[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie tutaj.- Gwałtownie obejrzał się na chłopców, którzy hałaśliwie udawali samoloty.- Oczywiście, że nie tutaj.Za kogo ty mnie bierzesz?RLZatrzymaliśmy się na światłach; kierowca małego fiata pogroził nam pięścią, wskazując pla-kietkę na swojej tylnej szybie. Terenówki to bucówki".Zwiatła się zmieniły, Nathan skręcił wLakey Street i zaparkował.- Minty, ten notatnik zawierał osobiste zapiski.- Potarł czoło.Jednak wyczułam dreszczyk.po prostu ulgę.- Nie mogę ci ufać, że nie będziesz węszyć.- Co, mamusiu - wtrącił się Lucas.- Co, mamusiu.- Może i nie.- Postanowiwszy nie drążyć tematu, wysiadłam z samochodu, uwolniłam bliz-niaków z pasów, po czym zebrałam zapasowe ubrania, zabawki i książki, bez których Felix nie ru-szał się w żadną podróż.Objuczona podążyłam ścieżką za moim mężem i synami.Nieco pózniej Nathan powiedział:- Potrzebuję trochę ruchu.Przebrał się w znoszone sztruksy i kraciastą koszulę z wystrzę-pionymi mankietami.Wypakowywałam zabawki z koszyka, jednocześnie zastanawiając się, co dam dzieciom nakolację.- Spacer? Może wziąłbyś ze sobą chłopców.- Chyba spróbuję pokopać trochę w ogródku.- Pokopać w ogródku! - Odwróciłam się z drewnianym autkiem w ręku.- Nie robiłeś tego odlat.- Mimo wszystko będę kopał - oświadczył Nathan z rękami w kieszeniach.Piłkarskie rozgrywki blizniaków zamieniły trawnik w pobojowisko; patrzyłam, jak Nathanidzie do szopy i wyciąga stamtąd szpadel.Sądząc po wyprostowanych ramionach, czuł się pewnie,mogłabym się nawet założyć, że pogwizduje z zadowolenia.Zaczął kopać pod krzakiem bzu i pochwili obok niego była już kupa ziemi.Pół godziny pózniej wyniosłam mu kubek herbaty.Szybko zapadał zmrok, robiło się chłod-no, a Nathan miał koszulę mokrą od potu pod pachami.Wytarł ręce w spodnie.- Dobra dziewczynka.- Skąd to nagłe zainteresowanie ogrodem? - zapytałam, choć znałam już odpowiedz.Napił się herbaty.- Kiedyś był piękny.Przed laty.- Myślałeś o Rose - rzuciłam oskarżycielskim tonem.- Zgadza się? Rozmawiałeś z nią.Tenszkic, który znalazłam w twoim pamiętniku.Dotyczył ogrodu? - Wskazałam na zniszczone ogro-dzenie, wyrośniętą trawę, bezlistny bez.- Wysokość.Zcieżka.Wypoczynek.Chodziło o ten ogród?- Przestań, Minty - odparł znużony Nathan.- Mieliśmy nie rozmawiać o Rose, prawda?- Co do tego pamiętnika.RL- Zapomnij o nim.Jest moją własnością, osobistą.- Zacisnął powieki, aż brwi mu się zjecha-ły nad nosem.- Dobrze się czujesz?- Zwietnie.- Postukał się palcem w pierś.- Trochę boli.Za dużo zjadłem.W trzecim rozdziale Strategii radzenia sobie z życiem" (obecnie poradnik leży przy moimłóżku) autor w wypadku nietypowych problemów poleca kognitywną terapię behawioralną.Jeślizła myśl powraca tak często, że uniemożliwia zachowanie równowagi życiowej, wówczas najlepiejwyprzeć ją ze świadomości, skupiając uwagę na czymś innym.Zmiertelnie zmęczona pochyliłamsię i wyciągnęłam poskręcany biały korzeń ze sterty wykopanej ziemi.Myślałam intensywnie o poniedziałkowym rozkładzie zajęć w Paradox Productions i o pa-luszkach rybnych, wyjętych z zamrażalnika na kolację dla blizniaków.Przywołałam w głowie ob-raz chińskich figurek, których dni na półce w jadalni były policzone.Wszystko na nic.Odwróciłam się do Nathana.- Dlaczego, u diabła, ci uwierzyłam, kiedy mówiłeś, że przychodzisz do mnie z wymazanądo czysta kartą?Powinnam była go pocałować, żeby nie mógł mi odpowiedzieć.%7łal jest stratą energii, po-winnam to powiedzieć i zamknąć mu usta tym niezłożonym pocałunkiem.Powinnam mówić oczymkolwiek innym, tylko nie o tym.Nathan otarł górną wargę wierzchem dłoni, zostawiając pod nosem ślad ziemi.- Nie ma sensu się kłócić o coś, na co nie masz żadnego wpływu, Minty.Poddałam się.Wspomnienia nie podporządkowują się rozkazom.Nawet nie można twier-dzić, że przeszłość należy do przeszłości.Ona tam jest, głęboko zakopana.Zostawiłam go z nią.Wróciłam do domu, nakarmiłam dzieci i położyłam je spać.Pozbiera-łam swoje notatki i też poszłam do łóżka.Na kuchennym stole zostawiłam samoprzylepną kar-teczkę, na której napisałam: Sam wez sobie kolację".RLRozdział piątyHej, Minty.- Wezwanie od Barry'ego zostało przekazane przez wewnętrzny telefon.- Jesteśnam tu potrzebna.Przeglądałam codzienne gazety, trzymając słuchawkę przyciśniętą ramieniem doucha; poza miała sugerować, że jestem bardzo zajęta.Ostatnio zauważyłam, że bark mam sztywnyi obolały.Nathan śmiał się, kiedy mu wyjaśniłam przyczynę, i mruknął z żalem, że przez tewszystkie lata nie wykorzystał takiej sztuczki.- Możesz zaczekać, aż skończę rozmowę, Barry?- Nie - odparł.Wyczułam, że sprawa jest poważna.Kiedy się zjawiłam w jego gabinecie, Gabrielle i Debsiedziały na ogromnej sofie, wciśnięte tak głęboko, że jeszcze trochę, a nogi dyndałyby im w po-wietrzu.Barry patrzył na nie zza pary swych wielkich stóp wyłożonych na biurko.Ubrany był wkrótką skórzaną kurtkę i bawełniane spodnie.Na szyi połyskiwała bielą starannie udrapowana ele-gancka jedwabna biała chustka, a kiedy podniósł rękę, na jego nadgarstku ukazała się czerwonakabalistyczna bransoletka.Spojrzenie miał bystre i inteligentne.Trzymając w górze plastikowązieloną teczkę, powiedział:- Jest tu mnóstwo materiału o średnim wieku.Co to jest? Kto to jest? Dziewczęta.- wy-mówił to słowo z naciskiem -.zgadzają się ze mną, że warto rzucić okiem, ale trzeba się przyło-żyć, żeby sprawdzić, czy coś z tego będzie.- Bez cienia ironii wręczył mi teczkę.- Ustaliliśmy ra-zem, Minty, że należy do ciebie.Gabrielle i Deb wymieniły spojrzenia.- Gabrielle i ja chyba nie mamy wystarczającej wiedzy na ten temat - oznajmiła Deb.W głowie rozległo mi się ciche, ale znaczące kliknięcie.- A ja mam?Mogłabym przytoczyć dowolną liczbę metafor, żeby wyjaśnić przejście od przekonania, żejest się jedną z dziewcząt, do świadomości, że się nią nie jest, i każda mogłaby wzbudzić mójśmiech lub płacz.O wyborze możliwości zdecydowałabym pózniej.Deb potrząsnęła burzą długich, falistych włosów, typowych dla północnego Londynu, prera-faelickich; gest miał sugerować szerokie, niczym nieskrępowane spojrzenie i młodzieńczą śmiałośćosoby, która dokładnie wie, dokąd zmierza.Gabrielle skupiła całą uwagę na Barrym, a on, jakzwykle, udawał, że tego nie zauważa.- Wyczuwam tu pewne możliwości.- Barry przekazywał mi pałeczkę.- Myślę, że mogłabyśsię tym sprytnie zająć, Minty.RLPrzebiegłam wzrokiem pierwszy akapit artykułu z New Statesmana". Społeczny i kultu-rowy nacisk na młodość sprawiły, że wiek średni został zapomniany.Mamy wystarczająco dużodanych kulturowych i finansowych na temat młodości oraz do pewnego stopnia na temat starości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]