[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aotrzy Claeona ginęliprzy wszelkich próbach oporu, a gdy się poddawali, zabierano im tylko broń.Choć wielu z nich teżumierało, gdyż znoszone latami krzywdy domagały się swojej porcji krwi.Stenwold nie mógł na to nic poradzić, poza tym w głębinach nie uważano tego za zbyt wielką przywarę. Claeonie!  zawołał znów Aradokles i wkroczył do pałacu, biorąc go jednocześnie we władanie.Claeon pospiesznie kroczył w dół, zastanawiając się, jak długo może wytrzymać linia obrony Pellectesa,czy będzie miał wystarczająco dużo czasu, by uciec, jeśli w ogóle ucieczka jest możliwa.Wypłynę napełne morze, do głębin.Ktoś mnie przygarnie.Jakiś tabor bentoników, jakaś niewielka kolonia.Potem zbiorę siły i wrócętutaj.Nadzieję łeb tego szczeniaka na pikę, daję słowo! Drzwi przed nim otworzyły się pod dotykiem i niewielki strumyczek wody pociekł u jego stóp.Zakolejnymi drzwiami czekał szeroki ocean.Ale zatrzymał się.Powstańcy mogli czekać tuż za włazem, obstawiwszy jego prywatną przystań.W końcuwiedzieli o niej  Paladrya i ten przeklęty lądowy ostatecznie zostali uprowadzeni właśnie tędy.Jegoprywatne wyjście do morza zostało wtedy splugawione przez jakichś najemników.Ale zawahał się też z innego powodu.Właz otwierał się przecież tylko od środka na zewnątrz, a w całymówczesnym zamieszaniu wywołanym ucieczką więzniów nie pomyślałnawet, jak wobec tego zdrajcy dostali się do środka.Ponownie wyciągnął ręce w kierunku włazu, lecz zamarłna chwilę.Co będzie, jeśli ktoś tam na niego czeka? Och, nikogo tu nie ma, Claeonie.Zupełnie nikogo usłyszał kpiące słowa. Arkeuthys?  wymówił to imię na głos, nie mogąc się powstrzymać. W rzeczy samej.Poczuł dobrze znany nacisk wielkiego umysłu morskiego potwora. Zdradziłeś mnie!  odkrzyknął w myślach, spętany falą bólu. Dlaczego? Chłopak ma dar przekonywania  odparła niewinnie wielka ośmiornica. No, wyjdz, Claeonie.Pójdzw moje ramiona i skończmy z tym.Twoja głowa będzie stanowić drogą pamiątkę. Gdybyś naprawdę chciał mnie zabić, tobyś mnie nie ostrzegall udził się Claeon. Być może zrobiłem się nieco sentymentalny nadszedł w odpowiedzi pomruk podobny do odgłosu walącej się skały. Ach, Claeonie, bawiliśmy sięrazem doskonale, prawda? Byliśmy sobie wspólnikami w występku. Ale ty mnie zdradziłeś!  upierał się Claeon.Zawsze byłeś moją drugą połową.Zadania, które ci powierzałem, sprawiały ci przyjemność! Czyżmożna odrzucać taką piękną przyjazń?Niewzruszony Arkeuthys parsknął śmiechem. Cóż, zawsze uważałem, że dorównuję ci w podłości, ale wtedy ten chłopak wyjaśnił mi, że byłem tylkolojalny wobec człowieka uważanego przez wszystkich za prawdziwego edmira.Postanowiłem więcwybrać mniej wymagającą połówkę.To już koniec, Claeonie.Poddaj się. Być może chłopak tylko zamknie cię w klatce i wystawi na widok publiczny, żeby twój przykładodstręczył innych, i nie każe cię obłupie ze skóry.Claeon pisnął i cofnął się o krok, przyciskając ciężki młot bojowy do siebie, a potem pobiegł niezgrabniew swej ciężkiej zbroi z powrotem do wnętrza pałacu, obijając się o ściany i zataczając.Słyszałzbliżające się odgłosy walki i wydawało mu się, że może pójść tylko w jedno miejsce.Sala tronowa,jego sanktuarium, nie dawała już schronienia.Ale dokąd miałby się udać edmir w ostatnich chwilachswego żywota?Powłóczył nogami, pokonując korytarze, teraz całkowicie opustoszałe.Litoraliści! Nie powinienem byłich w ogóle przygarniać.To wszystko wina Pellectesa! Gdyby nie skłonił mnie do porwanialądowych.ale też w jaki inny sposób miałbym zmusić Rosandera, by utrzymywał spokój w kolonii,jeśli nie machając mu przed oczyma lądem jak zdechłą rybą?Wpadł do sali tronowej i popatrzył na symbol swej władzy i siły, którego widok jednakowoż nie sprawiłmu obecnie radości.W pomieszczeniu tym znajdowały się drzwi, choć zamykano je niezmiernie rzadko.Zacisnął więc terazdłonie na ich krawędziach i pociągnął za nie, aż kolisty właz podobny do gigantycznej uszczelki zamknąłsię za nim.Nie można było go jednak zakleszczyć we framudze.Claeon zawsze polegał w tym względziena straży, która odgradzała go od wrogów wszelkiego autoramentu.Teraz zaś został sam, a Aradoklesmógł otworzyć właz z łatwością.Wydawało mu się, że zza drzwi słyszy czyjeś krzyki.Czyżby to ten cholerny młodzian wraz z lądowymi wołał go po imieniu? Zaskowyczał z przerażenia inienawiści, unosząc swój młot.Czy to się uda? Muszę spróbować!Z głośnym okrzykiem spuścił bijak młota na zawiasy, odbijając poszarpane fragmenty kamiennejsubstancji i odsłaniając puste przestrzenie wnętrza koralowca.Wrzeszcząc coś bez znaczenia, uderzył tak cztery czy pięć razy, miażdżąc framugę i wciskając ją napłasko w ścianę.Albo drzwi całkowicie odlecą, nie zmieniając jego sytuacji, albo.Dysząc ciężko, odsunął się o krok i spojrzał na swoje dzieło.Odsłonił grobowce tysiąca drobnychstworzeń: jałowe komórki, które ich bracia zaczopowali od zewnątrz, kiedy nadbudowywali kolejnąwarstwę, tworząc podstawę Hermatyre.Drzwi wciąż się trzymały, solidnie zaklinowane.Zaplombował się sam w swojej sali tronowej. Coś ty zrobił?  rozległ się jakiś kobiecy głos i odwrócił się na pięcie, unosząc młot.Zza tronu wyszła jego majordomus Haelyn.Mątwopodobna kobieta wyglądała na przerażoną. To mój tron  warknął Claeon [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl