[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Amy czulą zapach tequili, byłatak wyjałowiona głodna, spragniona, zmęczona że trochę się upiłasamym zapachem.Widziała but i skarpetkę leżące na podłodze szybu, naprawo od Jeffa i dopiero po chwili dotarło do niej, że te rzeczy należą doPabla.Eric zdjął je wczoraj, żeby podrapać Pabla w podeszwę stopy isprawdzić, czy kręgosłup jest złamany.Zapomnieli o nich w zamieszaniupoprzedniego wieczoru, a teraz porastał je cienki meszek winorośli.Amymało nie schyliła się.żeby je zabrać, myśląc, że przydadzą się Pablowi, aleopamiętała się i poczuła się głupio.I niegodziwie, ponieważ w makab-ryczny sposób zaczęła się uśmiechać.Pablo oczywiście już niepotrzebuje butów ani skarpetek, już nigdy. Wczoraj wieczorem była tutaj łopata oznajmiła, zdziwionawłasnymi słowami.Nie przemyślała ich, nawet nie zauważyła świadomiebraku łopaty, dopóki nie usłyszała swojego komentarza.Wskazała ścianępo drugiej stronie szybu, gdzie przedtem stała oparta łopata.Terazzniknęła.Jeff odwrócił się za jej gestem. Jesteś pewna? zapytał.Przytaknęła. Taka składana.Jeff patrzył jeszcze przez chwilę, po czym wrócił do nasączaniapochodni tequilą. Może ją zabrały powiedział. Kto? Winorośle. Po co? Mathias i ja próbowaliśmy wcześniej wykopać dół przy pomocykamienia i masztu namiotowego.na latrynę i żeby destylować nasz mocz.Może one chcą nam w tym przeszkodzić.Amy milczała.Tyle miała do zakwestionowania w tych słowach, żewobec takiego wyzwania poczuła niemal panikę,228brzęczenie narastające w głowie.Nie wiedziała, od czego zacząć. Twierdzisz, że one widzą? Widziały, jak kopaliście?Jeff wzruszył ramionami. Muszą jakoś wyczuwać różne rzeczy.Inaczej jak mogłyby zabraćstopy Pabla?Feromony, myślała Amy.Odruchy.Nie chciała, żeby winorośle mogływidzieć, przerażała ją taka perspektywa, wolała, żeby działałyautomatycznie, nieświadomie. I potrafią się porozumiewać? zapytała.Jeff skończył polewać, zakręcił butelkę, ubrania całkiem już nasiąkły. O co ci chodzi? Zobaczyły, jak tam kopiecie, i kazały tym na dole schować łopatę.Chciało jej się śmiać, taki absurdalny wydawał się ten pomysł.Ale cośpowstrzymywało ją od śmiechu: brzęczenie w głowie. Chyba tak przyznał Jeff. I myślą? Z pewnością. Ale. Przewróciły mój znak.Skąd mogły wiedzieć, że tak trzeba, jeśli. Jeff, to są rośliny.Rośliny nie widzą.Nie mogą się porozumiewać.Nie myślą.Nie. Czy wczoraj wieczorem była tu łopata'? Wskazał przeciwległąścianę. No tak, ale. Więc gdzie jest teraz?Amy milczała.Nie potrafiła odpowiedzieć.- Jeśli coś ją przesunęło ciągnął Jeff czy nie należy założyć, żeto winorośle?Zanim zdążyła odpowiedzieć, znowu rozległo się świergotanie.Dochodziło z lewej strony, z otwartego szybu, Jeff229szybko otworzył pudełko zapałek, wyciągnął jedną, zapalił, przyłożył dowęzełka ubrań.Alkohol jakby chwycił zapałkę i wessał w siebie jejpłomyk z trzepotliwym dzwiękiem.Wokół pochodni zmaterializowała siękula błękitnego ognia.Jeff podniósł ją i trzymał wysoko, dawała słabe,niepewne światło i wydawało się, że zgaśnie lada chwila.Amy przewi-dywała, że pochodnia nie wystarczy na długo. Szybko ponaglił Jeff i gestem skierował ją do otwartego szybu.Zwiergotanie trwało już trzy sygnały i oboje pospieszyli dootworu, żeby znalezć telefon, zanim znowu zamilknie.Pięć szybkichkroków i znalezli się w bocznym szybie.Uderzył w nich stały prądzimnego powietrza, pochodnia w ręku Jeffa słabo zamigotała.Amy przeżyłachwilę paniki, kiedy mały kwadrat otwartego nieba został z tyłu i sufitopadł tak nisko, że Jeff musiał posuwać się w kucki.Ciemność zdawała sięnapierać na nich, zacieśniać się z każdym krokiem, jakby ściany i sufitszybu przysuwały się do siebie.Winorośl, co dziwne w takimbezsłonecznym miejscu, rosła tutaj bujnie, pokrywała każdą powierzchnię.Brodzili w niej po kolana, zwisała również z sufitu, muskając twarz Amy,gdyby Amy tak rozpaczliwie nie chciała znalezć telefonu, natychmiastzawróciłaby i uciekła.Rozległ się czwarty świergot, wciąż przed nimi, wciągając ich głębiej doszybu.Amy wyczuwała gdzieś przed sobą ścianę nawet w ciemnościach,nawet jej nie widząc skądś wiedziała, że szyb kończy się jakieś dziesięćmetrów dalej.Zwiergotanie budziło echo, nadal jednak słyszała wyraznie, żetelefon leży pod tamtą ścianą w głębi, zagrzebany w winoroślach.Musieli goszukać na czworakach.Teraz prawie biegła, żeby tylko znalezć telefon,zanim przestanie dzwonić, to pragnienie połączone ze strachem popychałoją do przodu.Jeff poruszał się ostrożniej, zwlekał.Zostawiła go za sobą razem zpochodnią, winorośle muskały jej ciało, ale łagodnie.pieszczotliwie, niemalsię rozstępowały, żeby ją przepuścić.230 Czekaj - powiedział Jeff, a potem całkiem się zatrzymał.Podniósłwyżej migoczącą pochodnię i próbował coś zobaczyć.Amy go nie posłuchała, chciała tylko tam dotrzeć, znalezć telefon iwrócić.Widziała już ścianę albo coś podobnego: cień zmaterializowanyprzed nią, przeszkodę. Amy odezwał się głośniej Jeff.Jego głos odbił się echem od coraz bliższej ściany.Amy zawahała się,zwolniła, prawic się obejrzała i nagle dotarło do niej, że winorośl się porusza,że to właśnie wywołuje poczucie osaczenia, nie chodziło tylko o corazgłębszą ciemność, coraz węższy szyb.Nie, to powodowały kwiaty.Zwieszające się z sufitu i ścian, wznoszące się z podłogi, kwiaty nawinoroślach poruszały się, otwierały i zamykały jak mnóstwo maleńkich ust.Kiedy to zrozumiała, o mało nie przystanęła.Ale potem telefon zaświergotałpo raz piąty i pociągnął ją dalej, wiedziała, że więcej nie zadzwoni.Ale byłblisko tuż pod ścianą.Musiała tylko opaść na. Amy! wrzasnął Jeff, aż podskoczyła.Znowu ruszył z miejsca,pospieszył do niej, trzymając przed sobą pochodnię. Nie. Jest tutaj powiedziała.Zrobiła następny krok.To głupie, ale toona chciała znalezć telefon. Jest. Stój! krzyknął.A potem, zanim zdążyła odpowiedzieć, był tużprzy niej, chwycił ją za ramię, szarpnął w tył, przyciągnął blisko do siebie.Widziała niewyraznie jego twarz obok swojej, czuła jego ciepło, słyszałajego szept: Nie ma żadnego telefonu. Co? zapytała, zbita z tropu.Rozległ się szósty dzwonek, dobiegałjakby z winorośli tuż przed nimi.Amy spróbowała się wyrwać.Przecież.Jeff przytrzymał ją, ściskając mocno, aż zabolało.Schylił się i znowuzaczął jej szeptać do ucha: To winorośle.Kwiaty.One wydają ten dzwięk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]