[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Widziałem tu zbyt wiele śmierci.Sprawiłeś się bez zarzutu - powiedział Oui-Gon.- Czułem, że prowadzi cię Moc.-To było.zdumiewające - odrzekł spokojnie chłopiec.- Sądziłem, że znam Moc.Teraz widzę, że ledwie dotknąłemrąbka tego, czym ona może być.Przez całe lata byłem pewien, żejestem jej godny.co za pycha, Qui-Gonie.Dopiero teraz widzęwłasną małość.Nie, nie jestem wart, by Moc działała przezemnie.- Spojrzał na rycerza.- Rozumiesz, co mam na myśli?Oui-Gon uśmiechnął się. - Dojrzewasz, chłopcze - powiedział ciepło.- l wierz mi,dobrze cię rozumiem.Zapadło milczenie, ale w tym milczeniu nie było napięcia.Wcześniej Jedi zawsze w takiej ciszy słyszał nieme,natarczywe błagania chłopca.Teraz czuł tylko jego szacunekdla swoich uczuć i zgodę na własny los.To było prawdziwezwycięstwo Obi-Wana.Zwycięstwo nad samym sobą.To zrobiło wrażenie na Qui-Gonie.- Jutro znów zaczniemy ścigać swoje przeznaczenie -powiedział.- Obawiam się, że na Bandomeer nie będzielekko.Obi-Wan podchwycił pełne troski spojrzenie jego ciem-nych oczu.Ale gdzieś na ich dnie czaiła się Moc.- Wiem - powiedział chłopiec.- Ja czuję to samo. POSAOWIEObi-Wdn Kenobi wyrósł w Zwiątyni Jedi na Coruscant,cywilizowanej planecie, gdzie było pełno ludzi i wokółwznosiły się drapacze chmur.Kiedy Monument dostał się w atmosferę Bandomeer,chłopak nie mógł oderwać oczu od wizjera.Trudno mu byłouwierzyć, że gdzieś w galaktyce jest świat pokryty zielenią,pełen dzikich lasów, skalistych gór i bezbrzeżnych oceanów.Tyle przestrzeni! Czy w ogóle może istnieć coś podobnego?Za to port wyglądał raczej skromnie.Był to po prostumały hangar, w którym ledwo mógł się zmieścić frachtowiecwielkości Monumentu.Obi-Wan ostrożnie schodził za Qui-Gonem po niepewnych schodkach.Oficer policji planetarnej czekał już na nich.Ujrzawszy zdaleka Qui-Gona, spiesznie ruszył w jego stronę.- Witamy, witamy! - zawołał.- Moje biura są do pań-skiej dyspozycji.Oui-Gon skinął głową. - Może mi pan powiedzieć, co się tutaj właściwie dzieje?Najwyższy Kanclerz mówił, że potrzebujecie mojej pomocy.Czemu właśnie mojej?- Sadzę, że to się wyjaśni w swoim czasie - odrzekł oficer.Długo potrząsał ręką Qui-Gona, rozpływając się wgrzecznościach.A potem wręczył mu jakieś pismo.Rycerzrzucił na nie okiem i w jednej chwili jego twarz zmieniła sięnie do poznania.Obi-Wan zerknął mu przez ramię.Było tam tylko jednozdanie, a brzmiało ono:  Czekam na ten dzień".l podpis:  Xanatos". [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl