[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Będzie znowu nasza, to zapłacimy.Ta misja TVP nie jest żadnym balastem, który wrogowie Telewizji Polskiejchcą jej wsadzić na barki, by ugięła się pod jej ciężarem i w efekcie przegrałaz konkurencją.Ta misja to święty obowiązek TVP i jedyna racja jej istnienia.Je-żeli programy informacyjne są lepsze gdzie indziej, a wielu mądrych ludzi mówi,że są, jeżeli kanał informacyjny jest lepszy gdzie indziej, a jeśli wierzyć gaze-tom jest to opinia powszechna, krótko mówiąc, jeżeli misję lepiej wypełniająinni, i to za darmo, to za co i po co płacić? Wypełnianie misji jest świętym obo-wiązkiem TVP w kraju, w którym średni poziom wykształcenia jest wciąż bardzoniski.W kraju, w którym książki są relatywnie bardzo drogie.W kraju, w któ-rym miliony młodych ludzi nie mogą pójść do teatru czy opery.W Polsce musiistnieć choć jeden kanał telewizji publicznej, który ambitne programy daje od ra-na do wieczora.I ma to być Jedynka albo Dwójka.Misja ma być na sztandarze,a nie w kieszeni.Ma być eksponowana, a nie chowana po nocy albo w kanałachtematycznych.Jasne, że można zrobić w TVP kanał Klasyka, gdzie od rana dowieczora będzie się dawało koncerty muzyki klasycznej.Statystyka się poprawi,a w tym samym czasie w Jedynce czy w Dwójce będzie jeszcze więcej śmie-ci.Jakość publicznej telewizji mierzona tym, co pokazują jej główne kanały, jestkluczowa i dla telewizji, i dla kraju.Ta sprawa zasługuje na wielką debatę.Nawielką debatę, a nie na wielką biesiadę.A gdy publiczna z nazwy telewizja będzie już należała do publiczności, trzebasię będzie zastanowić, co zrobić, by to jej upublicznienie zagwarantować.Należywtedy doprowadzić do stuprocentowej dyscypliny w płaceniu abonamentu i jed-nocześnie ograniczyć czas nadawania w telewizji reklam.Można to zrobić tak jakw Niemczech, gdzie publiczna telewizja nie może ich nadawać w weekendy i dniwolne od pracy, a w inne dni także po dwudziestej.W pozostałym czasie ante-nowym dzienna porcja reklamy nie może przekroczyć dwudziestu minut.Możnato zrobić jak w publicznej duńskiej TV2, gdzie reklamy można nadawać tylkow przerwach między programami i w ściśle ograniczonym zakresie.Telewizja pu-bliczna musi mieć zagwarantowany dzięki abonamentowi absolutny spokój eko-nomiczny.Właśnie po to, by nie panowała w niej obsesja na punkcie zarabianiapieniędzy i by wszyscy mogli się skoncentrować na robieniu dobrego programu.114ESTETYKATo smutne, ale patrząc na obecny stan TVP, z nostalgią myśli człowiek o TVPz czasów zamierzchłego PRL-u.I to nawet o niektórych ludziach, których możnabyło zobaczyć, tak, tak, w Dzienniku Telewizyjnym.Karol Małcużyński, BartoszJaniszewski, Henryk Kollat, Maciej Słotwiński, Jacek Kalabiński, Jerzy Ambro-ziewicz.Może nie byli to w komplecie ludzie ze spiżu.Ale mieli wielką wiedzę,znajomość języków, erudycję, a niektórzy tak jak Małcużyński kartę stałegowstępu do europejskich elit towarzyskich.Jasne, że wśród nich i obok nich byliwspółpracownicy służb oraz partyjni funkcjonariusze, ale tych kilku wspomnia-nych wyżej dziennikarzy TVP potrafiło mnie i bardzo wielu innych zafascynowaćdziennikarstwem, obudzić w nas zainteresowanie polityką światową i marzeniao tym, by kiedyś się nią zająć.Przez litość dla współczesnych nie będę porówny-wał personalnie tamtej przeszłości z terazniejszością.Jeśli program naukowy, to słynni Kurek i Kamiński, jeśli sport, to charyzma-tyczni Hopfer i Ciszewski, jeśli rozrywka, to Wasowski i Przybora, jeśli wido-wiska, to Walter i Marzyński.Do wyboru, do koloru.Jak w zestawieniu z tym,co pokazywano w PRL-owskiej TVP, wygląda dzisiejsza jarmarczno-biesiadnarzeczywistość? Nawet słowo gala pożeniono z boksem.Kiedyś znana pani z te-lewizji prowadziła program XYZ.Dziś prowadzi Bezludną wyspę.Niestety, są naniej telewizory.Znak czasu.Na kim mają się wzorować, oglądając TVP, dorastający dziś młodzi ludzie,skoro tandeta jest wszechobecna? Przecież płacimy abonament właśnie po to, bynie oglądać w niej ogłupiających ludzi reality shows.Płacimy za to, by oglą-dać rzeczy, które nigdy nie schodzą poniżej pewnego estetycznego standardu.A w TVP z tymi estetycznymi standardami jest niemal taki kłopot jak z etycz-nymi.Zamiast wyrafinowanych argumentów cepy, zamiast oryginalności banał.Wszystko sprowadzone do taniej anegdoty.Jak Papież, to nieustannie kre-mówki, jak Europa i Unia Europejska, to wtłaczany na okrągło do głowy Beetho-ven.Jak akcja charytatywna, to wrzask i róbta, co chceta.Jak muzyka, to Sopotalbo Enrique z playbacku.Zęby bolą.Kwintesencją tego był prezes Kwiatkowskiwręczający Papieżowi nagrodę dla największej gwiazdy TVP.Najwidoczniejpretensjonalność, brak gustu, brak taktu i brak wyczucia sąsiadują z nadzwyczaj-nym wyczuciem politycznym.To wszystko dałoby się szybko zmienić.Są ludzie, którzy potrafią to zrobić.Bardzo wielu z nich chodzi nawet po korytarzach na Woronicza.Tylko tak trochępod ścianami chodzą.115KTO JEST WINNY?Politruków jest w TVP tylu, że ten i ów nie ma problemów z rozgrzeszeniemsię.Robię, co mi każą, bo jakbym przestał robić, co mi każą, to w ogóle prze-stałbym robić.Takie rozumowanie pomnożone przez iks gwarantuje, że wszyst-ko tonie w cynizmie, w strachu, w dyspozycyjności.Lepiej nie dawać sobie takłatwo rozgrzeszenia.Bo być dziennikarzem telewizji publicznej, być dziennika-rzem w ogóle, to zobowiązanie.Trzeba się zdecydować, kto jest naszym panem.Miliony bezimiennych ludzi, którzy może czasem wyrażą nam podziękowanie zapracę, a może i nie, czy ludzie, którzy chcą w mediach załatwić jakieś interesy,takie, owakie, w każdym razie swoje? To jest decyzja fundamentalna.Wszystkoinne jest jej konsekwencją.Czy jesteśmy wierni ludziom i zasadom, czy politycz-nym dysponentom? Albo albo.Czy mówimy prawdę i tylko prawdę? A możeprawdę i nie tylko prawdę.Czy służymy pluralizmowi politycznemu, czy polity-kom jednej partii? Czy służymy informowaniu ludzi o tym, co się dzieje w go-spodarce, czy służymy oligarsze, który część tej gospodarki próbuje ustawić podsiebie? Niezależność nie jest czymś, co dostaje się w prezencie.Jest czymś, cotrzeba codziennie zdobywać.I czasem to zdobywanie jest bolesne.Ale bez owejniezależności dziennikarstwo nie ma sensu.To zdobywanie niezależności i jej obrona bywały bolesne nawet w Ameryce,gdzie jej gwarancje są mocne i dawne.Gdy w 1972 roku dziennik WashingtonPost wyciągnął na światło dzienne aferę Watergate i przez kilkadziesiąt miesię-cy ją pilotował, prezydent Richard Nixon i jego ludzie chcieli gazetę zabić.Do-słownie.Próbowali ją zdemolować ekonomicznie, odbierając jej należące do niejstacje telewizyjne.Bankructwo było wtedy dla gazety całkiem realną perspekty-wą.Ale jej szefowie nie ugięli się.Postawili na swoim, a reporterom pozwolilirobić swoje.Opłaciło się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]