[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie ma tu, jak widzisz, wiele ozdób na tym stole, a jednak daleko ta uczta oryginalniejsząod naszych wykwintnych biesiad.Lecz już noc pózna! Wracajmy na naszą kanżę, bo co doArabów, ci tu aż do świtu przesiedzą.No! teraz ci, co spali do północy, na wartę! a ci, co dotychczas czuwali, mogą spocząć doczwartej z rana, a o czwartej w drogę! My zaś idzmy spać.Mahmud-Dongala dowódcą nocnejstraży! Co tam znowu? Czemu nas budzisz, Mahmudzie? Miłościwy panie! nie podobna tu, w tym miejscu, na stanowisku dotrzymać, majtki sięduszą i spać nie mogą. Z powodu? Ot tak, jakby morowa zaraza wiała na nas! Głupiś! idz spać.! W Górnym Egipcie morowa zaraza raz w sto lat. Cóż to, Olivier? Panie! taki smród na dworze, że musimy odpłynąć dalej! Ale z czegóż? Jeśli się nie mylę, musi tu być gdzieś opodal zdechłe ścierwo lub może nawet ludzkietrupy.! Wysłać potrzeba ludzi w pobliskie miejsca i sprawdzić domysły.Olivier wraca i raport zdaje: Opodal od nas, od strony wiatru, stoi wielka kanża, co wiezie pielgrzymów powracają-cych przez Koser z Mekki.Na tej kanży wiozą sześć trupów ludzkich, których pozawczorajpod Abu-czuczą Araby, napadłszy i zrabowawszy kanżę, zarżnęły.Ci z podróżnych, cowpław uszli, stracili rzeczy, ale wróciwszy po odejściu zbójców do łódki, uratowali życie.Cizaś, co nie uciekali i chcieli się bronić, zostali wyrżnięci.Pomiędzy tymi ostatnimi znajdujesię dwóch ubogich Włochów, co dopiero w Keneh wsiedli do kanży.Porąbano ich w kawałkii w jeden worek wsypano.Pozostali pielgrzymi wiozą zwłoki tych zarżniętych do Siut, gdziemieszkają ich rodziny. Winszuję przyjemnej podróży tym, co na tej kanży w 36 stopni gorąca z trupami podró-żować muszą. Kazałem im oddalić się od nas mówi dalej Olivier ale nie chcą.! Nie chcą.! Dalej do korda i poobcinać im powrozy.A jeśli się będą opierać, szesnastuzamiast sześciu do Siut zawiozą.I w pięć minut czółno, zapełniające smrodem powietrze, było od nas daleko. Idzmy już spać teraz, bo noc pózna. Panie! rzecze Olivier wchodząc raz jeszcze rejs i Araby trzęsą się jak w febrze i pro-szą pana, abyś wracał do Kairu. Powiedz im, że pierwszy, co stchórzy i w niebezpieczeństwie uciekać będzie, w łeb kuląjak podły pies dostanie.Niech wydobędą okute w żelazo drągi i niech straż podwoją.Oświadcz im, że jutro nocować będziemy w Abu-czucza.Ty zaś pilnuj, żeby nie uciekali te-raz!Wiatr mocny i przeciwny.Nilu koryto coraz to szersze i okryte wznioślejszymi bałwanami.Nie możem zbyt prędko na nim postępować.Araby muszą bezustannie pracować wiosłami.Już wieczorna pora.Słońce ma się ku zachodowi.W oddaleniu po naszej prawej stronie,w pustym i odludnym miejscu bieleje grób świętego Abu-czucza (Ojca-kołtuna).75Majtkowie nasi smutni, gdyż ta cała okolica nader jest niebezpieczną! A, łotry.! terazwyście nie hardzi! Nie buntujecie się.! nie odgrażacie.! nie zmuszacie nas, abyśmy waszabatogowali.! Ram-tam-tam. nie śpiewacie.! Kiedy trwoga, to do Boga.! Płynąć dalej,hultaje! a ty, rejs, uważaj na wielki żagiel, bo już dziś więcej niż trzy razy zaledwośmy się niepotopili.Olivier! miej na niego zawsze oko i trzymaj w pogotowiu flintę.Jesteśmy wprawdzie w pogotowiu topienia się już od dni kilku.Mamy wszystko, co kosz-towniejsze, na sobie i broń przy boku.Patrz.! patrz.! jakie pomiędzy tymi skałami wielkie bałwany.Tak jakby na morzu.Mają słuszność Araby Nil morzem nazywać.Jedyna to bowiem rzeka w starym świecie. Olivier! baczność na tę wieżę z piasku lecącą zygzakiem od strony gór.Każ rejsowi pu-ścić sznur od głównego żagla.prędzej.! Nie chce.mówisz.? Nie trać czasu.! prędzej.!pal mu w łeb! to puści. Olivier strzelił, a rejs padł jak długi i sznur puścił.ale padł tylkoze strachu, gdyż kula świsnęła mu nad turbanem.Ale czas już był, aby puścił sznur od żagla,gdyż wieża z wiatru i piasku wpadła na naszą małą kanżę, zakręciła ją w kółko, wszyscyśmypadli plackiem i pochwytali za deski.Kanża do połowy napełniła się wodą, a w minutęwszystko wróciło do dawnej spokojności. Allach! Allach-Kerim.! zawołały Araby. Tak, gałgany.! Bóg jest wszechmocny.! Ale gdyby Frank nie był strzelił do waszegoosła kapitana, tobyśmy wszyscy dali nurka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]