[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mar-kowi nie groziło już niebezpieczeństwo.Powie konsjerżce, żeby wezwała nazajutrz lekarza.Ona sama zrobiła tyle,ile matka mogła czy powinna zrobić dla syna.Teraz Mark był zdany na siebie, a miał talent i siłę, żeby sobieporadzić.Ubrała się szybko, zrobiła makijaż, napisała ostrożny, długi list do Marka, zawiadamiając go o Soni, jego chorobie io tym, że znalazła listy do Santiego.Napisała, że dostarczy je Santiemu osobiście.Obok łóżka zostawiła lekarstwo zinformacją, jak często miał je zażywać.Rozejrzała się po pokoju, upewniając się, że zabrała paszport, pieniądze, torebkę.Teraz nadszedł czas na moje życie- pomyślała, patrząc na syna.- Modlę się do Boga, byśnie zdążył zniszczyć życia mojego albo Santiego! Santi musi ciągle tam czekać - och, proszę, niech czeka, bo terazmogła przyjąć i odwzajemnić jego miłość.Teraz mogła go kochać, jak żadna kobieta nie kochała jeszcze mężczyzny.Teraz mogła pokazać mu sens tytułu Na zawsze zaczyna się tej nocy, może jeszcze tej właśnie nocy!Nachyliła się nad Markiem i musnęła jego czoło ustami.Jego twarz była tak przystojna jak zawsze, chociaż blada.- Do widzenia, mój samolubny synu - powiedziała.- Do widzenia, światło mego życia! Zwiatło, które tak wyrazniepokazało mi, jak musi wyglądać moje nowe życie!Wyszła z walizką w ręku, cicho zamkąwszy za sobą drzwi.Spała podczas lotu do Madrytu.W Madrycie przesiadła się do samolotu do Palmy.Chciała zadzwonić do Santiego,ale nie znała jego numeru w Deya, a brakowało jej energii i słownictwa, by zapytać o numer w hiszpańskiejinformacji.Ponownie przeczytała pełen miłości list.Gdyby odnalazła Santiego, może poleciałby z nią do NowegoJorku i zajął się organizowaniem pogrzebu Soni.Wszystko to mogliby omówić po odnowieniu ślubów wzajemnejmiłości.Dwugodzinną przerwę w Madrycie Marcella wykorzystała, by zadzwonić do Nowego Jorku do Amy, ale odpowie-działa jej elektroniczna sekretarka.- Amy, jestem w Hiszpanii - wyjąkała.- Pewnie słyszałaś potworne wiadomości o Soni.Mark zachorował i.-Zmarszczyła brwi, szukając słów.- Porozumiem się z tobą.w sprawie pogrzebu Soni.Londyńska policjazatrzymała ciało do sekcji.To takie okropne, że.- Znowu przerwała, usiłując zapanować nad głosem.- Jestem wMadrycie, w drodze na Majorkę.Odszukam Santiego.Samolot wylądował w Palmie o dziesiątej w nocy; Marcella pojechała taksówką prosto do Son Vida.Mimo żebardzo pragnęła ujrzeć Santiego, czuła się zbyt zmęczona, by się z nim spotkać.Potrzebowała snu, porządnej kąpielii czystych ubrań.Po zarejestrowaniu się w hotelu próbowała, wraz z telefonistą, odszukać numer Santiego w Deya, ale nie znalezlinikogoo takim nazwisku.Skoro tak bardzo pragnął uciec przed światem zewnętrznym, może nie posiadał nawet telefonu?Usiłowała sobie wyobrazić Santiego - jej pięknego, pełnego życia Santiego - jako odludka.Potem wyobraziła sobie,jak uśmiecha się z rozkoszy na jej widok, jego twarz się rozjaśnia, otacza ją ramionami, żeby nigdy jej z nich niewypuścić.i na zawsze zacznie się jutrzejszej nocy, trochę pózno, ale dokładnie tak, jak przepowiedział.Najpierw jednak onamusi się przespać! Padła na łóżko w pokoju hotelowym i spała przez dwanaście godzin.Obudziła się w południe,wzięła gorący prysznic i zamówiła do pokoju kawę z kanapką.Po śniadaniu zdobyła się na odwagę, żeby zadzwonić do Londynu.W końcu dodzwoniła się do detektywazajmującego się sprawą Soni.Oświadczył, że musieli zatrzymać ciało Soni jeszcze przez tydzień.- Och, dzięki Bogu! - krzyknęła.- Słucham, proszę pani? - spytał detektyw, a Marcella wyobraziła sobie jego uprzejmą angielską twarz, pełną nie-smaku z powodu stukniętej Amerykanki, której najwyrazniej nie obchodzi zamordowana córka.- Nie, wiem, że to brzmi potwornie, ale jestem w takim szoku, że nie wiem, jak mogłabym teraz zajmować siępogrzebem - wyjaśniła.- Może za tydzień będę w stanie.- Urwała.- W pełni rozumiem, pani Winton.I jest mi bardzo przykro.Odłożyła słuchawkę, zaczerpnęła powietrza, połykająchisterię, która groziła wybuchem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]