[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kobieta ubierasię na czarno i nie wychodzi z domu.Powoli się to zmienia, ale bardzo powo-li.Nikomu nie mieści się w głowie, że ktoś mógłby ożenić się ponownie w pięćmiesięcy po śmierci żony.Musisz być przygotowana, że będą patrzyli na ciebiekrzywo.Kiedy będziesz szła na zakupy, kiedy wybierzemy się do kina, restauracjiczy baru, towarzyszyć ci będą kamienne maski.Wskazał budynek nad wodą, z wystającym długim balkonem, i objaśnił: Tam znajduje się bar Gleneagles.Bar i mieszczącą się pod nim restau-rację prowadzą dwaj bracia, Tony i Salvu, z którymi łączy mnie wielka przyjazń.Spędzam u nich mnóstwo czasu, na ich adres przychodzi moja poczta.Obaj naswój sposób kochali Nadię.Kiedy tam pójdziemy, zrozumiesz, co miałem na my-śli.Prom przybił do nabrzeża i rampa opadła z ogromnym hałasem.Podniósł jejnową walizkę firmy Samsonite, chwycił swoją sfatygowaną, płócienną torbę i po-dążył wraz ze swą towarzyszką i resztą pasażerów do wyjścia. Za barem Gieneagles czeka na nas mój dżip oznajmił, gdy wspinalisię po stoku wzgórza. Kiedy zobaczę Michaela? Dałem mu znać, będzie czekał w domu.49Do baru wiodła kładka.Dżip stał zaparkowany obok wejścia do baru.Rzuciłwalizkę i torbę na tył samochodu, po czym ujął jej rękę i powiedział: Od tego momentu zaczyna się twoja rola.Masz ją grać przez kolejne sześćmiesięcy, choćby nie wiem co.Zachowuj się jak kochająca, nowo poślubiona żo-na, ale bez przesady.Weszli do baru.W rogu sali kilku rybaków grało w Bixlę.Przy barze siedziałoparu mężczyzn.Za ladą stał Salvu, młodszy od Tony ego i obdarzony większączupryną.Creasy pomachał ręką pozdrawiając graczy.Odpowiedzieli mu jednym krót-kim spojrzeniem.Kiwnięciem głowy pozdrowił mężczyzn przy barze.Skinęli głowami w od-powiedzi.Salvu nie spuszczał wzroku z Leonie, którą Creasy wciąż trzymał zarękę. Salvu, to moja żona Leonie.Z twarzą pustą jak maska Salvu wyciągnął rękę ponad barem.Uścisnęła ją.Był to naprawdę bardzo krótki uścisk dłoni.Jego głos był twardy niczym stal: Witamy na Gozo, Leonie. Bardzo dziękuję posłała mu uśmiech. Cieszę się, że tu przyjechałam.Creasy wskazał mężczyzn przy barze i przedstawił ich podając ich przydomki: To Piła, Bandżo, Lancet i Wiston.Cztery kolejne krótkie uściski dłoni, parę wymamrotanych pod nosem słów.Salvu przesunął na kontuarze kilka pakunków i kopert.Creasy wziął je i podzię-kował. Możesz zarezerwować mi stolik w restauracji na dwie osoby na jutro wie-czór? poprosił. Oczywiście.Zapadła cisza.Wreszcie Creasy odezwał się do Leonie: Chodzmy, kochanie, pokażę ci dom.Chwycił ją za rękę i wyszli.Jechali w milczeniu do centrum wyspy.Leonie nie wytrzymała i pożaliła się: Miałeś stuprocentową rację.Czułam wiejący zewsząd lodowaty chłód. Nie licz, że będzie lepiej.Wskazał na masywną kopułę kościoła po swojej lewej stronie. Tam leży wioska Kewkija.Kopuła kościoła jest trzecią pod względem wiel-kości w świecie.Zwiątynia może pomieścić pięć razy więcej osób, niż cała wioskaliczy mieszkańców. Po co taki kolos? Współzawodnictwo między wioskami.Wioski rywalizują ze sobą w każ-dej dziedzinie: w rozgrywkach piłkarskich, w liczbach fajerwerków puszczanychw czasie wiejskich świąt.Nawet księża z poszczególnych wiosek konkurują zesobą.Jeszcze dwadzieścia lat temu powodem do wielkiego skandalu byłby ślub50młodych pochodzących z różnych wiosek.Musisz wiedzieć, że między wioskamiwystępują nawet różnice w wymowie.Jechali teraz przez Rabat, stolicę wyspy.Po drodze zwracał Leonie uwagęna sklepy i mijane budynki.Po paru minutach zatrzymał samochód na poboczujezdni i pokazał górujący nad nimi łańcuch górski.Ujrzała dom przytulony podszczytem góry. Tam będziesz mieszkać przez najbliższe sześć miesięcy. Ale tu pięknie! westchnęła, lecz zaraz zmarkotniała. Czy tam teżotaczał mnie będzie lodowaty chłód? Nie, ten dom będzie twoim azylem.Tam możesz odpocząć i zapomniećo udawaniu.Jedynymi osobami poza chłopcem mogą być zjawiający się z rzadkagoście.Dwa razy w tygodniu z rana przychodzić będzie kobieta do sprzątania. Znała Nadię? Oczywiście. W takim razie sama będę sprzątać.Pokręcił przecząco głową. Nie, to wdowa i potrzebuje pieniędzy. Będę jej płacić z własnej kieszeni. Nie przyjmie ich, jeśli nic nie będzie robić.To dumni ludzie.Zresztą to tyl-ko kilka godzin dwa razy w tygodniu.Kiedy będzie miała przyjść, możesz w tymczasie iść na plażę.Wrzucił jedynkę i dżip zaczął piąć się w górę.9Michael pływał w basenie.Znajdował się w połowie dystansu płynąc równymkraulem i nie słyszał, jak brama otwiera się, ani też nie widział, jak wchodzą.Creasy postawił torbę i walizkę, ujął swą towarzyszkę pod ramię i poprowadził jądo basenu.Chłopiec zrobił nawrót i płynął dalej.Stali i patrzyli na niego.Dopłynąłdo przeciwległego krańca i wykonał kolejny nawrót, wykazując już teraz oznakizmęczenia.Przemierzając z powrotem basen spostrzegł gości, lecz nie zmieniłtempa.Dotarł do brzegu, na którym stali, i oparł łokcie na krawędzi ciężko oddycha-jąc. Ile okrążeń? zaciekawił się Creasy.Chłopiec podniósł na niego wzrok.Widziała jego czarne włosy, ciemne oczyi śniadą cerę. Sto dwadzieścia odrzekł. Jutro cię pokonam, czy będą to dwie, pięćczy sto długości basenu.Leonie odwróciła się i spojrzała na Creasy ego.Po raz pierwszy na jego twa-rzy gościł uśmiech. Załóżmy się zaproponował.Chłopiec uśmiechnął się od ucha do ucha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]