[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jackie nie ma drugiego wcielenia w postaciluksusowego kociaka, sekretnej tożsamości, którą uwiodła go przez zaskoczenie.Cholera.Teraz Amber w wyobrazni widzi ją w tej spódniczce podciągniętej nad uda.Nawet niechciało jej się zdjąć majtek; po prostu przełożyła stopę w różowej szpilce przez jedną część gaci, żebyułatwić mu dostęp.I pojękuje, kiedy on grzmoci ją między udami.Stop.Przestań się torturować.Dlaczego kobiety są takie? Dlaczego musimy wszystko takrozpamiętywać, kiedy wystarczą same fakty, bez szczegółów.Nie potrzebuje tych obrazów wywołanych zwnętrza własnego mózgu, bo przeszkadzają jej się skupić, kiedy musi myśleć jasno i podjąć jakieśdecyzje.Co mam zrobić? Czy w ogóle mnie to obchodzi? Kiedy wyzbędę się upokorzenia, wściekłości,odrazy wywołanej tym, że dobra część mojej natury została tak sponiewierana, to czy tak naprawdę,będzie mi na czymś naprawdę zależeć?Jest oszołomiona, że w głębi swej istoty odczuwa taką obojętność.Jakaś jej cząstka po prostu jąobserwuje, zafascynowana niby naukowiec patrzący na owada.Sześć lat straconych, a przecieżjednocześnie wie aż za dobrze, że jej wcześniejsze łzy miały tyle samo wspólnego z robieniem tego,czego po niej oczekiwano, co z obecnym bólem.Cholera.Mary-Kate wchodzi i staje przy kanapie.Węszy. Cześć mówi Aber. Cześć, kochanie.Pies staje na tylnych łapach i skrobie przednimi, by wejść na górę i znalezć się obok niej.Amberchwyta psiaka pod zaskakująco okrągły brzuszek i przyciąga go do piersi.Zwierzak macha ogonem iszczerzy się w swoim psim uśmiechu.Amber zdejmuje go po chwili, bo łapka wbija się w jeden z jejsiniaków, które Vic zostawił niedawno podczas swojego szybkiego numerku.Nienawidzę go.Naprawdę? Czy myślisz tak, bo uważasz, że tak właśnie powinnaś? Poważnie, czy obchodzi cię toaż tak, by go nienawidzić? A może trzymałaś się kurczowo tego wszystkiego, by móc przez jakiś czaspozostawać w jednym miejscu? Boże.Może on ma rację.Może nie mówi tego tylko po to, by sięusprawiedliwić.Może naprawdę ściągnęłam to na siebie.Głos z przeszłości głos matki: czego się spodziewasz, Annabel? Tyle dla ciebie zrobił i oto jaknam się odpłacasz.Jesteś takim niewdzięcznym, podłym dzieckiem&Amber przymyka oczy i drapie psa za uchem. Przynajmniej teraz mogę ją zwolnić i nie czuć się z tego powodu okropnie, prawda, Mary-Kate?Mary-Kate rzuca się do przodu i pokrywa policzki Amber mokrymi psimi pocałunkami. Pieprzona dziwka mówi Amber, choć nie jest do końca pewna, kogo ma na myśli.ROZDZIAA 25Chociaż chyba ma do tego dryg, Martin nie nastawia się na karierę prywatnego detektywa, bo szybkoodkrywa, że śledzenie ludzi wiąże się ze sporymi wydatkami.Zresztą po skandalu związanym ze śmierciąMilly Dowler i tak notowania tego zawodu znacznie spadły.Kirsty Lindsay jest bardzo zajętą kobietą.Od kiedy przyuważył ją w czasie codziennego policyjnegobriefingu, chodził za nią wszędzie i musiał wybulić kwotę, jaka zwykle wystarcza mu przez tydzień nażycie, na różne bilety wstępu i inne wydatki.Poszedł za nią do lunaparku, jechał kolejką na molu trzywagoniki za nią, kupił pięć kubków herbaty, dwie szklanki coli, kanapkę z bekonem, burgera z kurczaka,żetony za trzy funty do automatów w salonie gier, dwie gazety i cztery bilety autobusowe, a teraz, powyprawie do bankomatu, wydał piętnaście funtów na wejście do klubu DanceAttack.Wciąż jednak niemoże zebrać się na odwagę, by do niej zagadać, a ona, ku jego zaskoczeniu, zachowuje się tak, jakby wogóle go nie zauważyła.Martin czeka przy parkiecie i obserwuje, jak ona sobie radzi.Kirsty Lindsay wyróżnia się z tłumu, w którym przeciętna wieku ledwie zezwala na legalnespożywanie alkoholu, jak zakonnica w browarze.Martin kiwa głową z aprobatą, kiedy dziennikarkakupuje przy barze wodę gazowaną.Ktoś słabszy od niej albo od niego musiałby się ubzdryngolić, byznieść ten ciągły łomot, opary potu unoszące się pod zbyt niskim sufitem, błyskający parkiet taneczny,pobrzękujące kolczyki, niebieskie napoje gazowane z alkoholem, nienaturalnie zwężone zrenice,podrygujące biodra i lekkie poczucie zagrożenia, charakterystyczne dla DanceAttack i innych tego typuprzybytków w całym kraju.Hałas i poczucie wyobcowania w tłumie w zwykłych warunkachdoprowadziłyby go do rozpaczy, ale tego wieczoru nie jest sam.Wygląda jednak na to, że ona jest sama.Koledzy jej nie towarzyszą.Od ostatniego morderstwaupłynęły cztery dni i teraz, kiedy Vic Cantrell Vic Cantrell, kto by pomyślał? został wypuszczony,ludzie znów napływają do Britney i Katie.Jest za kwadrans dwunasta, a ona stoi na skraju parkietutanecznego, naprzeciwko niego, i patrzy na zegarek.Wygląda na to, że za chwilę dołączy do innychdziennikarzy.Martin musi działać albo ona mu umknie.Rusza w jej kierunku przez parkiet, widzi, że go dostrzegła i przez jej twarz przemyka wyrazświadczący o tym, że go rozpoznała albo się nad czymś zastanawia.Martin nie odwraca wzroku, jak by tozrobił ktoś obcy, wpatruje się w nią do chwili, kiedy grupka nastolatek chwiejnym krokiem zachodzi mudrogę i zasłania widok.Kiedy odnajduje ją wzrokiem, widzi, że ocieka wodą, jej plastikowa szklankależy na podłodze, a dwóch prymitywów podtrzymujących się wzajemnie, stoi chwiejnie na nogachobutych w chyba kilka numerów za duże adidasy i gestykuluje przepraszająco.Kirsty macha ręką,wzrusza ramionami, odprawia ich.Miło, sympatycznie, o wiele milej, niż on by potrafił.Oto nadarza się okazja, by zostać jej rycerzem w błyszczącej zbroi.Martin przyspiesza kroku,podczas gdy ona wyjmuje chusteczki higieniczne z torebki i daremnie próbuje osuszyć mokre udo.Martinstaje tuż przed nią, tak blisko, żeby po wyprostowaniu się widziała jedynie jego.Kirsty podnosi się, a na widok jego uśmiechniętej twarzy gwałtownie się cofa.Odzyskujepanowanie nad sobą i patrzy na niego poważnie. Cześć, Kirsty! woła Martin.Ona znów cofa się o krok, on podąża za nią.Odpowiada dopiero po chwili.Uprzejme, choć chłodne zainteresowanie, bez lęku. Cześć mówi ostrożnie. Może ci kupię to samo? proponuje Martin swoim najgrzeczniejszym tonem. Nie.Dziękuję.Piłam tylko, żeby nie odstawać.Kristy czeka, aż on coś powie, patrzą na siebie, podczas gdy powietrze drga od nieustannego bim-ba-bim-ba-bim-bim-bim szablonowego utworu techno. Słucham, o co chodzi? pyta wreszcie.Jest chłodna i opanowana.Spodziewał się jednak, że będzie bardziej zadowolona z jego obecności.Martin nie potrafi ukryć zaskoczenia. Nie pamiętasz mnie? dziwi się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]