[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odkupienie.Dziwne, ale od dnia, w którym spotkał chłopca po raz pierwszy, to słowo nie dawałomu spokoju.Zeke sięgnął znowu po butelkę z alkoholem, stojącą na podłodze przy łóżku, i pociągnął łyk.Dympapierosowy krążył mu w nozdrzach, a whisky spływała po gardle.Paliła go, ale pił dalej.To chybajakaś forma pokuty - pomyślał, odstawiając butelkę od spragnionych ust i zastępując ją papierosem.Kara za wszystkie jego przewinienia i słabości.A najdziwniejsze jest to, że mimo tak długiego czasu wciąż nie mogę przestać o tym myśleć.-Zeke wbił wzrok w ścianę naprzeciwko.Wspinał się po niej z mozołem karaluch i anioł w duchużyczył mu powodzenia.Mógł mu to powiedzieć osobiście, ale komunikacja z insektem nie należałado najłatwiejszych.Przebaczenie - czy jest w ogóle możliwe? Po tym, jak Grigori zostali wygnani, nie przestawaliużywać życia.Ziemia stała się ich nowym domem.Doskonale zdawali sobie sprawę, że już nigdy nieujrzą Nieba.Ezekiel nawet nie brał pod uwagę przebaczenia - do chwili, gdy po raz pierwszy ujrzałtego chłopca na błoniach.Po raz kolejny zaciągnął się papierosem i przytrzymał dym w płucach.Zajmował się własnymi sprawami, szukał w śmietnikach puszek, które mógłby oddać na złom - iwtedy go wyczuł.Poczuł obecność chłopaka, który bawił się z psem po drugiej stronie błoni.Z Nefilimami stykał się od wieków, ale nigdy nie zrobiło to na nim takiego wrażenia jak teraz.Aaronbył wyjątkowy.Zeke wypuścił z płuc chmurę kłębiącego się dymu.Skończył papierosa i wyrzucił filtr na podłogę.Chciało mu się jeszcze palić i w pewnej chwili pomyślał, że poprosi sąsiada o papierosa, ale wtedyprzypomniał sobie, że jest już winny kilka fajek innym lokatorom.Musiał zagłuszyć w sobie nikotynowy głód.Co ja Mu powiem - co powiem Stwórcy? - zastanowił się, sięgając po butelkę.- Przepraszam, że wszystko spieprzyłem - wymamrotał i napił się whisky.Położył butelkę na brzuchu i popatrzył w sufit, skupiając wzrok na mokrej plamie, która kształtemprzypominała mu Włochy.Czy przyznanie się do winy i wyrażenie skruchy wy starczą?Zeke pogrzebał w pamięci, żeby przypomnieć sobie, jakie to uczucie znalezć się w Jego obecności.Zamknął oczy i poczuł, jak na wspomnienie tych chwil robi mu się ciepło.Gdyby tylko mógł poczuć to znowu - stanąć przed Ojcem wszystkich rzeczy i błagać Go o łaskę.Otworzył oczy i dotknął policzków - były mokre od łez.- To żałosne - mruknął, zdegustowany tym nagłym przypływem emocji.- Azy nic tu nie pomogą -powiedział na głos, podnosząc butelkę do ust.Oparł głowę o ścianę i przełknąłkilka potężnych łyków alkoholu.Beknął głośno - niski gardłowy dzwięk zdawał się wstrząsaćkrokwiami na dachu.- Trzeba było się nad tym zastanowić, zanim zacząłem udzielać radpotrzebującym - powiedział sam do siebie z sarkazmem.Nagle uderzył go charakterystyczny zapach.Dym.Ale nie ten, którego tak bardzo potrzebował.Cośsię paliło.Podniósł się z łóżka i nie zakładając butów, podszedł do drzwi.Jeżeli Gruba Mary z dołu podgrzewa znów coś na kuchence elektrycznej, wszyscy lokatorzy będąmieli kłopoty.Może sąsiadka postanowiła tylko zagotować sobie wodę na herbatę? -pomyślał Zeke, otwierając drzwi na korytarz.W twarz uderzył go podmuch gorącego powietrza - tak silny, że Zeke zatoczył się do tyłu i zasłoniłinstynktownie twarz rękami.Korytarz płonął i błyskawicznie wypełniał się gryzącym dymem.Ogarnęła go panika.Nie bał się jednak o siebie, gdyż był niemal pewien, że płomienie nie mogąwyrządzić mnu krzywdy, lecz o pozostałych nieszczęśników, którzy azywali Hotel Osmond swoimdomem.Wytoczył się z pokoju, zasłaniając usta dłonią, by choć w ten sposób obronić się przedtrującą chmurą, unoszącą się w powietrzu.Przypomniał sobie, że na końcu korytarza jest alarmprzeciwpożarowy.Jeśli uda mu się do niego dotrzeć, może zdoła ocalić kilka istnień.Przywarłplecami do ściany i zaczął powoli zmierzał w stronę włącznika alarmu.Po drodze słyszał krzyki uwięzionych ludzi, którym ogień odciął drogę ucieczki z pokojów.Dym stawał się coraz gęstszy.Zeke opadł na kolana i zaczął pełznąć.Drewniana podłoga nagrzałasię niemiłosiernie, parząc go dotkliwie w ręce i nogi, ale nie poddawał się.Musiałbyć już bardzo blisko.Spojrzał w górę osmalonymi i załzawionymi oczami, starając się dostrzec na ścianie włącznik alarmu- i wtedy ich zobaczył.Było ich dwóch.Powoli przedzierali się przez dym i płomienie.Próbowałkrzyczeć, ale jedynym dzwiękiem, jaki zdołał z siebie wydobyć, byłrozrywający płuca kaszel.Dym jakby trochę się rozrzedził i obydwie postacie stanęły nad nim.W rękach ściskali ognistemiecze, rozniecając coraz większe płomienie jednostajnym ruchem skrzydeł.- Witaj, Grigori - odezwał się pierwszy z aniołów, w którym Ezekiel - ku swojemu przerażeniu -rozpoznał jednego z tych, którzy dawno temu pozbawili go skrzydeł.- Przyszliśmy tu trochę posprzątać i zadbać o porządek - dodał drugi.Obaj uśmiechnęli siędrapieżnie.Zeke zdał sobie sprawę, że buchające płomienie są w tej chwili najmniejszym jego zmartwieniem.*Kilka minut po dziewiątej Aaron zaparkował samochód na podjezdzie swojego domu przy BakerStreet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]