[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czyż nie będzie wspaniale mieszkać w tym pięknym domu? powiedział Walker domnie.Spiorunowałem go spojrzeniem.Problem z Walkerem polegał na tym, że za bardzoutożsamiał się ze swoją rolą.Na szczęście Aristide, bombardowany dalej pytaniami, nie połapałsię w czym rzecz. Czy dom nie jest nawiedzony lub coś w tym rodzaju? dopytywał sięWalker, jak gdyby duchy były czymś w rodzaju szczurów za boazerią. Och nie odparł Aristide pospiesznie. %7ładnych duchów. Szkoda powiedział Walker niedbale. Zawsze chciałem mieszkać w nawiedzonymdomu.Zauważyłem, że Aristide zaraz zmieni zdanie co do duchów, wtrąciłem się więc pospiesznie,aby przerwać tę błazenadę.Nie miałem nic przeciwko temu, aby Aristide uważał, że ma doczynienia z durniem, nikt jednak nie mógł być aż takim głupcem, jakiego grał Walker.Obawiałem się więc, że Aristide może zwąchać pismo nosem. Proponowałbym, abyśmy wrócili do biura pana Theotopopou-lisa celem ustaleniaszczegółów odezwałem się. Robi się pózno, a mam jeszcze trochę pracy na łodzi.Coertzemu zaś powiedziałem: Nie ma potrzeby, abyś jechał z nami.Spotkamy się na lunchu w tej samej restauracji, wktórej byliśmy wczoraj wieczorem.Widziałem, jak z powodu wygłupów Walkera niebezpiecznie wzrasta mu ciśnienie, i40wolałem ich rozdzielić, żeby przypadkiem nie wybuchnął.Cholernie trudno pracować z ludzmi,którzy tak zle na siebie oddziałują.Wróciliśmy do biura Aristide i dalej wszystko poszło już gładko.Zdarł z nas skórę przywycenie, nie miałem jednak nic przeciwko temu.Każdy, kto rzucał pieniędzmi jak Walker,musiał być uczciwym człowiekiem.Kiedy wszystko było już prawie dograne, Walker rzekł coś, co zmroziło mi krew w żyłach,chociaż pózniej, gdy ochłonąłem i zastanowiłem się, uznałem, iż tak skonstruował swójwizerunek, że mogło mu to ujść na sucho. Tanger to fantastyczne miejsce powiedział do Aristide. Słyszałem, że sztaby złotawalają się dosłownie po całym mieście.Aristide uśmiechnął się dobrotliwie.Odciął już swoją pokazną część z pieczeni i gotów byłstracić jeszcze kilka minut na pogawędkę; prócz tego ten idiota Walker miał zamieszkać wTangerze można go było wydoić jeszcze bardziej. Niezupełnie odparł. Trzymamy nasze złoto w sejfach. Hmm mruknął Walker. To zabawne przez całe życie mieszkam w AfrycePołudniowej, gdzie wydobywa się mnóstwo złota, a ja go nigdy nie widziałem.Wie pan, wAfryce Południowej złota nie można kupić.Aristide uniósł brwi, jakby to było coś niesłychanego. Słyszałem, że tutaj można kupować złoto na funty, niczym masło w sklepie.Wspanialebyłoby kupić go trochę.Proszę sobie wyobrazić, że ja z moimi pieniędzmi nigdy nie widziałemsztaby złota rzekł patetycznie. Wie pan, mam mnóstwo pieniędzy.Wielu twierdzi, że zbytwiele.Aristide zmarszczył brwi.Była to herezja.Według niego nikt nie mógł mieć za dużopieniędzy.Stał się bardzo poważny. Panie Walker, najlepsza rzecz, jaką można zrobić w tych niespokojnych czasach, to kupnozłota.Jest ono jedyną bezpieczną lokatą.Wartość złota nie ulega wahaniom, tak jak tychnietrwałych papierowych walut. Pstryknięciem palców pozbawił blasku amerykańskiegodolara i funta szterlinga. Złoto nie rdzewieje ani nie traci na wadze; jest zawsze obok, zawszebezpieczne i cenne.Jeśli chce pan zainwestować, zawsze jestem gotów sprzedać złoto. Doprawdy? powiedział Walker. Tak po prostu sprzedaje je pan?Aristide uśmiechnął się. Tak po prostu uśmiech zmienił się w zasępienie. Lecz jeśli chce pan kupić, musipan zrobić to teraz, gdyż wkrótce wolny rynek w Tangerze zostanie zamknięty wzruszyłramionami. Mówi pan, że nigdy nie widział sztaby złota.Pokażę je panu.Dużo. Po czymzwrócił się do mnie, dodając bezceremonialnie: Panu również, panie Halloran, jeśli pan sobieżyczy.Proszę tędy.Poprowadził nas w dół, do wnętrza budynku.Wchodziliśmy w różne okratowane drzwi, aż wkońcu stanęliśmy przed imponującym skarbcem.W drodze na dół przyłączyło się do nas dwóchpotężnie zbudowanych strażników.Aristide otworzył grube na ponad dwie stopy drzwi skarbca iwprowadził nas do środka.W skarbcu znajdowało się dużo złota.Nie cztery tony, jednak wystarczająco dużo.Sztabyułożono starannie w stosy różnych wielkości.W skrzyniach znajdowały się monety.Wrażeniebyło oszałamiające.Było tam cholernie dużo złota.Aristide wskazał jedną ze sztab. To standardowa sztaba tangerska.Waży czterysta uncji trojańskich około dwudziestusiedmiu i pół funta w angielskim systemie miar.Ma wartość ponad pięć tysięcy funtów. Uniósłmniejszą sztabę. Ta ma nieco dogodniejszy rozmiar.Waży kilogram nieco ponadtrzydzieści dwie uncje i ma wartość około czterystu funtów.Otworzył skrzynię i z lubością patrzył, jak monety przesypywały się między jego grubymipalcami. Oto brytyjskie suwereny, a tutaj amerykańskie podwójne orły.To są francuskie41napoleony, a tamto austriackie dukaty spojrzał na Walkera z błyskiem w oku i rzekł: Rozumie pan, co miałem na myśli mówiąc, że złoto nigdy nie traci wartości? Otworzył kolejnąskrzynię. Nie wszystkie złote monety są stare.Te zostały wybite nieoficjalnie przez bank wTangerze nie mój.Są to tangerskie herkulesy.Ważą dokładnie jedną uncję.Położył monetę na wyciągniętej dłoni i pozwolił dotknąć jej Walkerowi.Ten obrócił ją wpalcach i podał mi z ociąganiem.Właśnie wtedy cała ta zwariowana wyprawa przestała być dla mnie przygodą.Ciężki, oleistydotyk złotej monety poruszył coś w moim wnętrzu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]