[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mój galernik od tamtej chwili, o której już wspominałem, nie spojrzał na mnie anirazu.Od momentu gdyśmy weszli do chaty, stał przed kominkiem i grzał się przy ogniu nieodrywając od niego oczu.Chwilami wysuwał jedną stopę ku płomieniom i patrzył na nią, jakgdyby jej żałował, że musiała przejść tak przykre wypadki.Nagle zwrócił się do sierżanta i powiedział:- Chciałbym oświadczyć coś w związku z moją ucieczką.Może moje słowa uchroniąinnych od podejrzeń.- Możesz sobie potem oświadczać, co ci się podoba - odpowiedział sierżant patrząc naniego chłodno i krzyżując ramiona na piersiach - teraz nie czas po temu.Jeszcze dośćbędziesz musiał na ten temat rozmawiać.Zapewniam cię.- Wiem o tym - odparł galernik - ale chcę mówić o czymś innym.Człowiek nie możeumierać z głodu.Przynajmniej ja nie mogę.Więc musiałem zabrać sobie trochę zapasów zdomu na, wsi, tam za bagniskiem, gdzie kościół stoi prawie na moczarach.- Czy chcesz przez to powiedzieć, żeś je ukradł? - zapytał: sierżant.- Tak i powiem wam u kogo.U kowala.- Ho ho - zauważył sierżant patrząc na Joego.- Ho ho, Pip - dodał Joe patrząc na mnie.- Były tam resztki jedzenia, trochę wódki i pasztet.- Czy spostrzegliście, że zginął wam pasztet, kowalu? - badał dobrodusznie sierżantJoego.- żona moja spostrzegła to w chwili, gdy panowie do nas wchodzili.Prawda, Pip? -odparł Joe.- Ach, tak - powiedział galernik zwracając ożywione spojrzenie na Joego (na mnienawet nie spojrzał) - to pan jest kowalem? Bardzo mi przykro, ale zjadłem pański pasztet.- Bóg widzi, że panu to wybaczam, jeżeli o mnie chodzi, całkowicie - oznajmił Joe,któremu przed oczyma mignęło wspomnienie żony.- Nie chcielibyśmy, aby pan zmarł zgłodu.Prawda,.Pip, że nie chcielibyśmy tego?W krtani Joego coś zadrgało.Już raz słyszałem ten dzwięk.Joe odwrócił się.W tejżechwili łódz, która odwiozła więznia na galery, powróciła po mojego galernika.Odprowadziliśmy go aż na.brzeg do wbitych na przystani pali i wielkich kamieni iwidzieliśmy, jak wsiada do łodzi, w której stali wioślarze, tacy sami jak on galernicy, żaden znich nie zdawał się być zdziwiony jego widokiem, żaden się nie ucieszył ani go nie przywitał,żaden nie okazywał zmartwienia z powodu niepowodzenia ucieczki.Jakiś głos.w łodziwrzasnął tylko jak na psy:- No, dalej, jazda, wy tam! Był to sygnał do wiosłowania.W blasku pochodni ujrzeliśmy leżące na wodzie nie opodal brzegu czarne galery jakstraszliwą arkę Noego.Przytwierdzony łańcuchami, okuty w żelazo ponton zdawał się moimdziecięcym oczom równie uwięziony jak zakuci w kajdany galernicy.Widzieliśmy, jak łódzdobiła do galer, jak więzień wysiadł i zniknął nam z oczu.Potem głownie pochodnizanurzone w wodzie zasyczały i wówczas zdawało mi się, że wszystko raz na zawsze z nimsię skończyło.NASTPNY ROZDZIAAUczucie, jakiego doświadczałem, gdy tak nieoczekiwanie zostałem uwolniony odciężaru popełnionej kradzieży, nie nastrajało mnie wcale do szczerego przyznania się dowiny; wydawało mi się jednak, że nie wypływało to z pobudek do gruntu złych.Nie przypominam sobie, abym odczuwał jakiekolwiek wyrzuty sumienia w stosunkudo mojej siostry, z chwilą gdy przestałem się lękać, że wina moja zostanie odkryta.Alekochałem Joego - chociażby z tego powodu, że w tym czasie ów drogi przyjaciel pozwalał misię kochać - i w stosunku do niego czułem coś w rodzaju wewnętrznego niepokoju.Nieprzestawałem myśleć (zwłaszcza kiedy widziałem, jak szuka pilnika), że powinienem muwyznać całą prawdę.A jednak nie uczyniłem tego obawiając się, że będzie mnie uważał zajeszcze gorszego niż w rzeczywistości.Obawa, że stracę zaufanie Joego i że odtąd będęsiadywał wieczorami w kącie przy kominku i patrzył ze smutkiem na utraconego na zawszetowarzysza i przyjaciela, zamykała mi usta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]