[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlaczego nie obudzono mnie wcześniej! Tale-rzyk mleka na podłodze świadczył o macierzyńskich impulsach Adeli,świadczył niestety także i o chwilach przeszłości, dla mnie na zawszestraconej, o rozkoszach przybranego macierzyństwa, w których nie bra-łem udziału.Ale przede mną leżała jeszcze cała przyszłość.Jakiż bezmiar do-świadczeń, eksperymentów, odkryć otwierał się teraz! Sekret życia,jego najistotniejsza tajemnica sprowadzona do tej prostszej, poręczniej-szej i zabawkowej formy odsłaniała się tu nienasyconej ciekawości.Było to nadwyraz interesujące, mieć na własność taką odrobinkę życia,taką cząsteczkę wieczystej tajemnicy, w postaci tak zabawnej i nowej,budzącej nieskończoną ciekawość i respekt sekretny swą obcością, nie-spodzianą transpozycją tego samego wątku życia, który i w nas był, naformę od naszej odmienną, zwierzęcą.Zwierzęta! cel nienasyconej ciekawości, egzemplifikacje zagadkiżycia, jakby stworzone po to, by człowiekowi pokazać człowieka, roz-kładając jego bogactwo i komplikację na tysiąc kalejdoskopowychmożliwości, każdą doprowadzoną do jakiegoś paradoksalnego krańca,NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG37do jakiejś wybujałości pełnej charakteru.Nieobciążone splotem egzo-tycznych interesów, mącących stosunki międzyludzkie, otwierało sięserce pełne sympatii dla obcych emanacji wiecznego życia, pełne miło-snej współpracującej ciekawości, która była zamaskowanym głosemsamopoznania.Piesek był aksamitny, ciepły i pulsujący małym, pospiesznym ser-cem.Miał dwa miękkie płatki uszu, niebieskawe, mętne oczka, różowypyszczek, do którego można było włożyć palec bez żadnego niebezpie-czeństwa, łapki delikatne i niewinne, z wzruszającą, różową broda-weczką z tyłu, nad stopami przednich nóg.Właził nimi do miski z mle-kiem, żarłoczny i niecierpliwy, chłepcący napój różowym języczkiem,ażeby po nasyceniu się podnieść żałośnie małą mordkę z kroplą mlekana brodzie i wycofać się niedołężnie z kąpieli mlecznej.Chód jego był niezgrabnym toczeniem się, bokiem na ukos w nie-zdecydowanym kierunku, po linii trochę pijanej i chwiejnej.Dominantąjego nastroju była jakaś nieokreślona i zasadnicza żałość, sieroctwo ibezradność niezdolność do zapełnienia czymś pustki życia pomiędzysensacjami posiłków.Objawiało się to bezplanowością i niekonse-kwencją ruchów, irracjonalnymi napadami nostalgii z żałosnym skom-leniem i niemożnością znalezienia sobie miejsca.Nawet jeszcze w głę-bi snu, w którym potrzebę oparcia się i przytulenia zaspokajać musiałużywając do tego własnej swej osoby, zwiniętej w kłębek drżący to-warzyszyło mu poczucie osamotnienia i bezdomności.Ach, życie młode i wątłe życie, wypuszczone z zaufanej ciemności, z przytulnegociepła łona macierzystego w wielki i obcy, świetlany świat, jakże kur-czy się ono i cofa, jak wzdraga się zaakceptować tę imprezę, którą muproponują pełne awersji i zniechęcenia!Lecz zwolna mały Nemrod (otrzymał był to dumne i wojowniczeimię) zaczyna smakować w życiu.Wyłączne opanowanie obrazem ma-cierzystej prajedni ustępuje urokowi wielości.Zwiat zaczyna nań nastawiać pułapki: nieznany a czarujący smakróżnych pokarmów, czworobok porannego słońca na podłodze, na któ-rym tak dobrze jest położyć się, ruchy własnych członków, własne łap-ki, ogonek, figlarnie wyzywający do zabawy z samym sobą, pieszczotyręki ludzkiej, pod którymi zwolna dojrzewa pewna swawolność, weso-łość rozpierająca ciało i rodząca potrzebę zgoła nowych, gwałtownych iryzykownych ruchów wszystko to przekupuje, przekonywa i zachęcado przyjęcia, do pogodzenia się z eksperymentem życia.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG38I jeszcze jedno.Nemrod zaczyna rozumieć, że to, co mu się tu pod-suwa, mimo pozorów nowości jest w gruncie rzeczy czymś, co już było było wiele razy nieskończenie wiele razy.Jego ciało poznaje sytu-acje, wrażenia i przedmioty.W gruncie rzeczy to wszystko nie dziwigo zbytnio.W obliczu każdej nowej sytuacji daje nura w swoją pamięć,w głęboką pamięć ciała, i szuka omackiem, gorączkowo i bywa, żeznajduje w sobie odpowiednią reakcję już gotową: mądrość pokoleń,złożoną w jego plazmie, w jego nerwach.Znajduje jakieś czyny, decy-zje, o których sam nie wiedział, że już w nim dojrzały, że czekały na to,by wyskoczyć.Sceneria jego młodego życia, kuchnia z wonnymi cebrami, ześcierkami o skomplikowanej i intrygującej woni, z kłapaniem pantofliAdeli, z jej hałaśliwym krzątaniem się nie straszy go więcej.Przy-wykł uważać ją za swoją domenę, zadomowił się w niej i począł rozwi-jać w stosunku do niej niejasne poczucie przynależności, ojczyzny.Chyba że niespodzianie spadał nań kataklizm w postaci szorowaniapodłogi obalenie praw natury, chlusty ciepłego ługu, podmywającewszystkie meble, i grozny szurgot szczotek Adeli.Ale niebezpieczeństwo mija, szczotka uspokojona i nieruchoma le-ży cicho w kącie, schnąca podłoga pachnie miło mokrym drzewem.Nemrod, przywrócony znowu do swych normalnych praw i do swobo-dy na terenie własnym, czuje żywą ochotę chwytać zębami stary koc napodłodze i targać nim z całej siły na prawo i lewo.Pacyfikacja żywio-łów napełnia go niewymowną radością.Wtem staje jak wryty: przed nim, o jakie trzy kroki pieskie, posuwasię czarna maszkara, potwór sunący szybko na pręcikach wielu pogma-twanych nóg.Do głębi wstrząśnięty Nemrod posuwa wzrokiem za sko-śnym kursem błyszczącego owada, śledząc w napięciu ten płaski, bez-głowy i ślepy kadłub, niesiony niesamowitą ruchliwością pajęczychnóg.Coś w nim na ten widok wzbiera, coś dojrzewa, pęcznieje, czegosam jeszcze nie rozumie, niby jakiś gniew albo strach, lecz raczej przy-jemny i połączony z dreszczem siły, samopoczucia, agresywności.I nagle opada na przednie łapki i wyrzuca z siebie głos, jeszcze je-mu samemu nie znany, obcy, całkiem niepodobny do zwykłego kwile-nia.Wyrzuca go z siebie raz, i jeszcze raz, i jeszcze, cienkim dyszkan-tem, który się co chwila wykoleja.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG39Ale nadaremnie apostrofuje owada w tym nowym, z nagłego na-tchnienia zrodzonym języku.W kategoriach umysłu karakoniego niema miejsca na tę tyradę i owad odbywa dalej swą skośną turę ku kąto-wi pokoju, wśród ruchów uświęconych odwiecznym karakonim rytu-ałem.Wszelako uczucia nienawiści nie mają jeszcze trwałości i mocy wduszy pieska.Nowoobudzona radość życia przeistacza każde uczucie wwesołość.Nemrod szczeka jeszcze, lecz sens tego szczekania zmieniłsię niepostrzeżenie, stało się ono swoją własną parodią pragnąc wgruncie rzeczy wysłowić niewymowną udatność tej świetnej imprezyżycia, pełnej pikanterii, niespodzianych dreszczyków i point.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG40PANW kącie między tylnymi ścianami szop i przybudówek był zaułekpodwórza, najdalsza, ostatnia odnoga, zamknięta między komorę, wy-chodek i tylną ścianę kurnika głucha zatoka, poza którą nie było jużwyjścia.Był to najdalszy przylądek, Gibraltar tego podwórza, bijący roz-paczliwie głową w ślepy parkan z poziomych desek, zamykającą i osta-teczną ścianę tego świata
[ Pobierz całość w formacie PDF ]