje nowej religii. Niemniej jednak jej sednem jest w dalszym ciągu ceremonia, mam rację? Wszystko opiera się na - 228 -kontroli.Gdyby te istoty wiedziały, że skutki narkotyku są nieodwracalne, jaki miałby pan wśród nichposłuch? Czy potrafiłby pan nad nimi zapanować?Pomarszczeni, stojący najbliżej, zaczęli szemrać. Dość!  zawołał Frock, klaszcząc w dłonie. Nie mamy wiele czasu.Przygotujcie ich!  Margo znówpoczuła chwytające ją ręce, po czym podniesiono ją z klęczek i przytknięto do gardła ostrze noża.Frockspojrzał na nią z dziwnym, nieodgadnionym wyrazem twarzy. Chciałbym, Margo, abyś i ty mogładoświadczyć przemiany.Nim jednak nadejdzie skok ewolucyjny, musi polać się krew wielu ofiar.Smithback rzucił się w stronę Frocka, lecz zaraz odciągnięto go w tył. Doktorze Frock!  zawołał Pendergast. Margo była pańską studentką.Proszę sobie przypomnieć,jak we troje walczyliśmy z Bestią z Muzeum.Nawet teraz nie do końca odpowiada pan za to, co sięwydarzyło.Może wciąż jeszcze jest dla pana nadzieja.Uleczymy pański umysł. I odbierzecie mi życie?  Frock nachylił się w stronę agenta, zniżając głos do szeptu. Niby do czegomiałbym wracać? Do roli bezradnego, nikomu niepotrzebnego, nieco zbzikowanego kustosza na emeryturze?Sparaliżowanego starca, odliczającego pozostałe mu jeszcze godziny życia? Badania Margo bez wątpieniaujawniły wam jeszcze jeden efekt uboczny nowej odmiany narkotyku  eliminuje on skupiska cząsteczekwolnych rodników w żywej tkance.Innymi słowy, przedłuża życie! Chcecie, abym z własnej wolizrezygnował zarazem z możliwości poruszania się, jak i z życia?  Spojrzał na zegarek. Za dwadzieściaminut północ.Nie mamy już czasu.Nagle powiał wiatr i z czerepów tworzących górną krawędz chaty buchnęły w górę małe obłoczki kurzu.Niemal natychmiast dał się słyszeć ostry grzechot, a Margo zorientowała się, że ten odgłos to terkot broniautomatycznej.Rozległ się dziwny trzask, jeden, potem drugi, i niespodziewanie całe wnętrze pawilonu utonęło wpowodzi oślepiającego światła.Ze wszystkich stron dobiegły głośne wrzaski i jęki bólu.Znów posypały siękule i nóż, który dotykał szyi Margo, niespodziewanie zniknął.Potrząsnęła głową, oszołomiona i chwilowo oślepiona potężnym błyskiem.Zpiew ucichł, w salizapanował chaos, Margo usłyszała dochodzące od strony tłumu Pomarszczonych gardłowe, gniewneskowyty.Zamknęła oczy i wtedy nastąpiła kolejna eksplozja oślepiającego światła, której i tym razemtowarzyszyły okrzyki bólu.Margo poczuła, że jeden z trzymających ją Pomarszczonych puścił jej rękę.Instynktownie, w przypływie desperacji, wyrwała się drugiemu z oprawców; dała długiego susa, przetoczyłasię po ziemi i miękko poderwała się na czworaka, po czym zamrugała rozpaczliwie, usiłując odzyskaćostrość widzenia.Kiedy mroczki i powidoki zaczęły się rozpływać, ujrzała kilka pióropuszy dymu,unoszących się nad podłogą, gdzie coś bliżej nie określonego paliło się tak intensywnie, że aż raziło oczy.Pomarszczeni w całym pomieszczeniu przypadli do ziemi, orząc twarze dłońmi, nakrywając głowy płaszczamii dygocząc z bólu.Pendergast i D Agosta tuż obok także się oswobodzili i teraz spieszyli z pomocąSmithbackowi.Nagle rozległ się głośny huk i jeden bok chaty zapadł się wśród jęzorów żarłocznych płomieni.Ostrachmura odłamków strzaskanych kości dosięgła najbliżej stojących Pomarszczonych. A więc któryś z komandosów musiał jednak przeżyć  zawołał Pendergast, przyciągając Smithbacka. Strzały padły z peronu za pawilonem.Biegnijmy tam, póki możemy.Gdzie Mephisto? Zatrzymajcie ich!  ryknął Frock, przesłaniając oczy.Jednakże Pomarszczeni, oślepieni wybuchami,nie byli w stanie wykonać tego rozkazu.W tej samej chwili na płycie przed chatą eksplodował następny pocisk, roztrzaskując w drobny makczęść ogrodzenia i rozsadzając dwa kotły.Gęsta struga parującej cieczy rozlała się po podłodze, błyszczącw świetle pochodni.Pomarszczeni zareagowali na to gromkim okrzykiem przerażenia, a kilku z leżącychnajbliżej zaczęło zlizywać cenny płyn z ziemi.Frock krzyczał na całe gardło, wskazując w stronę, skądnadleciały pociski.D Agosta i pozostali pobiegli w kierunku wolnej przestrzeni na tyłach chaty.Margo zawahała się,rozpaczliwie wypatrując swojej torebki.Zwiatło zaczęło przygasać i kilka odważniej szych istot ruszyło już w pościg, osłaniając oczy przed - 229 -blaskiem; w ich dłoniach błyskały długie, krzemienne noże. Szybciej, pani doktor!  krzyknął Pendergast.I nagle ją ujrzała, leżała rozdarta i otwarta na pokrytej pyłem podłodze.Chwyciła ją, po czym pognałaza Smithbackem.Przystanęli w pobliżu tunelu prowadzącego w stronę peronu, którego wylot blokowałateraz grupka Pomarszczonych. Cholera  mruknął z przejęciem D Agosta. Hej, ty!  Margo usłyszała znajomy głos Mephista rozlegający się wyraznie pośród hałasu iprzeciągłych jęków. Ty, gruby Napoleonie!Odwróciła się, by ujrzeć Mephista wspinającego się na jedno z pustych, kamiennych podwyższeń;naszyjnik z turkusów kołysał mu się zawadiacko na szyi.Nastąpił kolejny wybuch, tym razem nieco dalej.Wszeregach Pomarszczonych pojawił się nagle spory wyłom, ich miejsce zajęły strzelające w górę płomienie.Frock, mrużąc powieki, odwrócił się w stronę bezdomnego. Masz mnie za ćpuna i ochlapusa? No to popatrz!Mephisto sięgnął głęboko do swych brudnych, podartych spodni i wydobył coś, co wyglądało jakpłaski, przypominający kształtem nerkę, kawałek zielonego plastyku. Wiesz, co to jest? To mina przeciwpiechotna.Cała masa metalowych odłamków i kulek zatopionychw teflonie, zaopatrzonych w ładunek o sile rażenia równej dwudziestu granatom.Paskudna rzecz.Mephisto potrząsnął miną w stronę Frocka. Jest uzbrojona.Każ swoim parszywym sługusom, aby się cofnęli.Pomarszczeni przystanęli. Blefujesz  rzekł ze spokojem Frock. Może i jesteś straceńcem, ale nie wyglądasz mi na samobójcę. Takiś pewny?  Mephisto uśmiechnął się. Coś ci powiem.Wolę zostać rozerwany na kawałki, niżmiałbym ozdobić tę twoją paskudną świątynię!Skinął w stronę Pendergasta. Burmistrzu spod Grobowca Granta! Mam nadzieję, że wybaczysz mi, iż pozwoliłem sobie podwędzićto małe cacko z twojej zbrojowni.Obietnice są zwykle bardzo miłe i w ogóle, ale wolałem mieć całkowitąpewność, że już nikt nigdy nie zakłóci spokoju mojej społeczności.A teraz pofatyguj się tu, z łaski swojej,jeśli mamy wrócić razem na górę.Pendergast potrząsnął głową i postukał się w nadgarstek, dając w ten sposób znak, że nie ma już czasu.Frock rozpaczliwie machnął ręką do zakapturzonych postaci, tłoczących się wokół platformy. Poderżnijcie mu gardło!  zawołał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl