[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No tak, chłopcze - westchnął Laursen.- Byłoby ła-twiej, gdyby ktoś nam pomógł.- Kto taki? - naciskał Robert, nie chcąc się poddać.- Usiądzcie, to wam wyjaśnię.- Robert i Kari zajęlimiejsca na kanapie.177- Pewnie wiesz, jakim człowiekiem był Reidar? Twójadopcyjny tata.- Prawie go nie pamiętam - odparła Kari.- Zmarł,kiedy byłam bardzo mała.Mama nie opowiadała za wiele,a ja też nie pytałam.- Miałaś jakieś cztery, pięć lat, jak umarł, prawda? - po-wiedział Laursen.- Ale wszyscy inni wiedzieli, jaki byłReidar Solbakken.Albo byli bardzo świadomi jego ist-nienia.W tym czasie twój tata decydował o większościrzeczy w okolicy.Był ze starego pokolenia.Weteran wojny.Dwukrotnie raniony przez Niemców.Wszedł w politykę,wstąpił do Partii Pracy.Posiadał kutry, które przynosiłydochody, wtedy połowy były większe.Był człowiekiemsukcesu i stał się człowiekiem władzy.Mam nadzieję, żemi wybaczysz moje słowa.Jednocześnie miał drugą twarz.Angażował się społecznie, być może przez twoją mamę.Pracowała w końcu w opiece socjalnej.Dawał pieniądzena różne cele i pomagał rodzinom w ciężkiej sytuacji.Krótko mówiąc, człowiek o wielkim znaczeniu.Człowiek,któremu nikt nie chciał się sprzeciwiać.Jan Egil wstał i otworzył szafkę.Wyjął medal.- Dostałem go w 1964 roku.Uratowałem dziewczynkęprzed utonięciem.To z inicjatywy Reidara przyznano mimedal i dyplom od gminy.Miły gest, bardzo byłem z tegodumny.Jednocześnie on dobrze wiedział, co robi.W pe-wien sposób miałem u niego dług wdzięczności.Stałemsię kolejną osobą, której trudno było mu się sprzeciwić.- Z jakiego powodu miałby pan się mu sprzeciwiać? -zapytał Robert.- Z żadnego, ale w razie gdyby.Rozumiesz?- Nie do końca.- Kiedy cię znaleziono - Laursen zwrócił się do Kari - towydarzyło się właśnie takie w razie gdyby".W razie gdyby178nasze obowiązki były sprzeczne z jego interesami.Jegożona chciała cię zatrzymać.Reidar Solbakken dał to dozrozumienia osobom decydującym o adopcji.My na policjiteż się o tym dowiedzieliśmy.Nie chodziło tu o jakieśotwarte naciski, ale wypowiedzi typu To oczywiste, żejej biologiczni rodzice nie chcieli dziecka i teraz potrzebamu opieki i poczucia bezpieczeństwa".I że Reidar nie mógłmieć własnych dzieci z powodu rany zadanej mu przezNiemców w czasie obrony ojczyzny.Nie dało się tego niezrozumieć.Mój kolega pewnie dopełnił obowiązków, alenie wysilał się bardziej, niż to było konieczne, poszukująctwoich biologicznych rodziców.Kari otworzyła usta, ale nie wydała z siebie dzwięku.Zamiast tego objęła się ramionami, jakby było jej zimno.- Czy to oznacza, że mogliście ich odnalezć? - spytałRobert.- Jeślibyście się bardziej postarali?- Nie wydaje mi się, żeby to było mimo wszystko moż-liwe.Po rodzicach nie było śladu.Gdyby to było takieproste, znalezlibyśmy ich bez względu na to, co mówił.Jedyna rada, jaką mogę wam dać, to przeczytajcie do-kładnie papiery.Może zobaczycie coś, czego my wtedynie zrozumieliśmy.Ale na waszym miejscu nie liczyłbymna cud.- Czy Reidar i mama wiedzieli, kim byli moi rodzice? -zapytała nagle Kari, patrząc Janowi Egilowi Laursenowiprosto w oczy.- Wpadło mi to też do głowy, ale nie wydaje mi się.Pytałaś matkę?- Tak.Nie odpowiedziała.A teraz nie żyje.- No to nigdy się już nie dowiemy.Robert próbował zacząć rozmowę o tym, co powiedziałstary policjant, ale Kari milczała.Weszli do sklepu179spożywczego.Kari włożyła do koszyka kiełbasę, chleb,pomidory i napój.Zapłaciła i bez słowa skierowała się dosamochodu.Robert ruszył w stronę Flakstadu, ale zatrzy-mał się na poboczu, zanim dojechali na miejsce.Poszlirazem na wrzosowisko i usiedli na wielkim kamieniu.Pod nimi rozciągał się fiord, wszędzie woda.Kilka mewzebrało się wokół nich, kiedy Kari wyciągnęła chleb.- Powiedz coś - odezwał się Robert.Patrzyła na morze.Mewy krzyczały.- Porwał mnie - powiedziała spokojnie.- Reidar mnieporwał.- Nie, no chyba tego nie zrobił - odparł Robert z nie-dowierzaniem.- Właśnie że tak - upierała się Kari.- Dopilnował,żeby nie znaleziono moich rodziców, bo chciał mnie za-trzymać.Odwróciła się do Roberta.Głos wciąż miała spokojny.- Mną się nie przejmował.Nie dbał, co dla mnie będzienajlepsze.Użył swojej władzy, żeby zaspokoić własnepotrzeby.Byłam takim małym, ślicznym prezentem dlajego żony.Proszę bardzo, oto mała Kari!- Przecież twoi prawdziwi rodzice cię nie chcieli -stwierdził Robert.- Przepraszam, że to mówię, ale byłoto jasne.Gdyby było inaczej, nie zostawiliby cię na scho-dach.Kari rzuciła w powietrze kilka kawałków chleba i w jed-nej chwili otoczyły ją mewy walczące o okruchy.- Może nie w tym momencie.Może musieli mnie zo-stawić, może nie mieli wyboru.Może wzięliby mnie z po-wrotem, gdyby ktoś im pomógł.Ale Reidar tak wszystkozałatwił, że nie dostali tej szansy.28Za pierwszym razem, pomyślała Elina.Już wiem, jak siędo ciebie dobrać.%7łałowała, że John Rosen wyjechał.Chciałaby omówićz nim swój pomysł.Przez chwilę zastanawiała się, czybydo niego nie zadzwonić, ale uznała, że to byłby już grubynietakt.Pewnie dotarł do Goteborga póznym wieczorem,a zaraz z rana pójdzie zobaczyć zmarłego ojca.Powinnam zamiast tego porozmawiać z Jónssonem.Jeślibym go włączyła do śledztwa, może wszystko stałobysię prostsze.Szybko jednak odrzuciła tę myśl.Była wprawdzie słusz-na, ale po prostu nie potrafiłaby się przemóc.Niechęćbyła zbyt wielka.Nigdy nie zdoła z własnej woli współ-pracować z Jónssonem.To już zaszło za daleko.Najlepsze,na co obydwoje mogli mieć nadzieję w przyszłości, tozawieszenie broni, w czasie którego każde trzyma siępo swojej stronie barykady.Może gdyby zaczął się przednią płaszczyć, to by drastycznie zmieniło sytuację, tylkoto byłoby do przyjęcia.Raczej mało prawdopodobne,pomyślała.Elina czuła, że istniał jeszcze jeden powód, chociażstarała się usilnie nie uświadomić go sobie.Chodziło o to,181komu przypadnie chwała w razie rozwiązania zagadki.Nie miała ochoty dzielić jej z Jónssonem.Otworzyła bazę danych z wszystkimi nazwiskami, któ-re się pojawiły w śledztwie, i komentarzem, jaką rolę teosoby odgrywały w życiu Ylvy Marieanne Malmberg.Na-stępnie wybrała potencjalnych ojców dziecka: podanychz nazwiska kochanków, to przede wszystkim.Paru kolegówze szkoły.Czterech nauczycieli.Kilku przygodnych zna-jomych z Vasteras.Towarzyszy podróży do Indii i trzechczłonków komuny w Bjórklinge.Poza tym wszystkich męż-czyzn, których imię lub nazwisko zaczynało się na n"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]