[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Chcesz iść ze mną na funghi? szepnęła.To dlatego tu przyszła.Odsunął szalone myśli. Jasne. No to chodz.Czekam na dole za dziesięć minut.Chwilę pózniej szli w ciemności w górę zbocza, oboje niosąc płytkiekoszyki na łup. Jesteś pewna, że coś znajdziemy? O tej porze roku? spytał. Oczywiście.Może nie tyle co jesienią.Ale będą coprini i orecchietti,i piopparelłi, i pleurate, i cepatelli, jeśli nam się poszczęści.LRT No dobrze powiedział szybko. Rozumiem.I żadne nie są trują-ce? Niektóre są bardzo podobne do trujących.Ale nie martw się.Znamsię na tym.Kiedy doszli do lasu, zaczynało świtać.Zaprowadziła go do miejsca,gdzie w wysokiej, bujnej trawie na skraju drzew widać było ciemny zielonykrąg na tle jaśniejszej zieleni łąki. Gambe secche.Grzybnia.Ta jest już dość stara i rozrasta się z każ-dym rokiem. Rosną tu grzyby jadalne? Nie, ale na takich poletkach psich grzybków lubi się przytulić pru-gnolo. Mówiąc to, grzebała w mokrej trawie, rozgarniając ją palcami.Widzisz? To właśnie prugnolo, po naszemu San Giorgio. Dlaczego? Bo pojawia się w dzień tego świętego, oczywiście. Wykręciłazręcznie nóżkę grzybka i włożyła do koszyka. Znajdziemy ich więcej,wystarczy się rozejrzeć.Kiedy zebrali plon z łączki, weszli do lasu, rozgarniając poszycie gałąz-kami leszczyny.Po kilku minutach Benedetta zatrzymała się i wciągnęłapowietrze nozdrzami. Czujesz ten zapach?Bruno zaczął węszyć, ale czuł tylko wilgotny, stęchły zapach lasu. Tam. Zciągnęła go ze ścieżki do miejsca, gdzie jak maleńki neoli-tyczny krąg kamieni przycupnęła na poszyciu leśnym kępka grzybów. Te są dobre zapewniła go. Uważaj, żeby ich nie wyrywać, bozniszczysz korzenie. Co to za grzyby? Ceppatelli.Podobne do porcini, ale pojawiają się wcześniej.LRTBruno wykręcił z ziemi jednego grzybka.Był lżejszy niż czekoladowo-brązowe porcini, których używał w Rzymie, ale miał ten sam odurzający,mocny zapach. I strzepnij zarodniki na ziemię dodała Benedetta. %7łeby znów tuwyrosły.Po zebraniu ceppatelli poszli śladem zostawionym przez jelenia, wcho-dząc coraz głębiej i głębiej w las. O, tu jest jeden powiedział Bruno, wskazując patykiem wysokie-go, jasnego grzyba z nakrapianym kapeluszem, rosnącego pod bukiem.Zdawał się fosforyzować lekko w przyćmionym świetle. Ten akurat jest trujący.To Amanita phalloides.Po kształcie możeszsię domyślić, skąd ta nazwa. Przykucnęła i ostrożnie go zerwała rękąowiniętą w chusteczkę, żeby nie dotykał skóry. Po co go bierzesz? Och, trujące też się przydają.Używamy ich do trutek na myszy.Są itakie, które dodajemy do lekarstw.W pobliżu stał pień drzewa cały pokryty falującymi, czarnymi falban-kami grzybów.Wyglądały bardzo nieapetycznie i Bruno był zdumiony,kiedy Benedetta powiedziała, że są jadalne. A tutaj, popatrz! zawołała, podchodząc do sąsiedniego buka.Nazywamy to apartamento, apartamentowcem.Na dole są gelone, pózniejrząd pioparelli, dalej pleurate, boczniaki, aż do samej góry.Jeśli ich niezbierzemy, zniszczą drzewo.W południe zrobiło się gorąco.Oba koszyki udało im się zapełnić, cho-ciaż Bruno był sfrustrowany, że nie potrafi uchwycić węchem grzybowychszlaków, które Benedetta wyłapywała bez trudu. Możemy już dać sobie spokój zdecydowała w końcu, zatrzymującsię na małej łączce i przysiadając na kępie mchu i tymianku. Zapachfunghi nie jest już taki mocny.LRTBruno usiadł obok.Poniżej wioska grzała się w słońcu.Unosiły się nadnią strużki dymu i daleki dzwięk piły łańcuchowej.Benedetta przeciągnęłasię i położyła. Jak tu cicho powiedział. Uhm.Nikt z wioski nie podchodzi tak wysoko.Tymianek zmiażdżony ciężarem ich ciał wydzielał ziołowy aromat, któ-ry mieszał się z wilgotną wonią grzybów w koszykach.Benedetta zaczęłarozpinać bluzkę.Mimo woli musiał okazać zdumienie, bo wyjaśniła: Chcę się poopalać. Och.Nie krępuj się.Proszę bardzo.Nie będę patrzył obiecał,odwracając wzrok.Kątem oka widział jednak mlecznoróżowy kształt na ciepłym mchu.Czy się zaczerwienił? A jeśli tak, to jakim cudem miał w sobie tyle krwi, żenapływała mu jednocześnie do policzków i pachwin? Położył się i zamknąłoczy.Usłyszał szelest zdejmowanej bluzki.I w następnej chwili Benedettaprzeturlała się na niego i wsunęła mu rękę pod T-shirt. Och. powtórzył, otwierając oczy.Tuż nad twarzą kołysała mu się jędrna pierś, dojrzała jak owoc, a ciepładłoń dziewczyny, tak odpowiednia do wyrabiania ciasta, głaskała go wol-nym, kolistym ruchem po brzuchu. Benedetto. wycharczał. Powinnaś wiedzieć, że jestem tu tyl-ko.tylko. Przejazdem? Jasne.Właśnie dlatego mogę się z tobą przespać. Jak to? Wstrzymał oddech, kiedy jej palce wślizgnęły mu się podpasek spodni. Czy to nie oczywiste? Gdybym się przespała z Javierem, musiałabymza niego wyjść.Gdybym się przespała z którymkolwiek innym mężczyznąz wioski, rozpowiedziałby to na prawo i lewo, i mówiono by o mnie putta-na i okrzyknięto czarownicą.A ty. wstała i zrzuciła resztę ubrania, aLRTpotem położyła się obok niego, skóra przy skórze nie powiesz nikomusłowa. Skąd wiesz? zapytał, kiedy rozpinała mu spodnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]