[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy pan myÅ›li, że ta moja siÅ‚anie emanuje na te maÅ‚e sadzonki? Może to tylko dziÄ™ki tej potężnej sile przetrzymaÅ‚y one zimÄ™?Rad jestem, że pan tutaj wróciÅ‚, panie Maryn, i nie widzÄ™ powodu, aby nie nawiÄ…zać z panem przyjazni.OtrzymaÅ‚em już dom po Kuleszy, piÄ™knÄ… leÅ›niczówkÄ™, a tamtÄ… po Izajaszu RzepiewziÄ™to do remontu.Nie patrzÄ™ już chciwym okiem na dom po HorÅ›cie.Maryn kiwaÅ‚ gÅ‚owÄ… i udawaÅ‚, że sÅ‚ucha StÄ™borka.DowiedziaÅ‚ siÄ™, na którym zrÄ™bie pracujÄ…Budrys i KaraÅ›, i gadanina leÅ›niczego nic go nie obchodziÅ‚a.UdawaÅ‚ jednak, że sÅ‚ucha wynurzeÅ„,wyrozumiale uÅ›miechaÅ‚ siÄ™, potem pożegnaÅ‚ StÄ™borka i ruszyÅ‚ we wskazane miejsce.Ogromny traktor Budrysa Å›ciÄ…gaÅ‚ ż golizny zrÄ™bu stuletnie sosny i ukÅ‚adaÅ‚ je wzdÅ‚uż drogileÅ›nej.Na Å›rodku zrÄ™bu KaraÅ› paliÅ‚ wielkie ognisko i wrzucaÅ‚ do niego gaÅ‚Ä™zie i czubki sosen.CzÅ‚owiek musiaÅ‚ najpierw uporzÄ…dkować las, aby posadzić nowe drzewa.Maryn zeskoczyÅ‚ z klaczy, puÅ›ciÅ‚ jÄ… wolno i podszedÅ‚ do ogniska.ZobaczyÅ‚ go Budrys,zatrzymaÅ‚ traktor i też ruszyÅ‚ w kierunku Maryna, który już zdążyÅ‚ usiąść przy ognisku na dwóchpodsuniÄ™tych sobie pod tyÅ‚ek grubych drÄ…gach.Dopiero gdy zbliżyÅ‚ siÄ™ Budrys, także i KaraÅ›odważyÅ‚ siÄ™ przykucnąć przy ognisku.- Pan już nie jest strażnikiem Å‚owieckim - odezwaÅ‚ siÄ™ Budrys.- Tak.Dlatego tu przyjechaÅ‚em - wyjaÅ›niÅ‚ Maryn.Bez sÅ‚owa wyjÄ…Å‚ z raportówki dużą kopertÄ™, otworzyÅ‚ jÄ… i tak samo bez sÅ‚owa zaczÄ…Å‚wrzucać do ogniska fotografie, oÅ›wiadczenia, caÅ‚y materiaÅ‚, który kiedyÅ› zebraÅ‚ przeciwkÅ‚usownikom.- To już nie musimy być pana przyjaciółmi? - upewniaÅ‚ siÄ™ KaraÅ›.- Nie.- Na pewno?- Na pewno, panie KaraÅ›.SpaliÅ‚em przy was wszystkie dowody.- Dlaczego? - wtrÄ…ciÅ‚ siÄ™ podejrzliwie Budrys.- Ponieważ przestaÅ‚em być strażnikiem Å‚owieckim i nic mnie nie obchodzi, co siÄ™ dzieje wlesie.- I pistoletu też pan już nie ma - zauważyÅ‚ radoÅ›nie KaraÅ›.- Nie mam.- To teraz możemy panu dać nauczkÄ™ za pobicie i za strach - podjudzaÅ‚ siÄ™ KaraÅ›.- Tak - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ Maryn.Ów uÅ›miech rozzÅ‚oÅ›ciÅ‚ Karasia.RozejrzaÅ‚ siÄ™.ZobaczyÅ‚ sÄ™katy kij i chwyciÅ‚ go, aby nimuderzyć Maryna.Ale ten zerwaÅ‚ siÄ™ jak sprężyna, zÅ‚apaÅ‚ za jeden z drÄ…gów, na którym siedziaÅ‚, boniczego w tej chwili bardziej nie pragnÄ…Å‚ jak dać tym dwóm ludziom nowÄ… nauczkÄ™.W walce nadrÄ…gi i kije byÅ‚ kiedyÅ› najlepszy.Wprawdzie dawne to czasy - lecz przecież pamiÄ™taÅ‚ wszystkiekonieczne w takiej sytuacji ruchy obronne i atakujÄ…ce.Budrys chwyciÅ‚ kij trzymany przez Karasia i wyrwaÅ‚ mu go z rÄ™ki. - Nie bÄ…dz gÅ‚upi, KaraÅ›.Czy on by tu przyjechaÅ‚ tak spokojnie, gdyby siÄ™ baÅ‚ twojego kija?Maryn usiadÅ‚ przy ognisku.- %7Å‚aden z was nie trafiÅ‚ na milicjÄ™ ani do sÄ…du - rzekÅ‚.- OczekiwaÅ‚em wdziÄ™cznoÅ›ci, a niekija, panie KaraÅ›.I za to, że odwoÅ‚aÅ‚ pan swoje oÅ›wiadczenie, też nie miaÅ‚ pan żadnych kÅ‚opotów.DostaÅ‚em majÄ…tek po HorÅ›cie Sobocie i bÄ™dziemy musieli żyć obok siebie przez dÅ‚ugie lata.- SÄ… takie miejsca w lesie.- zaczÄ…Å‚ KaraÅ›.DokoÅ„czyÅ‚ za niego Maryn:-.takie miejsca, gdzie jak pana zawlokÄ™, nikt już pana nie znajdzie do koÅ„ca Å›wiata.Budrys znowu usiadÅ‚ przy ognisku, z kieszeni wyplamionej kurtki wyjÄ…Å‚ chleb ze sÅ‚oninÄ… wzatÅ‚uszczonym gazetowym papierze.- Pan nie pogardzi kawaÅ‚kiem chleba, panie Maryn? - zapytaÅ‚ grzecznie.- Nie pogardzÄ™.- A ty, KaraÅ›?- Nie chcÄ™ - odburknÄ…Å‚ tamten.%7Å‚aÅ‚owaÅ‚, że daÅ‚ sobie wyrwać kij i nie mógÅ‚ siÄ™ zemÅ›cić naMarynie.Ale pilnie sÅ‚uchaÅ‚, co do Maryna mówiÅ‚ Budrys.- Stary Horst daÅ‚ panu caÅ‚y majÄ…tek.Nie Weronice, lecz wÅ‚aÅ›nie panu.To byÅ‚ wariat, nietaki jednak, aby oddawać majÄ…tek byle komu.Dlatego tak sobie myÅ›lÄ™, że w panu coÅ› jest, co onodkryÅ‚, ale innym nie tak Å‚atwo zauważyć.GadajÄ…, że pan potrafi siÄ™ zmieniać w wilka.Tylko starebaby wierzÄ… w takie gÅ‚upstwa.Pan jest gorszy od wilka.- Tak.- I na to zwróciÅ‚em uwagÄ™, że dobrze siÄ™ pan czuje w lesie, choć przyszedÅ‚ pan tutaj zmiasta.Pan jest tak jak i my: leÅ›nym czÅ‚owiekiem.- Szkoda, że o tym nie wiedziaÅ‚ stary Horst.Nie daÅ‚by mi swego majÄ…tku - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™Maryn.- NienawidziÅ‚ lasu i leÅ›nych ludzi.- To prawda - przytaknÄ…Å‚ Marynowi i wrÄ™czyÅ‚ każdemu po kromce chleba ze sÅ‚oninÄ….-Dlatego zastawiÅ‚ na pana puÅ‚apkÄ™.- JakÄ…? - zainteresowaÅ‚ siÄ™ KaraÅ›, z którego już uleciaÅ‚ gniew i zaczai odczuwać corazwiÄ™kszÄ… ciekawość wobec dawnego strażnika Å‚owieckiego.- TÄ™ kobietÄ™ w domu.WeronikÄ™.- powiedziaÅ‚ cicho Budrys.- Wszyscy jÄ… mieli.- pogardliwie wzruszyÅ‚ ramionami KaraÅ›.- Ja nie miaÅ‚em - odparÅ‚ Maryn.- I to pana szczęście - oÅ›wiadczyÅ‚ z powagÄ… Budrys [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl