[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szare spodnie pokrywają siębiałymi i czarnymi włosami.- To jest nie takie łatwe, rozumiesz Susanne.Oczywiście, że nie rozumiesz.Jesteśjeszcze za młoda.- Rozumiem pana lepiej, niż się panu wydaje.- Czasami siedzę na kanapie i czekam, aż mnie żona zawoła na obiad.- Wskazuje nazdjęcie w srebrnej ramce stojące na komodzie.- Antje zmarła pięć lat temu, nie, to już minęłosześć.Marszczy brwi, liczy w myślach, znowu marszczy brwi i głaszcze koty.- Około sześciu lat - uściśla.- Czy pamięta pan Isabel? Tę, która zaginęła?- Ona miała na imię Antje - poprawia mnie.- Mam na myśli uczennicę: Isabel Hartman.- Hartman - powtarza Groesbeek.- Chodziła do mojej klasy - przypominam mu.- Chorowała na padaczkę.Kiedyśnawet zawiózł ją pan po ataku do domu.- Widziałem ostatnio program w telewizji, to straszna choroba.- Czy pan ją pamięta?- Przypominam sobie tylko twarze, imion nie pamiętam.Wyciągam zdjęcie Isabel z torebki, kładę przed nim.Przygląda mu się, nie zmieniającwyrazu twarzy.Jeden z kotów wskakuje na stół prosto na zdjęcie.Wyciągam je spod pazurówi podaję panu Groesbeekowi.- To straszne - mówi.- Co jest w tym takiego strasznego?Groesbeek czyni bezradny ruch, otwiera usta, jakby chciał coś powiedzieć.Namyślasię, marszczy.- To straszne - powtarza.- Co takiego strasznego?- Padaczka.Wydaje się, jakby umierali.- Zastyga w skurczu z otwartymi ustami,chcąc mi pokazać objawy choroby.- Czy pan ją kiedyś widział w takim stanie? - pytam.Sama nie mogę sobieprzypomnieć, żeby Isabel dostała ataku padaczki w jego obecności.Pan Groesbeek zajmuje się kotem, który siedzi mu ciągle na kolanach, i przemawia doniego pieszczotliwie jak do maskotki.- Koty to niesamowite zwierzęta - mówi z dumą.- To moi najlepsi przyjaciele.Niemogą jednak pójść ze mną do domu spokojnej starości.Nie, tego wam nie wolno.Jego głosbrzmi jak głos matki uspokajającej niemowlę.- Przypomina pan sobie chyba, że Isabel zniknęła bez śladu.- Rozpaczliwie próbujęodwołać się do jego pamięci, trzymając przed sobą zdjęcie Isabel.- Słyszysz, Nina - pan Groesbeek zwraca się do kota.- Podobnie jak Lies.Też jejwięcej nie ujrzeliśmy.Odkładam zdjęcie.- Co zginęło, nie powróci - mówi pan Groesbeek.- Ma pan rację - dodaję nieprzekonana.- Czasami nigdy ich nie odnajdują.Wtedy wiadomo, że nie żyją.Zamykam torebkę, patrzę na zegarek.- Muszę już iść.Dziękuję, że poświęcił mi pan chwilę i.- Nie ma sensu ich szukać, są bardzo dobrze ukryte.- Do widzenia.Miło mi było pana znowu zobaczyć.Dziękuję, sama wyjdę.Wychodząc, rzucam okiem w stronę ogródka.Wysoki płot z wszystkich stron, terenzaniedbany, wysoka trawa.Pod płotem usypana ziemia, jakby ogromne krecie kopce.Pan Groesbeek widzi, że się przyglądam.- Antje nie żyje - mówi.Pochylam głowę ze współczuciem.Natychmiast pojawiają się koło mnie cztery koty,które chcą wyjść razem ze mną.Groesbeek podnosi się.- Anne, Belle do mnie.- Zagania je z powrotem do pokoju.Stoimy sami w korytarzu.- Ile pan ma kotów? - pytam.- Sześć.Uwielbiam koty.Nie znoszę ludzi, którzy lubią psy, a pani?Stoi blisko mnie; to nieprzyjemna bliskość.Czuję woń starego mężczyzny, widzęłupież na łysej głowie.Zasłania sobą drzwi wejściowe.Uśmiecham się blado.- Ja tak samo.Potakuje, ustępując mi z drogi.Szybko się wymykam.- Niech mnie pani jeszcze odwiedzi - zwraca się do mnie serdecznie.Kiwam głową, uśmiecham się, szybko wsiadam do samochodu, lecz po chwili sięrozmyślam.Parkuję za rogiem i wysiadam.Głupio mi się wciskać w wąskie przejście, żebypójść na przeszpiegi z tyłu domów.Odliczam posesje, zatrzymując się przed ogródkiem panaGroesbeeka.Delikatnie naciskam klamkę starej furtki.Jest zamknięta.W milczeniu oglądamwysokie sztachety płotu.Wyglądają na tak zmurszałe, że nie odważam się na nie wspiąć.Kontener na śmieci wydaje się lepszą drogą.Trochę za wysoki, lecz kiedy go kładę na boku,mogę zajrzeć przez płot.Jeśli Antje dbała kiedyś o ogród, to widać, że już nie żyje od parulat.%7ładnego kwiatka, same chwasty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]