[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ogóle cała parafia erygowana rokwcześniej, była w stanie organizowania się.Młody kościelny z dumą mówił, jak dużo pracywłożyli razem z proboszczem i ofiarnymi parafianami w budowę kaplicy, która powstałarzeczywiście w rekordowym czasie.Przy wykańczaniu obiektu pracowało akurat kilku ludzi.Przywitałem się z nimi, a przy okazji dowiedziałem się, iż kluczem do postępu wszelkich pracw parafii jest ks.Proboszcz - młody wiekiem i pełen zapału góral z Podkarpacia.Niestety ks.Jarema Trunkowski - mój nowy przełożony - przebywał akurat w Niemczech, dokąd pojechałpo samochód.Na plebanii, przy aleksandrowskim rynku nie zastałem także ks.prałataHedoniusza Bogackiego - proboszcza parafii Zw.Rafała.Nie dostałem więc kluczy domojego przyszłego mieszkania, ale gospodyni prałata zapewniała mnie, że jest ono pięknei czyste.Odjechałem z Aleksandrowa co prawda niedoinformowany, ale pełen wiary i zapału przednowym wyzwaniem.Ponieważ w Ruścu okupiłem się trochę w meble, musiałem wynająć ciężarowy samochódi kilku ludzi do przeprowadzki.W dniu, w którym dokonują się zmiany w parafiach, tj.30sierpnia, proboszcz Jarema miał oczekiwać na mnie na plebanii z kluczami do mojegomieszkania.Kiedy zajechałem na miejsce z całym majdanem okazało się, że proboszczdopiero co przyjechał z Niemiec i śpi po podróży.Gdy już zdołałem go dobudzić, przezgodzinę szukał kluczy, a gdy w końcu otworzył mi drzwi mieszkania ogarnęła mnie czarnarozpacz.Ze środka buchnął odór zepsutego mięsa i stęchlizny.Po wejściu do środkazobaczyliśmy stosy (od podłogi po sufit) gazet, które zajmowały - oprócz starych, zepsutychmebli - większą część mieszkania.Wszystko przykrywała gruba warstwa kurzu.W kuchnizepsute mięso i wędliny dosłownie wylewały się z lodówki.Proboszcz, którego obowiązkiembyło przygotowanie dla mnie mieszkania, wydawał się być tym wszystkim wielce zdziwiony.Mieszkanie składające się z dwóch pokoi, łazienki i kuchni - od ponad roku stało puste.Wcześniej zajmował je starszy kapłan - dziwak, będący rezydentem w miejscowej parafii.Księża w podeszłym wieku, na emeryturze, czujący się jeszcze na siłach - mogli pracować naparafiach jako rezydenci na przysłowiowe pół etatu.Ten starszy kolekcjoner gazet po parulatach takiej rezydentury, któregoś pięknego dnia wsiadł w pociąg i wyjechał w świat niemówiąc nikomu ani słowa.Wracając do niezręcznej sytuacji - jedno było pewne - nie mogłemwprowadzić się na plebanię, a więc nie mogłem także pracować.Wynajęci ludzie znieśliz samochodu do piwnicy moje rzeczy, a ja ustaliłem z ks.Jaremą, że wracam za trzy dnikiedy mieszkanie będzie puste i czyste.Ten pierwszy dzień w nowej parafii trochę podkopał moją, i tak zachwianą, wiaręw proboszczów.Byłem podłamany tym bardziej, iż czekała mnie jeszcze przeprowadzkaz piwnicy na drugie piętro.Ks.Jarema był tak zauroczony swoim nowym Passatemsprowadzonym bez cła - na parafię, że zdawał się nie zauważać żadnego problemu. Pierwszekoty za płoty - pomyślałem i po kilku dniach wróciłem do Aleksandrowa pełen otuchy.Wprowadziłem się w końcu do jednego pokoju (drugi był zagracony i zamknięty na klucz)i zacząłem nowe, wielkomiejskie życie księdza.Zanim przejdę do opisu swojej nowej placówki, chciałbym najpierw scharakteryzować parafięw której mieszkałem i pozostałych lokatorów miejscowej plebanii.Macierzysta parafia Zw.Rafała była kilkakrotnie większa od naszej, a jej cechą szczególną było to, iż miała dwiepołączone ze sobą świątynie oraz proboszcza biznesmena - małego, grubego człowieczka58o przenikliwym spojrzeniu.Jedno z drugim zresztą poniekąd się łączyło.Ksiądz prałatHedoniusz Bogacki był prawdziwym człowiekiem czynu.Kiedy nastał w Aleksandrowiepostanowił jak najszybciej dać upust swojej inwencji i geniuszowi.W krótkim czasie dostawiłdo boku już istniejącej świątyni drugą większą.Tym sposobem na Mszach Zw.część ludzistała twarzą do ołtarza, a część - bokiem.Równocześnie z Kościołem, krewki proboszczwybudował ogromną plebanię o wielkości dwóch połączonych bloków mieszkalnych.Wnętrza obiektów wyłożył marmurami i drewnem; w podziemiach wybudował garaże.Kupiłsobie najnowszego mercedesa, a wszystkie te dobra ogrodził wysokim murem.W międzyczasie ks.prałat zajmował się interesami, tzn.odzyskał wszystkie dobra kościelne,które były do odzyskania, a było ich niemało - niemal połowa centrum Aleksandrowanależała kiedyś do Kościoła.Ks.Bogacki, ogłosił przetarg na wynajem kilkunastu budynków,jednocześnie budując cały szereg nowych - również do wynajęcia.Ubolewał często, że prawokościelne zabrania księżom aktywnego prowadzenia interesów, bo wtedy wyciągnąłbyz tego wszystkiego o wiele więcej.Ktoś zapyta - z czego finansował swoje przedsięwzięcia?Parafia, choć jedna z najbogatszych w diecezji nie przyniosłaby w tak krótkim czasie, takolbrzymich dochodów.Pomysłowy kapłan aby zbudować swoje imperium w genialny wręczsposób uwzględnił trudną sytuację zaopatrzeniową w latach 80-tych i maksymalnie, naniespotykaną skalę, wykorzystał ogromne ilości darów z zachodu, które wówczas zalewaływprost Kościół w Polsce.Dzięki swoim plecom w kurii biskupiej miał do nich dostępnieograniczony.Wielu proboszczów zrobiło własne i kościelne interesy na darach, ale ks.Bogacki prześcignął chyba wszystkich.Sam w swoich wypowiedziach nie ukrywałzaradności z jaką obracał różnymi deficytowymi towarami.Za to, co wstawiał do hurtowni,sklepów i co przez podstawionych ludzi sprzedawał na bazarach - kupił wszystkie materiałybudowlane.Nie wspominał jednak, iż równocześnie na wszelkie możliwe sposoby, na te samecele, wyciągał pieniądze od wiernych.Parafianie, którzy pracowali na budowach, łączniez fachowcami, w formie wynagrodzenia dokarmiani byli z darów prałata.U niego nigdy nicnie było za darmo i nic się nie marnowało.Cóż mogło go obchodzić to, że ofiarodawcyz zagranicy przekazywali swoją pomoc ludziom biednym i chorym czyli najbardziejpotrzebującym, którzy nie zawsze mogli przyjść na dniówkę do prałata.Lokalewynajmowane przez niego należały do najdroższych, a sam właściciel słynąłz bezwzględności przy zbieraniu czynszu; dzień zwłoki nie wchodził w rachubę.Kiedy darysię skończyły, ks.Bogacki miał ich jeszcze na długo pod dostatkiem.Kiedy skończyły sięnaprawdę - do prac wykończeniowych zatrudniał na czarno Rosjan, którzy runęli wtedy doPolski przez otwartą granicę.Ks.prałat, jak już wspomniałem, słynął z tego, iż nie przepuścił żadnej okazji aby dorobićtrochę do tacy.Kiedy już dokończył wszystkie inwestycje bez złotówki długu, zaczął zarabiaćogromne pieniądze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]