[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- %7łartujesz sobie ze mnie?- Nie! - wykrzyknął Barkovitch.- On cię robi w wała, chłopie! Ale nie przejmuj się, zatańczę najego grobie w twoim imieniu.- Zagdakał krótkim śmiechem.- Zamknij się, morderco - powiedział McVries.- Nie chcę wyciągać z ciebie niczego na siłę, Ray.Rusz się, zjeżdżajmy od tego mordercy.- Pocałujcie się w dupę! - wrzasnął z nimi Barkovitch.- Jan cię kocha?- Tak mi się wydaje - powiedział Garraty.McVries z wolna pokręcił głową.- Wiesz.całe to romantyczne pieprzenie.to prawda.Tak było ze mną.Czułem to samo co ty.Wciąż chcesz posłuchać o tej bliznie?Minęli zakręt.Banda dzieciaków na wycieczce zapiszczała i pomachała im dłońmi.- Tak - powiedział Garraty.- Dlaczego? - Popatrzył na Garraty'ego, ale wydawało się, że patrzy w głąb siebie.- Chcę ci pomóc - rzekł Garraty.McVries spuścił wzrok na stopy.- Boli.Już nie mogę ruszać palcami.Kark mi zesztywniał, w krzyżu mnie łamie.Mojadziewczyna okazała się dziwką.Zgłosiłem się do Wielkiego Marszu na tej samej zasadzie, na jakiejfaceci zwykle pakują się do Legii Cudzoziemskiej.Jak to mówi wielki poeta rockowy, oddałem jejkawał serca, ona na mnie napluła, bo jest rura.Garraty nie powiedział nic.Dochodziło wpół do jedenastej.Freeport było nadal daleko.- Nazywa się Priscilla - ciągnął McVries.- Myślisz, że tylko ty wpadłeś po uszy? Ja byłem ślepy igłuchy jednocześnie.Wyłem do księżyca.Zawsze całowałem jej palce, nawet czytałem jej Keatsa natyłach domu, kiedy wiał wiatr z dobrego kierunku.Mój stary trzymał krowy i smród krowiego łajnapasuje, by wyrazić to możliwie najdelikatniej, w szczególny sposób do dzieł Johna Keatsa.- McVrieswybuchnął śmiechem.- Kłamiesz - powiedział Garraty.- Och, to ty zalewasz, Ray.Pamiętasz tylko wielki romans, a zupełnie zapomniałeś, że w domuwaliłeś konia po tym, jak szeptałeś słowa miłości do jej różanego uszka.- Ty zalewasz po swojemu, a ja po swojemu.McVries chyba go nie słyszał.- Słowa nie są w stanie oddać tych spraw - powiedział.-J.D.Salinger.John Knowles.nawetJames Kirkwood i ten gość Don Bredes.oni zniszczyli wiek młodzieńczy, Garraty.Jeśli jesteśszesnastolatkiem, nie możesz już rozprawiać godnie o bólach wieku młodzieńczego.Gadasz jaknapalony Ron Howard.McVries roześmiał się trochę histerycznie.Garraty nie miał pojęcia, o czym mowa.Był pewienswojej miłości do Jan, nie czuł żadnych wątpliwości ani wyrzutów sumienia.Butami szurał po drodze.Z prawą piętą było coś nie tak.Już niebawem gwozdzie puszczą i zgubi obcas jak wąż starą skórę.Ztyłu kaszlał Scramm.- Ale to nie ma żadnego związku z opowieścią o bliznie - oznajmił McVries.- To było zeszłegolata.Oboje chcieliśmy wynieść się z domu, od naszych rodziców, od smrodu krowiego łajna, żebywielki romans mógł rozkwitnąć na serio.Więc wzięliśmy robotę w zakładach tekstylnych w New Jer-sey, szyjących piżamy.Jak ci się to podoba, Garraty? Zakłady tekstylne w New Jersey.Wynajęliśmy osobne mieszkania w Newark.Wspaniałe miasto, każdego dnia czuło się w Newarkcałe krowie łajno New Jersey.Nasi rodzice trochę stawali okoniem, ale że mieliśmy osobnemieszkania i dobrą pracę na lato, to nie za bardzo.Ja mieszkałem z dwoma innymi facetami, a Pris ztrójką dziewcząt.Trzeciego czerwca wyjechaliśmy moim samochodem i koło trzeciej zatrzymaliśmysię w motelu, żeby załatwić problem dziewictwa.Czułem się jak istny szaj-bus.Ona tak naprawdę niechciała się pieprzyć, ale chciała, żeby mi było przyjemnie.To był motel sieci Shady Nook.Jakskończyliśmy, spuściłem z wodą prezerwatywę w sraczu Shady Nooka i przepłukałem usta wodą wpapierowym kubku Shady Nooka.To wszystko było bardzo romantyczne, niezwykle uduchowione.Potem ruszyliśmy do Newark.Zmierdziało krowim łajnem, ale byliśmy pewni, że to inne krowiełajno.Podrzuciłem Pris do jej mieszkania i pojechałem do swojego.Następnego poniedziałkurozpoczęliśmy pracę w szwalni Ubiory Nocne Plymoutha.Nie bardzo przypominało to film, Garra-ty.Cuchnęło tam świeżym włóknem, mój brygadzista był skurwielem, a podczas przerw na lunchciskaliśmy hakami w szczury ukrywające się wśród fabrycznych worów.Ale nie narzekałem, bo to64 była miłość.Rozumiesz? To była miłość.Splunął w kurz, pociągnął łyk z manierki i wrzasnął o następną.Wspinali się na wysokie, stromewzgórze.- Pris pracowała na pierwszym piętrze - mówił szybko, z trudem łapiąc oddech.- Była tampokazówka dla turystów, debilów, którzy nie mieli nic lepszego do roboty, niż iść na wycieczkę zprzewodnikiem, gdzie wyrabiano ich śpioszki.Miejsce pracy Pris było miłe.Aadne pastelowe ściany,śliczne nowoczesne maszyny, klimatyzacja.Pris od siódmej do trzeciej przyszywała guziki.Tylkopomyśl, w całym kraju są faceci, którzy noszą piżamy z guzikami przyszytymi przez Pris.Taka myślmoże rozgrzać nawet najzimniejsze serce.Ja byłem na piątym.W pakowalni.Widzisz, na dole, w suterenie farbowali surowe włókno iposyłali na piąte szybami pneumatycznymi.Otwierałem moją pakę i był tam cały zasrany ładunekluznego włókna, we wszystkich kolorach tęczy.Wyrzucałem go, wkładałem do stukilogramowychworów i przesyłałem taśmą łańcuchową na wielki stos innych worów czekających na sortownicę.Rozdzielali to na krosna, inni kroili i szyli z tego piżamy, a na dole, w pięknej pastelowej hali Prisprzyszywała guziki, podczas gdy gamoniowaci turyści gapili się na nią przez szybę.dokładnie tak jakludzie gapią się na nas dzisiaj.Słuchasz?- Blizna - przypomniał Garraty.- Stale robię uniki, no nie?Na szczycie wzniesienia McVries otarł czoło i rozpiął koszulę.Lasy rozciągały się daleko, dohoryzontu najeżonego górami.Może piętnaście kilometrów dalej, ledwo widoczna w drżącym odupału powietrzu, wystawała spośród zieleni wieża obserwacyjna służb przeciwpożarowych.Drogaprzecinała to wszystko jak pełznący szary wąż.- Początkowo żyłem w rezerwacie błogostanu imienia Johna Keatsa.Przerżnąłem ją jeszcze trzyrazy, za każdym razem w zajezdnym kinie pod gołym niebem, w smrodzie krowiego łajnanapływającym przez okno samochodu z najbliższego pastwiska.I nigdy nie mogłem pozbyć się z wło-sów pojedynczych włókien, choćbym nie wiem ile razy mył głowę.Najgorsze było to, że ona oddalałasię ode mnie, wymykała się mojej miłości, a ja kochałem ją i nie potrafiłem jej tego powiedzieć.Niepotrafiłem tego nawet przekazać rżnąc ją.Zawsze wszystko przytłaczał smród krowiego łajna.Wfabryce szło mi parszywie.Pracowaliśmy na akord.Trzeba było wyrobić normę, żeby dostać wszawąpłacę.Nie byłem dobrym sortującym.Robiłem jakieś dwadzieścia trzy paki dziennie, ale norma byłaokoło trzydziestu.Koledzy mnie nie lubili, bo chrzaniłem im robotę.Harlan w farbiarni nie mógłwyciągnąć ponad normę, bo blokowałem mu taśmę.Ralph na sortownicy nie mógł wyciągać ponadnormę, bo nie wysyłałem mu dość worów.Nie było miło.Postarali się, żeby nie było miło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl