[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Aaron czeka na informacje o średnicy rury, jej długości i spo-sobie zamontowania.Tak? - Jorg jakby wiedział o czymrozmyśla Czerny.-Tak - przyznał niechętnie.-To jak chcesz to zdobyć, nie wchodząc tam?-Dobrze, już się zgodziłem.Przestań zrzędzić!-Ostatecznie mogę pójść sam, ale do końca życia nie pozbę-dziesz się wyrzutów sumienia.-Jasne, lepiej trafić na upiora.Koniec życia, jakikolwiek bybył, nadejdzie szybciej, ale bez wyrzutów sumienia, za to w po-czuciu.-Andrzej! Przestań gadać, a pomóż mi - burknął Jorg.Otworzyłklapę do schowka pod podłogą i wyciągnął dwa schmeissery.Sprawdził, jak działa zamek i naboje w magazynku.Dwa innewsunął do kieszeni.Drugi pistolet podał Czernemu.292-Dzisiaj idę do Marklissy.-Po co?-Może Luge da nam coś do zjedzenia, a i muszę się z nim po-żegnać.-Jakie to piękne - mruknął Czerny.- Ale wróć.Mimo wczesnej godziny Lugego nie było w domu.Stał na po-dwórzu restauracji i polewał wodą wybetonowaną powierzchnię.Wyraznie ucieszył go widok Jorga.-Bałem się, że pana zabili.Bo przecież ostrzegałem przed tymKarlem.-Panie Luge, już muszę stąd odejść.Przyszedłem się pożegnać.-No cóż, jak pan musi.- W głosie Lugego wyczuł nutkę żalu.- Dam panu coś na drogę, bo długa.-Dziękuję, ale nie mam czym zapłacić.Luge machnął ręką i wbiegł do składziku obok tylnego wejściado restauracji.Wyszedł po chwili, niosąc kiełbasę zawiniętą w prze-tłuszczony papier.-Niech pan schowa.- Sięgnął do torby, którą Jorg miał prze-rzuconą przez ramię i wepchnął tam kiełbasę.- Niedużo, ależycie może uratować.-Panie Luge, spotkamy się? - Jorg podał mu rękę i uścisnąłserdecznie.-Ja będę czekać, ale co do pana to mam wątpliwości.-A to czemu?-Za bardzo lubi pan głowę nadstawiać, panie Martin.- ObjąłJorga.- Nikt już mi nie pozostał.To niech pan wraca szybko.Ucałował go w obydwa policzki i szybko wrócił do drzwi, jakbychcąc ukryć wzruszenie.Jorg rozejrzał się po podwórku.Z tym miejscem łączyło siętyle wspomnień.Kątem oka dostrzegł, że w bramie ktoś stanął.Odwrócił się w jego stronę.Chłopak najwyrazniej na niego czekał.Jorg podszedł do niego.- Kapitanie Jorg, czy pan mnie poznaje? - Chłopak wydawałsię zadowolony ze spotkania.Jorg przyjrzał mu się uważnie.Miał szesnaście, siedemnaścielat, proste krótko podstrzyżone blond włosy i dość pospolitą twarz.Ubrany w krótką wojskową kurtkę, podtrzymywał plecak.293- Hans Luft, byłem w Hirschbergu, kiedy pan tam miał służbę.W styczniu stamtąd pan wyjechał.To nie była informacja, która mogła cokolwiek wyjaśnić.Wośrodku Pers Z w Hirschbergu kręciło się dużo takich młokosów.Byli łącznikami, sprzątaczami albo technikami, którzy zajmowalisię konserwacją urządzeń.Nie mógł ich pamiętać.Uśmiechnął się.-Być może.Co teraz robisz?-Szukam zajęcia.Może pan coś ma dla mnie?Było coś niepokojącego w jego twarzy.Oczy? Lekko przymru-żone, jakby kryjące nienawiść.Co chwila zerkał w bok.Sprawdzał?Obawiał się czegoś? A może przygotowywał atak?- Nie, już stąd wyjeżdżam.W drzwiach stanął Luge.Przyglądał się scenie na podwórzu.-To powodzenia - powiedział Jorg.Machnął ręką na pożegna-nie i odwrócił się.Nie chciał dłużej rozmawiać z tymchłopakiem, gdyż pomyślał, że mógł go nasłać Globcke.Towyjaśniałoby, skąd wiedział, że w styczniu wyjechał zHirschbergu do Tzschochy.-Do zobaczenia, panie kapitanie - usłyszał, jak chłopak woła zanim.Jorg wyszedł z bramy i skręcił w uliczkę prowadzącą do ratu-sza.Obejrzał się, ale nie zauważył chłopaka.Obszedł niewielki bu-dynek i wszedł do sieni najbliższego domu.W kilku susach poko-nał schody prowadzące na piętro i stanął przy oknie.Czekał kilkaminut, aż dostrzegł, że chłopak stanął przy słupie ogłoszeniowym.Było to naturalne.Może szukał oferty pracy, jakie naklejano obokważnych obwieszczeń nowych władz.Mijał czas, a on wciąż stał wjednym miejscu.Za długo jak na przejrzenie kilkunastu naklejo-nych kartek.Czekał na kogoś, czy może rozglądał się za Jorgiem,który nagle zniknął z pola widzenia.Po chwili odszedł od słupa iusiadł na parapecie sklepowej wystawy.Jorg uznał, że nie ma co dłużej czekać.Zastanawiało go za-chowanie Hansa Lufta.Jeżeli go śledził, to dlaczego podszedł i sięprzedstawił? Nie powinien zwracać na siebie uwagi człowieka, zaktórym miał podążać.A może miał inny plan i nagłe pojawienie sięLugego uniemożliwiło mu zrealizowanie zamysłu.Zbiegł na parter i zakręcił do drzwi prowadzących na podwórze.Było niewielkie, obramowane szeregiem niskich komórek.Wspiął294się na dach jednej z nich i zeskoczył na drugą stronę.Przeszedłprzez niewielkie zaorane poletko i zatrzymał się przed drewnianympłotem, zza którego mógł obserwować drogę, pozostając nie-zauważalny.Było pusto.Chłopak stracił jego ślad i być może wciążsiedział na rynku, spodziewając się, że Jorg się tam pojawi.Przeskoczył przez płot i oglądając się co chwila, szybkim kro-kiem oddalał się od Leśnej.Czerny był na stryszku, skąd nadał meldunek do Aarona o ichwyprawie, co uważał za niepotrzebne, ale konieczne zabezpiecze-nie.Wiedział, że Aaron nie ma żadnej możliwości, żeby im pomóc,ale przynajmniej będzie wiedział, gdzie jest ich grób.Potem za-pakował radiostację do plecaka, obok zapasowych baterii i gra-natów.Jorg nie opowiedział mu o spotkaniu na podwórzu.Uznał, żemają poważniejsze problemy niż zastanawianie się, czego chciałsiedemnastoletni chłopak.Wieczorem wyruszyli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]