[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właśnie to chciałem sprawdzić.*Knap uniósł do góry paczkę odcinków taśmy daleko-pisowej.Pokazał ją Robańskiemu. Widać, że Przywara pracuje na pełnych obrotach.Onzawsze ma szczęście.Trafił na całe towarzystwo i terazzałatwia ich hurtem  roześmiał się głośno i kładąc odcinkina biurku, dodał:  Nie będziemy dłużej czekali na%7łończyka.Zresztą wolałbym, żebyście wy, poruczniku,pogadali z tym  Aksamitnym.%7łończyk jest za miękki.Tegogogusia trzeba mocno przycisnąć, a jeżeli odmówi zeznań,przeniesiemy go do szpitala więziennego.Już porozumiałemsię z prokuratorem.Robański uniósł się wolno z krzesła. Jeżeli wam na tym zależy. powiedział chcączaznaczyć, że powierzone zadanie niezbyt go interesuje. Ja wiem, że wy z takimi umiecie rozmawiać.  Mogę zabrać samochód? Oczywiście.Tylko go zaraz odeślijcie.Będzie nampotrzebny. Aksamitny Rysio wciąż jeszcze leżał w pokoju lekarskim. Jeżeli nie macie miejsca  powiedział Robański domłodej lekarki, która zaprowadziła go pod drzwi  tomożemy go stąd zabrać. Sądzę, że wieczorem zwolni się jakieś miejsce na ogólnejsali. Tymczasem mogę z nim pokonferować?Lekarka nie wyrażała sprzeciwu.Spoglądała jednaknieufnie, jak na intruza, który mąci spokój szpitala.Robański pchnął energicznie drzwi, wszedł do pokoju Eprzekonaniem, że poradzi sobie z szantażystą.Na jego widokManiewicz usiadł na łóżku. Kto pan jest?  zapytał ostro. Ze służby śledczej  Robański powiedział tonemtwardym, nie znoszącym sprzeciwu. Przecież prosiłem, żeby nikogo nie wpuszczano. Jest pan pod dozorem milicji i nie dysponuje pan swojąosobą.Prokurator już wydał nakaz aresztowania pana zausiłowanie szantażu.Maniewicz żachnął się, jak gdyby chciał zrzucić z głowybandaże. To chyba jakieś nieporozumienie?Robański skinął tylko głową. Bądz, bracie, spokojny. Przeszedłszy na  ty poczułsię jeszcze pewniejszy.Zdawało mu się, że w ten sposóbłatwiej będzie przesłuchiwać  Aksamitnego. Bądzspokojny  powtórzył  już ja dobrze wiem, co mówię.Szantażowałeś tego Austriaka.Ale mnie się zdaje, zletrafiłeś.Maniewicz zrobił taki ruch, jakby chciał się cofnąć podścianę. Pan mi imputuje rzeczy, o których nie mam pojęcia.Robański podsunął krzesło, usiadł okrakiem, oparł sięramieniem o poręcz łóżka.Naraz uśmiechnął się cwaniacko i przymrużył oko. Kochasiu, po co ta mowa.Ja jestem za stary na takienumery.Mamy twój list i zeznania Gaspara.SzantażowałeśSzajewskiego, szantażowałeś jeszcze innych, ale tym razempotknąłeś się, bracie.Powiedz mi lepiej, dlaczego  BladyWiktor tak szpetnie cię urządził?Maniewicz oparł się plecami o ścianę. Nie mam pojęcia, kto mnie urządził. Ale ja wiem.Od jak dawna znasz Paczewską? Nie znam jej. To znaczy, że ona sypiała z nieznajomym?  zakpił inaraz zmienił ton:  Słuchaj  rzekł mrużąc oczy  nie bawsię w dżentelmena.Skąd wiedziałeś o zegarkach? O jakich zegarkach? Mam ci przypomnieć, co pisałeś w liście do Gaspara i oczym pózniej rozmawiałeś z nim w  Grandzie ? Już panu powiedziałem, że żadnego listu nie pisałem. Pisałeś!. Robański uderzył pięścią w poręcz łóżka.Niepotrzebnie się wypierasz.Paczewska już aresztowana,Szajewski aresztowany,  Blady aresztowany, wiemy jużwszystko, czego chcieliśmy się dowiedzieć. Aksamitny Rysio wzruszył ramionami. W takim razie niepotrzebnie pan się trudzi.Robański aż syknął.Mięśnie szczęk drgnęły mu podnapiętą skórą, ale wnet się opanował.Pokiwał tylko głową ipowiedział niemal spokojnie: Ale z ciebie cwany drań.Przewiozą cię do szpitalawięziennego, to inaczej będziesz ze mną rozmawiał.Możepowiesz coś. Nie ma żadnych dowodów. To się okaże  powiedział porucznik w zamyśleniu inagle wydało mu się, że traci panowanie nad tymczłowiekiem.Nie mógł znalezć sposobu na jego chłodnewyrachowanie, zuchwały spokój i nonszalancję.Zdawało musię, że nie potrafi powiedzieć słowa, że nie znajdzie nawetmyśli, którą mógłby przeciwstawić szantażyście.Wtedyprzypomniał sobie fragment notatek Napieralskiego, mówiący o spotkaniu dziennikarza z Dorą i Maniewiczem w Barze Owocowym. Skoro tak ze mną rozmawiasz, to jaci coś powiem  rzekł z naciskiem. To, że jesteśżigolakiem i szantażystą, potwierdziła nawet twoja dobraznajoma z  Owocowego Baru , Dora Płowińska.Może jej teżnie znasz?Maniewicz poruszył się nerwowo. Znam ją, ale jej opinia o mnie nie jest dowodem. W takim razie powiedz, po coś jezdził w sobotę doSopot? Na pokaz mody.pooglądać kociaki  zadrwił. I o kociakach rozmawiałeś z Gasparem? Prawdopodobnie. Skąd wiedziałeś, że Gaspar jest w Sopocie? W ogóle o tym nie wiedziałem. To po coś go zaczepił? Wydał mi się bardzo sympatyczny. Dziwne masz zwyczaje.Przyjeżdżasz do Sopot po totylko, żeby zamienić kilka słów z sympatycznym cudzo-ziemcem, bo na pokaz mody już nie zdążyłeś.Pociąg zWarszawy przyjechał o dziewiątej z minutami.Może cipowiedzieć, od kogo dowiedziałeś się, że Gaspar jest wSopocie?.Od Zuli.yrenica zdrowego oka Maniewicza rozszerzyła sięgwałtownie. To jedynie przypuszczenia. Mamy na to dowody.Lepiej byś zrobił, gdybyśpowiedział całą prawdę.Po co przedłużać tę hecę? Możepowiesz, że dlatego spieszyłeś się do Warszawy, żeby ci Blady spryskał twarz witriolem?Maniewicz uniósł dłoń do odsłoniętego oka, jakby chciałprzekonać się, że zostało nie naruszone. Czego pan chce ode mnie?Robański wyczuł w jego głosie ton słabości. O której wyjechałeś z Sopotu?  zapytał przynaglająco. O zero dziesięć. A może wracałeś samochodem?  Nie.Jeżeli pan nie wierzy, może pan sprawdzić.Wubraniu jest bilet na wagon sypialny. Bilet można dostać od byle kogo na dworcu. Może pan sprawdzić w Orbisie. Kto cię podrzucił samochodem do Warszawy?.Wzruszenie ramion. Może Hroniewicz? Nie znam Hroniewicza. Nie znasz  Wesołego Włodzia ? Nie. A myśmy słyszeli, że znasz. Jeżeli powiedziała to Dora Płowińska, to się myliła.Onazna go dobrze.ale ja nie.IXSamochód sunął ze świstem po mokrym asfalcie.Czasem,gdy trafił na nierówność, zakolysał się gwałtownie.WtedyPrzywara otwierał oczy i rozglądał się jak człowiekoszołomiony mocną dawką narkotyków.Wydawało mu się,że ta podróż trwa już bardzo długo, bał się jej końca.Postacie, które w chwilach świadomości powracały do niego,były jak bohaterowie dawno czytanych książek albo dawnooglądanych filmów.Zjawiały się twarze  Szajewskiego,Paczewskiej, Hroniewicza, jowialnego portiera, wąsategoszwajcara, młodej modelki, studenta.Patrzały drwiąco,wyzywająco, dociekliwie, błagalnie i znikały, zanim zdołałustalić ich prawdziwy wyraz.Zbliżali się do Sopotu.W zamglonej szybie samochoduprzesuwało się coraz więcej świateł.Przywara przetarłzmęczone oczy.Dotknął ramienia kierowcy. Podwiezcie mnie do mola  powiedział ziewając.Przejdę się trochę. To panu, kapitanie, dobrze zrobi.Jest pan bardzozmęczony. Trudno, taka cholerna robota. Mrok gęstniał.Idący od morza wiatr rozdzierał na strzępychmury, spośród których jak mielizny wyłaniały się płatynieba zasypane gwiazdami.Morze huczało przeciągle.Językami pian wgryzało się w jasny pas plaży.W konarachprzybrzeżnej topoli tkwił chudy rożek księżyca.W głębiprzepastnego mroku migało światło latarni morskiej. To pewno na Helu  pomyślał Przywara [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl