[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ojciec powiódł wzrokiem dookoła, jakby dla przekonania się, czy przypadkiem o czymś niezapomniał.Wziął starą łopatkę i narzucił popiołu na zmoczone głownie, tak żeby ich nie byłowidać.Potem wyprostował się i oparł o komin. Teraz rzekł możemy przyjąć filantropa.Promień w norzeStarsza córka podeszła do ojca i położyła rękę na jego ręce. Dotknij, jak mi zimno rzekła. Ba! odpowiedział ojciec. Mnie jeszcze zimniej.Kobieta zawołała gwałtownie: Ty zawsze masz wszystko lepsze od innych, nawet i dolegliwości. Idz do diabła! odrzekł mężczyzna.Mówiąc to spojrzał na nią w taki sposób, że umilkła.W izbie zrobiło się cicho.Starsza córkaniedbale wykruszała błoto ze swego płaszcza, młodsza nie przestawała szlochać.Matkapociągnęła ją do siebie i zaczęła całować, mówiąc cicho: Mój skarbie, to nic, to się zgoi; tylko nie płacz, bo się ojciec będzie gniewał. Nie! zawołał ojciec przeciwnie! Płacz, szlochaj, to dobrze!Potem zwrócił się ku starszej: No i co? Jeszcze nie przyszedł! Może wcale nie przyjdzie? Zagasiłem ogień, zrobiłem dziuręw krześle, podarłem koszulę, stłukłem szybę i wszystko na nic? I dziecko skaleczył mruknęła matka. Wiecie co ciągnął ojciec zimno jest jak w psiarni w tej czartowskiej dziurze.Jeżeli tenczłowiek nie przyjdzie? To tak jest! Każe na siebie czekać, powiada: No to i cóż, niech tamsobie czekają, oni są od tego.Może cymbał zapomniał adresu? Założę się, że ten stary dureń.W tej chwili zapukano z lekka do drzwi.Mężczyzna rzucił się do nich co prędzej i otworzył,wykrzykując z głębokimi ukłonami i uśmiechami uwielbienia: Racz wejść, łaskawy panie, czcigodny nasz dobroczyńco i ty zacna i czarująca damo.Jakiś człowiek w dojrzałym już wieku i jakaś młoda osoba ukazali się na progu izby.Mariusz ciągle trwał na swoim stanowisku.To, czego doświadczył w tej chwili, nie da sięwypowiedzieć żadnym językiem na świecie.Była to Ona.Ktokolwiek kochał, ten zna całe promienne znaczenie, które zawierają w sobie trzy litery tegosłowa: Ona.Była to istotnie ona.Zaledwie ją Mariusz dostrzegł poprzez obłok świetlnej mgły, która sięnagle roztoczyła przed jego oczami.Była to ta sama wdzięczna istota, tak długo nieobecna, ta62sama gwiazda, która mu świeciła przez sześć miesięcy, to samo spojrzenie, to samo czoło, teusta, ta twarz, co znikła tak nagle i odchodząc tak ciężkie ciemności zostawiła za sobą.Pojawiła się wśród tych mroków, w tej izbie nędznej, w tej norze obrzydliwej, wśród tegoplugastwa!Mariusz drżał nieprzytomny.Czy to ona? Bicie serca mąciło mu wzrok.Czuł, że gotów jestrozszlochać się.Tak! Więc widzi ją znowu po tak długim szukaniu.Wydało mu się, że zgubiłwłasną duszę i że ją odnajduje w tej chwili.Była taka sama, tylko nieco bledsza; delikatną jej twarzyczkę okalał kapelusz z fiołkowegoaksamitu, kibić jej ukryta była pod czarnym atłasowym płaszczykiem.Widać było spod jejdługiej sukni małą nóżkę ujętą w jedwabny pantofelek.Towarzyszył jej, jak zwykle, pan Biały.Wszedłszy do izby, postąpiła kilka kroków i położyła na stole jakieś dosyć grube zawiniątko.Starsza córka Jondrette ów stanęła za drzwiami i przyglądała się ponuro aksamitnemukapeluszowi, płaszczykowi z jedwabiu i tej pięknej, szczęśliwej twarzyczce.Jondrette prawie płaczeIzba była tak dalece ciemna, że każdy, kto przychodził ze dworu, miał wrażenie, że się znalazłw piwnicy.Nowo przybyli weszli niepewnym krokiem, z trudem rozróżniając przedmioty, samitymczasem dokładnie lustrowani przez mieszkańców izby, których oczy przyzwyczajone byłydo tego półmroku.Pan Biały zbliżył się ze swoim dobrym i smutnym spojrzeniem i rzekł do ojca Jondrette a: Znajdzie pan w tym zawiniątku nowe odzienie, pończochy i wełniane kołdry. Nasz anielski dobroczyńca obdarza nas aż nadmiernie rzekł Jondrette, kłaniając się doziemi.Następnie, kiedy nowo przybyli rozglądali się po tym żałosnym wnętrzu, dodał szybko i pocichu, pochylając się do ucha starszej córki: A co, nie mówiłem? Aachy, a gotówki ani grosza.Wszyscy tacy sami.Ale, ale, jak byłpodpisany list do tego starego cymbała? Fabantou odpowiedziała córka. Artysta dramatyczny, już wiem.Jondrette w porę zapytał, gdyż w tej samej chwili pan Biały obrócił się ku niemu i odezwał sięz miną człowieka, który chciałby sobie przypomnieć nazwisko: Widzę, że znajduje się pan w bardzo przykrym położeniu, panie. Fabantou odpowiedział żywo Jondrette. Panie Fabantou, tak, tak, przypominam sobie. Tak, łaskawy panie, artysta dramatyczny, i to artysta, który miał niegdyś powodzenie.W tym miejscu Jondrette uważał widać, że nadeszła chwila stosowna, aby oszołomićfilantropa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]