[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czy mam tu po panią wrócić za jakiś czas? zapytał. To nie będzie potrzebne odrzekła.Widząc jego zdziwienie, wyjaśniła, że poradzi sobie z drogąpowrotną.Gdy auto odjechało, spojrzała na wijący się w górę szlak ipomodliła się do Boga, by nie zabrakło jej sił.Skalista ścieżkawydawała się nieprawdopodobnie stroma.Podpierając się znalezionym kijem, zaczęła się wspinać zboczemgóry.Gdy oddech stał się ciężki i w klatce piersiowej zapiekło,zdumiała się, jak silną była kiedyś dziewczyną.Z Loukisem wchodziłana sam szczyt, pod zamek Zwiętego Hilariona, w ciągu dwudziestuminut.Teraz, starej i samotnej, zajęło półtorej godziny dotarcie dopłaskiego fragmentu zbocza, gdzie rosło drzewo pistacjowe, świadekich pierwszego aktuzbliżenia.Opierając się na kiju, wygrzebała z torebki butelkę wody.Powietrze było nieruchome, marzył jej się lekki wietrzyk, jakiego siętu spodziewała.Usiadłszy na ziemi, próbowała się odprężyć, ale nie mogła sięwygodnie umościć na twardych kamieniach.Sucha trawa byłanieprzyjazna w dotyku, a stare drzewo wyglądało posępnie iprzygnębiająco.Nieproszone łzy polały się z oczu, bo to miejsce miałoinaczej wyglądać.Nie tak je zapamiętała z czasów, gdy tuprzychodziła.Wszystko stało się twarde, odpychające, okrutne.Zupełnie inne niż niegdyś.Płakała ze zwieszoną głową, gdy nagle jakieś poruszenie w pobliżuzwróciło jej uwagę, a kiedy podniosła wzrok, zobaczyła gapiącego sięna nią dzikiego królika. Loukis zabiłby cię i zjadł na obiad powiedziała do biedaka.Królik rzucił się do ucieczki i jego drwiący śmiech powrócił echem zleciutkim powiewem wiatru, który połaskotał jej policzki, ochłodziłczoło i przywołał wspomnienie pocałunku.W jednej chwili wszystkowokół zrobiło się bardziej przyjazne, delikatniejsze, wybaczające.Praxi podniosła ramiona na powitanie, a nad nią suche liście drzewapistacjowego westchnęły do utraconego szczęścia.Praxi czekała naprzybycie z wiatrem Loukisa.My nie zapominamy. Kochałam cię przez całe swoje życie wyszeptała. Będę ciękochała aż do śmierci i dłużej.Przybyłam tutaj, żeby cię odnalezć ipowiedzieć ci, że się bardzo boję, ale nie widzę innej drogi.Uwierzyłam, że po mojej śmierci znowu będziemy razem, ale co, jeżelisię mylę, Loukisie, bo przecież niejeden raz zbłądziłam? Jeżeli nie manic poza tym, co tu i teraz, i żywot wieczny nie czeka po drugiejstronie? Tyle mamy zasobą zmarnowanego czasu i tyle zniszczonego piękna.Aż nie chce misię wierzyć, że więcej życia spędziliśmy oddzielnie niż razem, i niemogę sobie darować naszej głupoty.Gdybym mogła żyć jeszcze raz,urodziłabym nasze dziecko z dumą i nie wstydziłabym się prawdy.Czekałabym na twój powrót i zniosłabym niesławę, ponieważ niemiałaby żadnego znaczenia, gdybyś był u mojego boku.Głęboko sięwstydzę tamtej słabości, sprawiła, że ty uciekłeś, a ja się ciebiewyrzekłam.Dobry Boże, ciebie się wyrzekłam, Loukisie! Spośródwszystkich ludzi ciebie właśnie! Jedynego mężczyzny, któregokochałam i z którym chciałam być.Sumienie mówi mi, że jestemodpowiedzialna nie tylko za twoją samotność, lecz również za twojąśmierć.Gdybyśmy wtedy byli razem, porzucilibyśmy razem wyspę inie stałoby się tak, że jedno z nas się obwinia, a drugie jest duchem.Czy pamiętasz popołudnie, które spędziliśmy w tym miejscu, planującucieczkę, gdy Yiannis miał plan wywiezienia mnie i Elpidy do Grecji?Ja pamiętam.Pamiętam bardzo dobrze i wspominam to każdego dnia,bo przyrzekałeś wtedy, że nigdy mnie nie opuścisz, nawet gdy już sięzamienimy w spalone tosty.Może to głupie, ale wierzę, że dotrzymałeśsłowa.Chociaż cię zabili, ja niezmiennie czuję, że jesteś przy mnie.Ato mignie mi twoja twarz, gdy przechodzę koło lustra, a to czaisz sięgdzieś w cieniu.Czerpałam pociechę z takich momentów, naprawdę,lecz Boże, czego bym nie dała za jedną chwilę, w której mogłabym ciędotknąć.%7łycie między realnością i iluzją wykończyło mnie, Loukisie,nie mogę mieć cię przy sobie i być od ciebie tak daleko.Jestemzmęczona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]