[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Skosztuj tych skalnych cukiereczków - zachęcił krakena.Macka owinęła się wokółdrogich kamieni, a ich ostre brzegi pocięły ją.Posoka kapała do wody, gdy macka wiła się zbólu.- Teraz masz - rzekł Grundy.Popłynął do miejsca, w którym wciąż tkwił Dor, iprzejechał diamentem po mackach.Zabolało i puściły, choć golem zdołał zaledwie je drasnąć.Dor wreszcie mógł wynurzyć się i zaczerpnąć powietrza, stojąc w sięgającej mu po pasczerwonawej wodzie.- Muszę teraz pomóc innym - poinstruował go Grundy.- Wrzaśnij gdybyś znówwpadł w tarapaty.Dor wyłowił swój magiczny miecz i słońcokamień.Był rozczochrany i zły na siebie!Musiała go ratować istota nie większa niż jego dłoń.Ależ bohater z niego!Pozostałym wiodło się lepiej.W stropie przebito już otwór, przez który wpadłoświatło dnia.- Chodz już, Dor! - zawołał Grundy.- Wreszcie stąd wychodzimy!Dor zgarnął monety i diamenty do kieszeni, w której miał sfońcokamień, dzbanek zmaścią wpakował do innej.Smash i Chet wspinali się już ku nowemu przejściu, które mieliposzerzyć.Centaur był najlepiej wyekwipowany przez naturę do takiej wspinaczki - miałsześć kończyn.Cztery lub pięć tkwiło mocno w jakichś szczelinach, a jedna lub dwiewyszukiwały nowe punkty zaczepienia.Grundy nie miał takich problemów - był tak lekki, żewspinał się zupełnie swobodnie.Na dole pozostali jedynie Iren i Dor.- Pospiesz się, ślamazaro! - zawołała.- Nie będę dłużej czekać!- Idz pierwsza! - odkrzyknął.- Zbieram skarb!- O, nie! - odparowała.- Chcesz zerknąć pod moją spódnicę!.- Byłaby to dla mnie nagroda! - odciął się.- Po prostu nie chciałbym, żeby towszystko spadło na ciebie!W dół rzeczywiście sypał się piach i leciały kamienie, wykruszane przez Cheta.Sytuacja stawała się niebezpieczna, pomimo wysiłków rośliny wyhodowanej przez Iren,mającej podtrzymywać ściany.- No dobrze - zgodziła się, zaniepokojona.Rozpoczęła wspinaczkę, a Dor kończył -zgarnianie skarbu.Macki krakena, nie niepokojone ani przez miecz, ani przez diamenty, znów ruszyły wprzód.Woda sięgała aż do piersi Dora, co znakomicie ułatwiało roślinie działanie.- Uważaj! - ostrzegła woda i Dor ciął mieczem ciemny pył.Szarpnięcie, jakieodczuł, wskazywało, że trafił w coś, co nie cofnęło się.Jak na stworzenie żądne krwi, tenkraken był bardzo wrażliwy na ukłucia!- Jeszcze jedna! - krzyknęła woda, którą to bawiło.Dor znów ciął mieczem.Mimozręczności, jaką dawał mu magiczny oręż, nie wyrządzał krakenowi zbyt wiele szkody, bo niemógł skutecznie Uderzać w wodzie.Pchnięcia tylko raniły macki, nie uszkadzając ichzbytnio.Poza tym roślina uczyła się unikać pchnięć.Nie była zbyt bystra, lecz ciągle bolesneukłucia wykrzesały ż niej minimum polotu.Wreszcie i Dor zaczął się wspinać.Nie mógł teraz używać miecza, a to ułatwiłomackom działanie.Poza tym złoto było cięższe niż mu się wydawało i ciągnęło go w dół.Wydobywał się już z wody, gdy jedna z macek owinęła się wokół prawego kolana chłopaka iściągnęła go z powrotem.Ześlizgnął się i ponownie wpadł do wody, Coraz więcej macek owijało się wokół jegonóg i talii.Kraken skuteczniej wdarł się do tunelu niż Dor uważał to za możliwe! Roślinamusiała być teraz monstrualnie wielka - przecież akcja w tunelu stanowiła zapewne tylkoczęść jej działań.Dor zdawał sobie sprawę, że tym razem nikt nie zdoła mu pomóc, jeśli kraken znówzacznie go topić - zacisnął więc zęby i ponownie wyciągnął miecz.Wsparł ostrze o mackę ipchnął.Ostra, magiczna klinga przeszła przez miękkie ciało krakena, odcinając jedno z jegoramion.Tym razem nie mogło się ono cofać, opasywało bowiem chłopaka - zgubiła jezachłanność rośliny.Dor powtarzał t? operację tak długo, aż wreszcie oswobodził sięcałkowicie; woda wokół niego była mleczna i lepka od krwi krakena.Wsunął miecz dopochwy i zaczął się wspinać.- Hej, Dor, co cię zatrzymało? - zawołała Iren, będąca już w połowie drogi.- Już idę! - odkrzyknął i zerknął w górę.Akurat wtedy obluzowało się i poleciało wdół trochę sporych głazów może spowodował to dzwięk ich głosów? Dor stał w wodziesięgającej mu do piersi, osłaniając głowę ramionami.- Nic ci się nie stało?! - zawołała.- Przestań wrzeszczeć! - ryknął.- Przejście się przez to wali! I znów musiał osłaniaćgłowę przed spadającymi głazami.To było okropne!- Ojej - powiedziała cicho i zamilkła.Ponownie owinęła się wokół niego jakaś macka.Kraken stawał się corazbezczelniejszy, pomimo utraconych ramion.Dor odciął ją i po raz któryś zaczął się wspinać.Ręce, oblepione posoką rośliny, ześlizgiwały się ze skały.Próbował je obmyć, ale woda byłazanieczyszczona tym sokiem.Ciężar skarbu uniemożliwił mu wspinaczkę.Stał więc na dole, obcinając macki, a Iren pełzła ku powierzchni.- Co mam zrobić? - zapytał, załamany.- Wywal monety, idioto! - rzekła ściana.- Ale mogę ich potrzebować - sprzeciwił się Dor, nie chcąc rozstawać się zeskarbem.- Ludzie wariują na naszym punkcie - odezwał się pieniądz w jego kieszeni.- Tenosioł chce dla nas umrzeć, a przecież w Xanth nie mamy żadnej wartości.Dor zadumał się.Po co obciążał się tymi śmieciami? Monety bez wartości i maść, naktórej ciążyła klątwa.Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie - i nie mógł odrzucić skarbu.Tak jak kraken tracił ramiona, czepiając się chłopaka, tak on sam mógł stracić życie,czepiając się skarbu - w tym przypadku nie był bystrzejszy od rośliny.Wtem z góry opadło jakieś ramię.Dor rzucił się w bok; czyżby kraken odkrył nowądrogę dojścia? Wzniósł miecz - w tej sytuacji był on o wiele przydatniejszy.- Nie dopadniesz mnie w ten sposób, ohydne zielsko! - zawołał.- Hej, uważaj, co mówisz! - zaprotestowało ramię. Jestem liną.Dor był zaskoczony.- Lina? Po co?- %7łeby cię wyciągnąć, głupku - odparła.- A jak myślisz, po co jest lina ratunkowa?Lina ratunkowa!- Czy jesteś zamocowana?- Pewnie, że jestem! - oburzyła się.- Wyobrażasz sobie, że nie wiem, co robić?!Obwiąż mnie wokół siebie, a wyciągnę cię stąd!Uczynił tak i wkrótce podążał w górę, wraz z całym skarbem.- Wykręciłeś się - powiedziała moneta w jego kieszeni.- Co cię to obchodzi?- Bogactwo niszczy ludzi.To nasze zadanie - zniszczyć człowieka! Miałyśmy cięzniszczyć, a tobie niezasłużenie udało się uciec.- No cóż, zabieram was ze sobą, więc będziecie mieć następną okazję.- Otóż to - zgodziła się z nim moneta i aż zabłysła.Szybko wydostał się z otworu.Chet i Smash ciągnęli linę, a Grundy pilnował, by niezaczepiła o jakiś pniak.- Coś tam robił? - spytała Iren.- Myślałam, że nigdy nie wyjdziesz!- Miałem kłopoty z krakenem - odparł, pokazując kawałek macki, przyczepiony donogi.Było już pózne popołudnie.- Czy coś tu nam zagraża? - zapytał Dor ziemi.- Na południowej plaży tej wyspy znajduje się siedlisko wiwern, skrzydlatych,dwunożnych smoków - odparła.- Polują tylko za dnia.- Czy będziemy więc bezpieczni, jeśli rozbijemy obóz tu, na północnym krańcuwyspy?- Chyba tak - przyznała ponuro ziemia.- Skoro wiwerny polują w dzień, to może spróbujmy przekraść się koło nich nocą? -odezwała się Iren.Smash uśmiechnął się.- Ruszamy i karki skręcamy.I gestami dał do zrozumienia, co uczyni z nieszczęsnymi wiwernami.Ogr wydawał sięszerszy, wyższy i masywniejszy niż poprzednio, a Dor zdał sobie nagle sprawę, że chybafaktycznie był większy.W dziesiątym roku życia ogry gwałtownie rosną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]