[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O wpół do pierwszej decydowaÅ‚em siÄ™ wreszcie wejść do tego domu, który nibydrzewko w wiliÄ™ Bożego Naroóenia wróżyÅ‚ mi nadprzyroóone rozkosze.(SÅ‚owo BożeNaroóenie byÅ‚o zresztÄ… nieznane pani Swann i Gilbercie; zastÄ…piÅ‚y je sÅ‚owem h i t ai mówiÅ‚y jedynie o puddingu h i t a , o tym, co dostaÅ‚y na h i t a , o tym  comnie przywoóiÅ‚o do rozpaczy  góie wyjadÄ… na h i t a.Nawet w domu byÅ‚bym siÄ™ma el oust W cieniu zakwitajÄ…cych óiewczÄ…t 47 czuÅ‚ zhaÅ„biony, mówiÄ…c o Bożym Naroóeniu, mówiÅ‚em już tylko o h i t a , co siÄ™ojcu wydawaÅ‚o baróo Å›mieszne).SpotykaÅ‚em na wstÄ™pie tylko kamerdynera, który przeprowaóiwszy mnie przez kil-ka salonów, wiódÅ‚ mnie do malutkiego pustego saloniku, jak gdyby już rozmarzonegobÅ‚Ä™kitnym popoÅ‚udniem swoich okien.ZostawaÅ‚em sam w towarzystwie storczyków, różi fioÅ‚ków.Podobne osobom czekajÄ…cym obok nas, ale nieznajomym, kwiaty te zacho-wywaÅ‚y milczenie, które ich indywidualność rzeczy żywych czyniÅ‚a tym baróiej przej-mujÄ…cym, i chÅ‚onęły ze drżeniem ciepÅ‚o żarzÄ…cego siÄ™ wÄ™gla, troskliwie uÅ‚ożonego zakrysztaÅ‚owÄ… szybÄ…, w biaÅ‚ej marmurowej misie, w którÄ… osypywaÅ‚y siÄ™ od czasu do czasujego niebezpieczne rubiny.SiadaÅ‚em, ale wstawaÅ‚em spiesznie, sÅ‚yszÄ…c otwierajÄ…ce siÄ™ drzwi; byÅ‚ to tylko drugilokaj, potem trzeci, a mizernym rezultatem ich daremnie alarmujÄ…cych wÄ™drówek byÅ‚ododanie wÄ™gla do ognia lub wody do wazonów.Odchoóili i znów zostawaÅ‚em sam, skorosiÄ™ zamknęły drzwi, które pani Swann miaÅ‚a w koÅ„cu otworzyć.I z pewnoÅ›ciÄ… mniejbyÅ‚bym wzruszony w czaroóiejskiej grocie niż w tym saloniku, góie ogieÅ„ zdawaÅ‚ misiÄ™ narzęóiem przeobrażeÅ„, niby w laboratorium Klingsora.RozlegaÅ‚ siÄ™ nowy odgÅ‚oskroków, nie wstawaÅ‚em; to pewno znów lokaj; ale to byÅ‚ pan Swann. Jak to, pan sam? Cóż pan chce, moja dobra żona nigdy nie nauczyÅ‚a siÄ™, co to jestgoóina.Za óiesięć pierwsza.Co óieÅ„ pózniej.I zobaczy pan, przyjóie nie Å›pieszÄ…c siÄ™,myÅ›lÄ…c, że jest wczeÅ›nie.%7Å‚e zaÅ› cierpiaÅ‚ na nerwicÄ™ i zrobiÅ‚ siÄ™ trochÄ™ Å›mieszny, fakt posiadania żony tak nie-punktualnej, która wracaÅ‚a tak pózno z Lasku, która zasiadywaÅ‚a siÄ™ u krawcowej i nigdynie byÅ‚a na czas na Å›niadanie, niepokoiÅ‚ Swanna z racji jego żoÅ‚Ä…dka, ale pochlebiaÅ‚ jegopróżnoÅ›ci.PokazywaÅ‚ mi swoje nowe nabytki i tÅ‚umaczyÅ‚ mi ich osobliwoÅ›ci, ale wzruszenie,poÅ‚Ä…czone z nieprzyzwyczajeniem gÅ‚oóenia siÄ™ do tak pózna, wnosiÅ‚o zamÄ™t w moje myÅ›li,tworzyÅ‚o w nich próżniÄ™; mogÅ‚em mówić, ale nie byÅ‚em zdolny sÅ‚yszeć.ZresztÄ…, co siÄ™tyczyÅ‚o rzeczy bÄ™dÄ…cych wÅ‚asnoÅ›ciÄ… Swanna, wystarczaÅ‚o mi, że sÄ… u niego, że tworzÄ…część rozkosznej goóiny poprzeóajÄ…cej Å›niadanie.Gdyby siÄ™ tam znalazÅ‚a i c n a, niesprawiÅ‚aby mi wiÄ™cej przyjemnoÅ›ci niż szlaÊîoczek pani Swann lub jej flakony z solami.CzekaÅ‚em dalej sam albo ze Swannem, czÄ™sto z GilbertÄ…, gdy przyszÅ‚a dotrzymywaćnam towarzystwa.Przybycie pani Swann, przygotowane przez tylu majestatycznych zwia-stunów, zdawaÅ‚o mi siÄ™ olbrzymim ewenementem.NadsÅ‚uchiwaÅ‚em każdego trzasku.Alekatedra, morze podczas burzy, skok tancerza, nigdy nie siÄ™gajÄ… tak wysoko, jakeÅ›my siÄ™spoóiewali; po tych lokajach w liberii, podobnych statystom w teatrze, których orszakprzygotowuje i tym samym osÅ‚abia zjawienie siÄ™ królowej, pani Swann, wchoóÄ…c nie-znacznie w swoim selskinowym futerku, z woalkÄ… Å›ciÄ…gniÄ™tÄ… na zaczerwieniony zimnemnos, nie speÅ‚niaÅ‚a obietnic zroóonych w mojej wyobrazni oczekiwaniem.Jeżeli pani Swann zostawaÅ‚a caÅ‚e rano w domu, wówczas wchoóiÅ‚a do salonu w jasnympeniuarze c e e hine, który mi siÄ™ zdawaÅ‚ wytworniejszy niż wszystkie jej suknie.Czasem Swannowie decydowali siÄ™ sieóieć w domu przez caÅ‚e popoÅ‚udnie.Wówczas,kiedy Å›niadanie byÅ‚o tak pózno, rychÅ‚o wióiaÅ‚em na murze w ogródku zniżajÄ…ce siÄ™ sÅ‚oÅ„ce sÅ‚oÅ„ce owego dnia, który w moich oczach powinien byÅ‚ różnić siÄ™ od innych.Daremnielokaje znosili lampy wszelkich rozmiarów i ksztaÅ‚tów, pÅ‚onÄ…ce na poÅ›wiÄ™canych oÅ‚tarzachkonsolek, stoliczków, gerydonów, narożników, niby dla uÅ›wiÄ™cenia nieznanego obrzÄ…dku;nic niezwykÅ‚ego nie roóiÅ‚o siÄ™ z rozmowy.OdchoóiÅ‚em zawieóiony, jak czÄ™sto óieciwracajÄ… z pasterki.Ale to rozczarowanie byÅ‚o tylko duchowe.PromieniaÅ‚em z radoÅ›ci w tym domu,góie Gilberta, o ile nie byÅ‚o jej jeszcze, miaÅ‚a wejść i użyczyć mi za chwilÄ™, na caÅ‚e go-óiny, swoich słów, swego uważnego i uÅ›miechniÄ™tego spojrzenia, takiego, jak je ujrzaÅ‚empierwszy raz w Combray.Co najwyżej byÅ‚em trochÄ™ zazdrosny, wióÄ…c, jak ona czÄ™stoznika w wielkich pokojach, do których wiodÅ‚y wewnÄ™trzne schody.MusiaÅ‚em zostaćw salonie, niby kochanek aktorki, który w swoim fotelu na sali roi z niepokojem o tym,co siÄ™ óieje za kulisami, we foyer artystów.Aby przeniknąć tajemnicÄ™ owej drugiej czÄ™-Å›ci domu, zadawaÅ‚em Swannowi pytania zrÄ™cznie maskowane, ale mimo woli zdraóajÄ…ceniepokój.WytÅ‚umaczyÅ‚ mi, że ubikacja, do której siÄ™ udaÅ‚a córka, to jest bielizniarnia;ofiarowaÅ‚ siÄ™ pokazać mi jÄ… i przyrzekÅ‚, że za każdym razem, kiedy Gilberta bęóie musiaÅ‚ama el oust W cieniu zakwitajÄ…cych óiewczÄ…t 48 tam iść, każe jej zabrać mnie z sobÄ….Przez te ostatnie sÅ‚owa i przez ulgÄ™, jakÄ… mi spra-wiÅ‚y, Swann zniósÅ‚ we mnie nagle ów okropny dystans wewnÄ™trzny, na którego kraÅ„cuukochana kobieta ukazuje siÄ™ nam tak odlegÅ‚a.W takich chwilach czuÅ‚em dla Swannatkliwość, która mi siÄ™ zdawaÅ‚a gÅ‚Ä™bsza niż tkliwość dla Gilberty.Bo on, bÄ™dÄ…c panemswojej córki, dawaÅ‚ mi jÄ…, gdy ona wymykaÅ‚a mi siÄ™ czasem; nie miaÅ‚em nad niÄ… wprosttej wÅ‚aóy, jakÄ… miaÅ‚em poÅ›rednio przez Swanna [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl