[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ilekroć wyszłam z morskiej kąpieli i wycierałam się ręcznikiemna plaży, miałam wrażenie, że oszukałam śmierć, że jestem nieśmiertelna.Ale tu, w ciemnej sypialni w Wyldcliffe, dopadła mnie absolutna świadomośćmojej śmiertelności.Byłam przerażona.A więc pewnego dnia naprawdę dotego dojdzie i wtedy już nie będzie oszukiwania.Nagle przed oczami stanąłmi napis na pomniku w naszym miasteczku: W hołdzie marynarzom, którzyna morzu stracili życie w minionych wiekach.Wszyscy umieramy, ajesteśmy jako wody rozlane po ziemi."Wszyscy umrzemy.Wyglądałam przez okno, patrzyłam na ruiny skąpanew świetle księżyca i ciche jezioro.Jakim cudem Laurę spotkała krzywda wtak sielskim miejscu?- Wszyscy umrzemy - mruknęłam pod nosem.Wtedy wydało mi się, że zoddali dobiega ciepły, spokojny głos Frankie, jakby czytała na głos w naszymmałym kościółku: Wszyscy umrzemy.Ale Bóg życia nie zabiera.Ten, ktow Niego uwierzy, będzie się cieszył życiem wiecznym".Wróciłam do łóżka i zasnęłam.Miałam wrażenie, że zaledwie minutę pózniej poranny dzwonekwyciągnął nas z łóżek.Nadchodził kolejny bezlitosny dzień w Wyldcliffe.50Ubrałam się szybko i pobiegłam do marmurowych schodów, zanim Helenwróciła z łazienki.Nie chciałam okazać się niewdzięczna, ale naprawdę niemiałam ochoty włóczyć się z nią po ciemnych schodach i szukać kontaktu zduchami zmarłych służących.Poza tym nie chciałam znowu spóznić się naśniadanie.Postanowiłam, że dzisiaj będzie mój pierwszy prawdziwy dzień wWyldcliffe.Nie spóznię się, nie wpakuję w kłopoty i nie zemdleję.Proste.Dziewczęta schodziły do jadalni małymi grupkami, wszystkie schludne ilśniące w ten piękny nowy dzień.- Cześć - zaczęłam radośnie, ale mnie ignorowały.Cisza.Jakbym nieistniała.- Na schodach nie wolno rozmawiać - poinformował mnie szept zaplecami.Odwróciłam się i z ulgą powitałam widok przyjaznej twarzy Sary.Dotknęła ust palcami i zrozumiałam - kolejna zasada.Uśmiechnęłam się doniej z ulgą i zbiegłam po zimnych białych schodach.U ich stóp natknęłam się na najwyższą przełożoną, elegancką iniedostępną.Przyglądała mi się oczami bez wyrazu.- O ile pamiętam, poinformowałam cię, że w szkole nie wolno nosićbiżuterii.Zapomniałam o tym na śmierć i spod mojej bluzki wyglądały ciężkieogniwa naszyjnika od Frankie.- Bardzo przepraszam.Zapomniałam.- Radzę zapamiętać, że kiedy mówię coś uczennicy, zakładam, że zostanęzrozumiana.51- Już zdejmuję.- Wróciłam biegiem na górę, zanim zdążyła powiedziećcoś jeszcze.Przyprawiała mnie o dreszcze: te bezdenne ciemne oczy, tennieziemski spokój w głosie i jednocześnie wściekłość wyczuwalna tuż podpowierzchnią.- Uważaj, idiotko!Celeste łypnęła na mnie gniewnie - mało brakowało, a przewróciłabym jąna schodach.- Och, przepraszam.- sapnęłam i minęłam ją.Nie dam ani jej, ani paniHartle satysfakcji i nie spóznię się na śniadanie po raz drugi.Wpadłam dosypialni, po drodze odpięłam łańcuszek i otworzyłam szufladę w nocnejszafce.Zawahałam się.Nie wiadomo dlaczego, nie chciałam wkładać naszyjnikado szuflady.Skąd miałam wiedzieć, że będzie tam bezpieczny? Celestezapewne nie zawaha się, by przejrzeć moje rzeczy i nie mogłam znieść myślio tym, że go będzie dotykać.To zbyt osobiste.Srebrny wisiorek połyskiwałhipnotyzująco w mojej dłoni.Ostatnie ogniwo łączące mnie z Frankie.Jejtwarz stanęła mi przed oczami i nagle uznałam, że za żadne skarby świata nierozstanę się z naszyjnikiem.Przejrzałam zawartość szuflady, aż znalazłam białą koszulę nocną ztroczkami przy szyi.Urwałam je, zdjęłam wisior z łańcuszka, nawlokłam natasiemki i powiesiłam sobie na szyi, pod bluzką.Zerknęłam do lustra -niczego nie było widać.Pani Hartle nie domyśli się, że nadal mam go na szyi.Znowu puściłam się biegiem po schodach i wpadłam do jadalni zostatnimi maruderami.Udało mi się usiąść koło Sary.Musiałam siępowstrzymywać, by nie szczerzyć zębów w idiotycznym uśmiechu.52Zwycięstwo nad panią Hartle, nawet w tak błahej sprawie, wprawiło mnie wświetny humor.Po śniadaniu panna Scratton zatrzymała mnie, gdy wychodziłam z jadalni.- Mam nadzieję, że dzisiaj pójdzie ci lepiej, Evie - oznajmiła suchym,szorstkim tonem.- Na pewno.Podeszła bliżej.- Kto wie, co nas czeka każdego dnia? Unikaj kłopotów.- Czułam na sobiebadawcze spojrzenie jej oczu i przez jedną szaloną chwilę myślałam, że widziwisiorek Frankie pod bluzką.Nie, to byłoby idiotyczne.- Szybkoprzywykniesz do naszych zasad - mówiła.- I mam nadzieję, że wkrótcepoczujesz się w Wyldcliffe jak w domu.Od lat ofiarujemy schronieniewędrowcom.Nie miałam pojęcia, o czym mówi.Straciłam Sarę z oczu i musiałamdotrzeć do klasy.Uśmiechnęłam się krzywo do panny Scratton i z nadzieją,że nic więcej ode mnie nie chce, wybiegłam z jadalni.W tłumie na korytarzu nie było nikogo z mojej klasy, więc spojrzałam narozkład zajęć, który dostałam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]