[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Uważaj na siebie, drogi chłopcze - dodała Róża.- Jeżeli Filip gdzieś żyje, odnajdziesz go, prawda?-Zrobię, co w mojej mocy.Do widzenia, ciociu - powiedział Jake.Wtem wróciła do niego tamta straszna myśl, że być może już nigdy nie wróci.Zaskoczył ciotkę dodatkowym, serdecznym uściskiem, po czym podniósł swój bagaż.Już miał wejść wraz z innymi na pokład, kiedy nadbiegła Yoyo.Jej napuchnięte, przekrwione oczy utkwione były w Jake’u.- Szukaliście mnie?Jake czuł się nieswojo ze świadomością, że wszyscy na niego patrzą.- M-m-my tylko chcieliśmy się pożegnać.Yoyo ujęła jego dłoń.- Naprawdę mam nadzieję, że odnajdziesz swojego brata.Podczas gdy patrzyła mu prosto w oczy, Jake’a przeszył dziwny dreszcz.Jeszcze nigdy nikt nie patrzył na niego tak bezpośrednio.- Wróć cały i zdrowy, dobrze? - powiedziała Yoyo.- Tak.Dobrze.Wrócę - rzekł oszołomiony.Wtedy Yoyo pochyliła się i pocałowała go w policzek.Usta miała przyjemnie ciepłe - tak przyjemnie, że włosy na karku zjeżyły mu się z rozkoszy.Nathan parsknął z niedowierzaniem, a kilka z obecnych osób uniosło brwi w zdumieniu.- Uważaj na Jake’a, jasne? - powiedziała Yoyo do Nathana, po czym zawróciła na pięcie,przepchnęła się między ludźmi i pobiegła do zamku.- A na mnie to pouważam sobie sam, co nie? - zawołał za nią Nathan.- Ktoś musi -mruknął pod nosem.- Człowiek tyle się stara i oto co dostaje w zamian.Urocze!Był tak zgaszony, że darował sobie zwyczajową „improwizowaną” przemowę0 czekających ich niebezpieczeństwach.Wsiedli na statek wśród pożegnalnych okrzyków, a potem odbili od brzegu.Jake patrzył na oddalającą się wyspę.Ludzie na nabrzeżu stawali się coraz mniejsi1 mniejsi.W głowie miał mętlik, jakiego nie doświadczył chyba nigdy w życiu.Rewelacje o Filipie, spojrzenie Yoyo i to dręczące przeczucie, że zmierzają ku własnej zagładzie.Powrót nad TamizęKiedy znaleźli się na pełnym morzu, Topaz starannie skalibrowała chronofuzor, dodała atomium, rozlała trzy porcje i rozdała je przyjaciołom.Każdy strażnik historii, aby móc podróżować w czasie, musiał posiadać naturalną po temu zdolność, mimo to przy każdych przenosinach należało bardzo dokładnie przeliczyć dystans i czas, a potem sporządzić i zażyć roztwór złocistego atomium o ściśle dobranych proporcjach.Wystarczyłby drobny błąd, aby agent zdryfował w czasie, co mogło się skończyć rozerwaniem atomów składających się na jego ciało.Każda podróż niosła ze sobą ryzyko i podczas wejścia w punkt czasohoryzontu strażnicy winni zachowywać najwyższe skupienie.-Czy tylko mój żołądek tak burczy? - spytał niewinnie Nathan i wychylił swoją porcję atomium, krzywiąc się teatralnie.Spojrzał tęsknie w stronę wejścia do opustoszałego kambuza.-Gdyby Charlie tu był, już by coś dla nas pichcił - swój mistrzowski suflecik czy coś.- Może pójdę i coś przyrządzę - zaproponował Jake.Nathan potrząsnął głową.-Bez obrazy, staruszku, ale talenty kulinarne nie są czymś, czym mogłaby pochwalić się twoja rodzina.Nie, nie mamy innego wyjścia - oznajmił z mocą.- Stworzę jeden z moich wybitnych, charlestońskich zestawów drugośniadaniowych.Przy tylu umiejętnościach łatwo zapomnieć o mojej biegłości we władaniu drewnianą łyżką.Topaz, zechciałabyś mnie zastąpić?Nathan przekazał koło sterowe dziewczynie i poczłapał do kambuza.Szary poranek pojaśniał i zza chmur wyszło słońce, by posrebrzyć morze rojem refleksów.Topaz spojrzała na Jake’a, który siedział oparty o reling, wystawiając twarz na ciepłe promienie.- Panna Yuting i ty wyglądaliście na całkiem.- zaczęła Topaz.Jake spojrzał na przyjaciółkę, mrużąc oczy.W zamglonym blasku, z głową osadzoną na poduszce jedwabnej krezy, przypominała zjawę.- Wyglądaliśmy na całkiem.? - zachęcił Jake.Topaz wzruszyła ramionami.- Bo ja wiem? Na.przywiązanych do siebie?Jake parsknął śmiechem.- Nie lubisz jej ani trochę, prawda?- Co? - zająknęła się Topaz.- Je la connais a peine.Przecież prawie jej nie znam.Po prostu nie jest kimś, kto pozwala łatwo o sobie zapomnieć.- Chyba nie jesteś zazdrosna, co?-Zazdrosna? Oczywiście, że nie! - zaprotestowała Topaz, a Jake’a uderzyła gwałtowność jej reakcji.- Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? O co miałabym być zazdrosna?Jake’owi nagle przyszła ochota na figle i przyskoczył do Topaz, grożąc, że ją połaskocze.Topaz zawsze twierdziła, że jest odporna na łaskotki, ale nie mogła przestać chichotać.Gonił ją wokół pokładu, dopóki statek nie zszedł gwałtownie z kursu, zmuszając ich do powrotu za ster.Odgłosy dobiegające z kambuza zaczęły przybierać na sile.Najpierw usłyszeli Nathana mówiącego do siebie, potem łoskot rondli, brzęk tłuczonego talerza i stek barwnych przekleństw.W pewnej chwili Amerykanin wykrzyknął w popłochu:- O nie, nie, nie, nie! Tak się nie robi.Nie pozwalam!Zajrzawszy do środka, Jake ujrzał, że Nathan krzyczy na zwęglone paski, które niegdyśmusiały być bekonem.Wreszcie Amerykanin wydał z siebie ryk wściekłości, wyskoczył po schodkach na górę i cisnął na pokład tacę z bochenkiem chleba i kilkoma pomidorami.- Macie!- A co z twoim słynnym charlestońskim drugim śniadaniem? - Jake uśmiechnął się zaczepnie.- Odwołane - fuknął Nathan.- W życiu nie spotkałem tak niegodziwych składników.Zupełnie jakby żywiły do mnie osobistą urazę!Wkrótce dotarli do wyznaczonego punktu czasohoryzontu.Był położony nieco dalej na północ niż ten, w którym został przechwycony Fredrik Isaksen, i miał opinię jednego z najbezpieczniejszych przejść do odległej historii.W karierze Jake’a przejścia przez czasohoryzont nigdy nie były takie same, i to także okazało się inne niż wszystkie.Choć wszyscy strażnicy historii doświadczali wrażenia opuszczenia własnego ciała podczas podróży w głąb historii, zwykle doświadczali go samotnie, nieświadomi obecności innych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]