[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wróciłem do apartamentu i szybko rozłożyłem pa-piery na łóżku.Przeglądałem je, szukając wzmian-ki, czegokolwiek, co naprowadziłoby mnie na ślad,212#Infover WM q4krhug4m6j6tkekk6ihfcl0lhjvv8ybvqqjwmqi#choćby maleńki, ale taki, dzięki któremu mógłbym za-cząć poszukiwania.Pięć długich godzin.Modliłem się,żeby żyła i była cała.Modliłem się, żeby była silna. Cholera jasna szeptałem do siebie, przerzuca-jąc kolejne kartki.Godzina poszukiwań spełza na ni-czym.Strzepnąłem je z łóżka, warcząc wściekle.Nic.Jedna wielka pustka.Cholerna dziura.Zebra-łem je z ziemi i właśnie wtedy mnie olśniło.Wzmian-ka, która przykuła mój wzrok, leżała tuż przede mną.Przeczytałem ją szybko, po czym uświadomiłem sobie,że to jest to i że nic innego nie mam.Trzymałem siękurczowo tego jednego zdania, jakby było ostatniądeską ratunku.Wziąłem kluczyki do samochodu i wy-biegłem z apartamentu.Zadzwoniłem do Jacka z in-formacją, gdzie będę.Na wszelki wypadek. Domi& wyszeptałem w przestrzeń, gdy odpali-łem samochód. %7łyj, błagam cię.Jechałem jak wariat, wyprzedzając każde napo-tkane auto, mając nadzieję, że zdążę.Jeśli Bóg ist-nieje, nie może mi jej zabrać.Nie teraz.Nie w takichokolicznościach.#Infover WM qtk6kyn2mzvngnr41i1dv14hh6aigv84jm0ezh6u#Rozdział 15 | Podarek[K:]Zdenerwowanie brało górę.Nie mogłem racjonalniemyśleć i działać, kiedy w grę wchodziło życie Do-miniki.Bałem się, cholernie mocno bałem się, że niezdążę i moja jedyna miłość może już nie żyć, że niebyłem w stanie jej uratować.Na co komu taki zasranyrycerz?Kierowałem jak opętany jakimś szaleństwem.Autemrzucało na wszystkie strony, a licznik wskazywał nie-dozwoloną prędkość, ale nie miało to dla mnie żadne-go znaczenia.Jechałem jak najszybciej, byleby znalezćsię pod tą fabryką i przybyć jej na ratunek.Kątem okazauważyłem, że deszcz odbija się od okien, wydającprzy tym delikatny szum.Cholera.Tylko tego mi terazbrakowało.W końcu zauważyłem, że budynek przedemną, to ten właściwy.Dziękowałem Bogu i sobie, żenastąpiło to tak szybko.Zaparkowałem samochód i wybiegłem z niego gnanystrachem.Wyjąłem pistolet ze spodni i stanąłem przeddrzwiami, nasłuchując odgłosów z wewnątrz.Po chwili214#Infover WM rwemsxuw1unuel0cf811ie1288iiq2tsv4xg46hi#doszedłem do wniosku, że nikogo tam nie ma i uchy-liłem je lekko, zaglądając przy tym do środka.Uważnie rozejrzałem się po ciemnym pomieszcze-niu, po czym zamknąłem za sobą ciężkie drzwi i opar-łem się o ścianę.W powietrzu unosił się dziwny za-pach palonego kadzidła, strachu i śmierci.Wypełniłmoje nozdrza, powodując zawroty głowy.Szybko opa-nowałem się, wracając do równowagi.Nie mogłempozwolić sobie na brak koncentracji.Od tego mogłozależeć życie Domi i moje.Gdy doszedłem do wniosku, że nic nie stoi mi naprzeszkodzie, pokonałem odległość do następnychdrzwi, za którymi ciągnął się ciemny korytarz.Sze-dłem przy ścianie, nasłuchując podejrzanych odgło-sów, które co chwilę do mnie dochodziły i donośnieodbijały się echem od grubego muru.Stanąłem przed następnymi drzwiami.Jednym pchnię-ciem otworzyłem je i wpadłem do środka, w którymleżał twarzą do ziemi jakiś mężczyzna.Miał związaneręce i zarzucony na głowę worek.Miarowe unoszeniesię klatki piersiowej utwierdziło mnie w przekonaniu,że żyje.Rozejrzałem się uważnie, po czym podbiegłemdo niego i oswobodziłem jego dłonie. Dziękuję usłyszałem zachrypnięty głos, którydochodził z worka.Po chwili ukazała mi się twarz Marka. Co ty tutaj, do cholery, robisz? spytałem, od-chodząc na kilka metrów od niego, dalej jednak215#Infover WM egru0a0aspj88j6poafqrhkfyj2eu6mzz041srai#wlepiałem w niego wzrok, trzymając w pogotowiupistolet. Myślisz, że wiem? odpowiedział, rozcierającobolałe dłonie. Myślę, że tak.Co masz wspólnego z porwaniemDominiki?Chrząknął, jak gdyby nie wiedział, o czym mówię,potem podniósł się z ziemi i otrzepał ubranie. Stary, odłóż tę pukawkę.Uniosłem ją wyżej, dokładnie mierząc w jego głowę. Pytam ostatni raz, co masz wspólnego z porwa-niem Domi?! Odpowiedz albo twój mózg znajdzie sięna murach.Sądziłem, że nie odpowie, zaśmieje się i stwier-dzi, że gówno rozumiem.A on, zamiast tego, oparł sięo ścianę. Wiem, to moja wina.Naprowadziłem go na nią oświadczył po chwili ciszy.Zauważyłem, że jest tymzdruzgotany. Na początku jego plan wydawał się miećdobre strony.Obiecał mi, że Dominika będzie moja&że zajmie się tobą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]