[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdradzony mąż był święcie przekonany, że nigdy niebyło inaczej i nie powinno być inaczej.Tym większa była jego złość, że się zawiódł na wszystkich tradycją uświęconych,niewzruszonych punktach; był tak pewny tego, że się cała ta historia jego życia odbędzie tak,jak się dotąd odbywały wszystkie tego rodzaju historie, to znaczy wedle teatralnegoegzemplarza, ocenzurowanego i zatwierdzonego przez władze i opinię, że pojąć nie mógł całejzłośliwości tej kobiety, która chciała się emancypować za cenę jego spokoju.Podłość! Podłość! Podłość!I oto do czego go doprowadzono?Do tego, że ugania teraz nocą po ulicach, że szuka sam nie wiedząc czego, że goośmieszono, że mu zakłócono dobrze ułożony tryb życia, że go urażono w najczulsze miejsce,że zbezczeszczono jego honor mężczyzny wywiedzionego w pole.Za to się zemści nie na niej,tylko na nim, a przez to ją zrani straszniej, niżby mógł zranić ją, godząc wprost w jej serce.Najgłupszy kabotyn męskiego rodzaju wie o tym dobrze, że nic kobietę tak okropnie nie boli,jak boleść czyjaś, kogo ona kocha, więc boleść dziecka lub kochanka.Ją można torturować,byle istota jej umiłowana była szczęśliwa za tę choćby cenę.To jest rys kobiecy - przeciwnynaturze, dziwny nawet u kobiet, rys wyzyskiwany przez mądrych, wielbiony przez mądrych igłupich.Jest to cecha kobieca tak wzniosła, że już nie ludzka, lecz raczej zwierzęca, bo tylkoszlachetne zwierzę zachowało w sobie cnoty dawnych, starych, głupich, pięknych ludzi.I mąż zdradzony wiedział o tym, więc czując, że się musi zemścić, postanowił zemścićsię strasznie, gdyż raczej głupiec mszcząc się wpadnie na wspaniały pomysł zemsty, niż mądrykról, który każe ścinać głowę od razu.Zdradzony mąż myślał.Szedł już zupełnie spokojny zbliżając się do swego domu; kiedybył blisko, wzbudził na chwilę swoją czujność, wykombinowawszy chytrze, że ten, któregoszukał, może się właśnie znajdzie w tej okolicy.Po rozkosznych godzinach tego dnia,spędzonych z nią po raz pierwszy, jak sama bezwstydnie wyznała, przyszedł może nocą pod jejokna nie wiedząc o niczym, co zaszło w międzyczasie; może tu gdzie krąży, jak kołorykowiska, łotr haniebny, i zagląda w jej okna; gnany rozbudzonym miłosnym pragnieniemmoże tu przyszedł, stoi gdzieś pod murem i płonie patrząc i widząc ją przez mury, przezoślepłe, ciemne okna.Mąż przystanął za węgłem domu i bacznie się rozejrzał; cicha nocodpoczywała, ległszy na rozpalonym asfalcie ulicy.Naokół nie było żywej duszy; spojrzał wokna żony - ciemne& Było już dawno po północy, lecz on wiedział, że żona nie śpi jeszcze, żezapadła w jakiś fotel i łka.Kiedy o tym pomyślał, zaciął usta i twarz ustroił w powagę sędziego,który musi spełnić swój obowiązek nawet wobec najbliższych.Wszedł do mieszkania po cichutku i poszedł wprost do swojego pokoju.Nie zapalałświatła; czuł najwyrazniej, że obok, w przyległym pokoju, żona jego zatrzymała w tej chwilioddech w piersi i szeroko otworzyła przerażone oczy oczekując czegoś, co się ma stać.Aż sięuśmiechnął& Zwierzę ludzkie lubi, jeśli ktoś dla niego cierpi.Już wiedział mniej więcej, co ma uczynić, pragnął jednakże efektownych przygotowań;spać mu się nie chciało, gdyż mimo wszystko był podniecony; rozpoczął tedy bardzopomysłową komedię, którą się po chwili nawet przejął.Wiedział, że ona tam słucha; więczapaliwszy papierosa, podszedł do okna i pchnął je z trzaskiem.Niech wie, że on stoi teraz przyotwartym oknie, i cierpi myślą, że się wpatrzył w ciemność i w ułudnym mroku nocy,malującym wszystko na poczekaniu, widzi bladą przerażoną twarz samobójcy; że rozmawia znocą i pyta jej ciszy o radę, o pomoc, o zbawienie.O! o! o! Ze rozpamiętuje w tej okropnejniemej chwili całe życie swoje, że w świetle migającej ulicznej latarni widzi swoje szczęścieminione, jasne i świetlane.Wytrzymał tę chwilę cierpliwie, paląc najspokojniej papierosa.Potem, wyrzuciwszyniedopałek na ulicę, westchnął głęboko, tak aby go ona mogła usłyszeć, i rozpoczął wędrówkępo pokoju.Stąpał ciężko, jak człowiek, co na barkach okropny dzwiga ciężar: trupie cielskoswego życia, młyński kamień śmiertelnej troski, albo coś z podobnych artykułów tragicznych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]