[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lekarz zatrzymał się jeszcze z ręką na klamce. Słyszałem, że zna pan doktor Vivian powiedział, patrząc na Brada. Istotnie, doktorze. Brad nie okazał zdumienia i uśmiechnął się do psychiatry, który sięnie uśmiechał. Prawdę mówiąc, mam się z nią dzisiaj spotkać.Pomyśleliśmy, że zjemy kaczkępo pekińsku.To znaczy, z doktor Vivian i jej siostrą dodał i znowu poczuł się zaskoczony, bolekarz wybuchnął śmiechem. Byłem na kolacji, z nimi obiema, wczoraj wieczorem powiedział z żalem. Miała byćtylko Vivi, ale potem nagle wtargnęła tam JC i nie można było się jej pozbyć.W dodatku je zadwoje dodał, jakby pomyślał Brad przypomniał sobie rachunek.Podziękowali Sandowskiemu jeszcze raz.Pożegnali się z recepcjonistką, która obdarzyłaich szybkim, roztargnionym uśmiechem; teraz w poczekalni na tych twardych plastykowychkrzesełkach siedziało już z pół tuzina spiętych ludzi. Och, tak przy okazji zawołał za nimi Sandowski.Odwrócili się jednocześnie. Zabrałem Vivi do Top of the Mark powiedział. Mówiła, że jej się tam podobało. Tak mruknął Brad, a Sandowski zamknął drzwi.Na korytarzu Jerry powiedział: Co to miało, do diabła, być? To, detektywie, była lekarska zazdrość odparł Brad.Nasz Sandowski napalił się nadoktor Vivian i był wkurzony, bo to ja zabieram ją dzisiaj na kolację. Aczkolwiek wraz z jej upiorną siostrzyczką dodał Jerry i Brad się roześmiał. W porządku powiedział. Biorę dla równowagi Flyin. A tak przy okazji, czy mam rację, sądząc, że doktorek ma rację, a my się mylimy? spytał Jerry. Masz rację! I on chyba też ma rację, więc nasza teoria o pracowniku fizycznym bierzew łeb.Teraz szukamy biznesmena samotnika, który ma seksualne problemy z żoną.Co prowadzinas dodał Brad posępnie absolutnie donikąd. A nawet uzupełnił Jerry jeszcze posępniej znowu do punktu wyjścia.Rozdział 29Vivi skończyła dyżur dziesięć minut po czasie, więc całkiem niezle.Godziny szczytuzwykle zapewniały im pracę od piątej aż do wieczora; ludzie jezdzili autostradami, wracali zpracy do domu, robiąc idiotyczne rzeczy, takie jak pisanie SMS-ów, rozmawianie przez telefon,palenie czy picie gorącej kawy, kto by tam sobie zawracał głowę trzymaniem kierownicy.Vividziękowała Bogu, że ominął ją pózniejszy dyżur, kiedy pojawiali się pijacy, gangsterzy, chłopcyz ulicy, którzy mieli ochotę wyrżnąć się nawzajem.Całe bandy czekały na zewnątrz pod czujnymokiem kamer, aż lekarz wyciągnie z jednego z nich kulę, a policja odeskortuje wrogi gang dokomisariatu.Nerwów ze stali nie dostaje się podczas długich, wyczerpujących studiów medycznych,ale w jakiś sposób wszyscy muszą się uodpornić, co pozwala to wszystko znosić, odciąć się odtego, co dookoła i skupić tylko na pacjencie, któremu trzeba zatamować krew czy zdiagnozowaćból ucha.Izba przyjęć na oddziale ratunkowym to nie tylko krew i flaki; to też mnóstwo małychdzieci ze skręconymi kostkami i gorączkujące niemowlęta, przejęte młode matki z nastolatkami,babcie zmartwione, bo dziadek się przewrócił.To, całkiem po prostu, kawał prawdziwego życiakażdego dnia.Teraz Vivi przebrała się szybko, zrzuciła kitel i chodaki, i włożyła bluzkę z czarnegojerseyu z łódkowym dekoltem i długimi rękawami i czarną spódnicę, która była oczywiście zaciasna, bo należała do JC.Siostra twierdziła jednak, że Vivi dobrze w niej wygląda. Tak dobrze, że można by cię zjeść tak dokładnie powiedziała, co sprawiło, że Vivinajpierw spojrzała na nią gniewnie, a potem się roześmiała.Włożyła jeszcze elegancki kaszmirowy żakiet, wsunęła stopy w czerwone buty JC nawysokich platformach i zrobiła pierwszy chwiejny krok.Te buty w pewnym sensie jej siępodobały.Zsunęła gumkę z długich brązowych włosów, wyszczotkowała je i pozwoliła im opaśćswobodnie na ramiona.Efekt osłabiał trochę odgnieciony przez gumkę ślad, ale trudno, na tylebyło ją dzisiaj stać.Przypudrowała nos, podkreśliła lekko dolną powiekę czarną kredką, nałożyłaodrobinę tuszu na rzęsy i pociągnęła usta szminką od Chanel Rouge Coco Shine, kupioną podwpływem impulsu w Macys tego ranka, w drodze do pracy.Teraz była zadowolona.Naprawdęsię sobie podobała.Cofnęła się i spojrzała w lustro, w którym widziała się od pasa w górę większego szpitalnie zapewniał.Pomyślała, że jest calkiem dobrze, ale zaraz, zaraz.Kilka kropli nowych perfum,także zakupionych dziś rano.Jasmin Rouge Toma Forda.JC miała się z nią spotkać przed szpitalem, tak jak Brad Merlin, tyle że detektywa niebyło.Była, oczywiście, JC, urocza w białych dżinsach i srebrnych sandałkach, które byłyozdobione czymś, co przypominało wielkie brylanty i zupełnie nie nadawały się na taką pogodę musiało jej być w nich bardzo zimno, ale dla JC zawsze najważniejszy był wygląd.Na czarnygolf narzuciła maleńką jasnopomarańczową kurteczkę ze sztucznego króliczego futra. Wyglądasz, jakbyś właśnie zastrzeliła tego królika. Vivi rozejrzała się dookoła,szukając wzrokiem mężczyzny, z którym była umówiona. Gdzie on się podziewa?JC wzruszyła ramionami. Możemy się dowiedzieć.Sprawdz telefon.Vivi zrobiła to i znalazła wiadomość od Brada. Przepraszam, opóznienie, spotkajmy sięw Virgin Duck.Podał jej adres w Chinatown, dodając, że dojedzie tam niemal tak szybko jakona. Ma tupet mruknęła JC, kiedy Vivi jej powiedziała. Na pierwszej randce?Rozumiesz, za kogo ten facet się uważa?Vivi nic nie powiedziała, zastanawiała się, czy w ogóle nie odwołać tego spotkania, alepotem przypomniała sobie, że ma przyjść też Alex.Sprawdziła wiadomości: była i od niego, Cześć, tu Alex, nie mogę się doczekać naszego spotkania, napisz mi tylko gdzie i o której.Podał też numer, na który Vivi natychmiast zadzwoniła. Wychodzimy właśnie ze szpitala powiedziała. Spotkajmy się tam za pół godziny.Tow Chinatown podała mu adres. Virgin Duck dodała i usłyszała jak JC obok niej zaczynachichotać. Virgin Duck[2]! JC ciągle się śmiała w drodze do samochodu, ale Vivi uznała, że jeślipojadą autem, nie będą miały gdzie zaparkować, więc wzięły taksówkę.Ktoś podrzuci je tu posamochód.Z taksówki wysiadły pod restauracją dwadzieścia minut pózniej; oczywiście ruch był jużduży.To będzie jedna z tych nocy, Vivi po prostu to wiedziała.Wysiadła, kolana razem, przesuwając się w poprzek siedzenia, nie pokazując majtek,podczas gdy JC wyskoczyła swobodnie, nie przejmując się tym, kto na nią patrzy aniprawdopodobnie niczym innym.Vivi wygładziła spódnicę, poprawiła żakiet, rękawy bluzki,spojrzała na buty, zastanawiając się, jak będzie w nich chodziła po kocich łbach na tej ulicy, poczym spojrzała w drzwi prowadzące do Virgin Duck.Za zaparowaną szybą widać było rząd wiszących złotych kaczek. Same dziewice westchnęła JC, a Vivi parsknęła śmiechem.Na zewnątrz, po lewej stronie drzwi, siedział pudel w kolorze moreli.No, w każdym raziejakby trochę różowy.Vivi domyśliła się, że to pudel, choć nie miał właściwie żadnych atrybutów pudlowatości : kulki na końcu ogona ani obsypanego pudrem koczka na głowie.Ten pieszdawał się nietknięty ręką psiego fryzjera
[ Pobierz całość w formacie PDF ]