[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Róża była w domu mojej ciotki Zofii od zawsze.Dla mnie od zawsze, bo w rzeczywistości podobno pojawiła się w nim kilka lat po wojnie, z polecenia jakiejś jej krewnej, która jeszcze w czasach przedwojennych pracowała u teściów ciotki.Ciotka Zofia całkiem nieźle gotowała, natomiast kompletnie nie dawała sobie rady z prowadzeniem domu – sprzątaniem, praniem, prasowaniem i targaniem siatek pełnych zakupów.Róża pojawiła się więc w samą porę.Nie mieszkała u ciotki.Przyjeżdżała codziennie ze swojej podwarszawskiej wsi wcześnie rano i wracała późnym wieczorem.Czasem zastanawiałam się, kiedy właściwie spała, bo jako, co prawda, bezdzietna mężatka, przecież we własnym domu także miała z pewnością sporo pracy.Jednak było widać, że ona te wszystkie zajęcia, które ciotce sprawiały tyle trudu, po prostu lubiła i wykonywała niezwykle sprawnie.Pomagała sobie w nich śpiewaniem.Chodziła więc po domu, wycierając kurze, i nuciła piosenki.A w domu ciotki było co sprzątać, bo na meblach stało całe mnóstwo różnych wazoników, posążków i różnych innych bibelotów.Były też stare obrazy w rzeźbionych złoconych ramach, które należało dokładnie wyczyścić z kurzu we wszystkich zakamarkach.Aż trudno było uwierzyć, że ten cały dobytek, przywieziony z podwarszawskiego domu, który częściowo ocalał z wojennej pożogi, zajmował w nim kiedyś zaledwie dwa pokoje.Róża chodziła i śpiewała, a ja dzięki temu uczyłam się przyśpiewek ludowych, piosenek okupacyjnych, przedwojennych i powojennych szlagierów.Róża opowiadała mi też o tym, jak wygląda życie na wsi, i o zwyczajach zwierząt, ale nade wszystko Róża lubiła mówić o ptakach.Potrafiła nie tylko szczegółowo opisywać, jak który z nich wygląda, ale naśladowała także ich głosy.Śmieszyło mnie to, gdy Róża z przejęciem ćwierkała, klekotała, terkotała, gwizdała i świstała, ale też podobało mi się.Bardzo szybko doszłam do przekonania, że Róża jest osobą znającą mowę ptaków i umiejącą z nimi rozmawiać.Utwierdziłam się w tym przekonaniu, gdy wujostwo, złożeni na dobre grypą, wysłali Różę ze mną do ogrodu zoologicznego, „by dziecko się nie nudziło”.Oczywiście na miejscu zaciągnęłam ją jak najszybciej do klatek z ptakami i poprosiłam, by z nimi porozmawiała.Trochę się wzbraniała, ale ponieważ wokół było pusto, zaczęła wreszcie przemawiać do nich w tym swoim ptasim języku.I stało się coś zdumiewającego, bo najpierw wszystkie inne, dotychczas głośne, świergolenia ptaków umilkły.Zrobiła się zupełna cisza, w której słychać było jedynie odgłosy wydawane przez Różę.Po chwili jednak wybuchł taki harmider, że trzeba było aż zatykać uszy.Wszystkie ptaszki jednocześnie zaczęły Róży na wyścigi odpowiadać.Byłam zachwycona.Dopiero co skończyłam czytać książkę „Królowa motyli”, która zresztą na całe lata stała się moją ulubioną.Tytułowa królowa znała oczywiście język motyli i umiała się z nimi swobodnie porozumiewać, co wszak nie dziwiło, gdyż przecież nie na darmo była ich królową.Natychmiast zrozumiałam, że Róża nie tylko zna mowę ptaków, ale niewątpliwie musi także być ich królową.I Róża jako królowa ptaków zagościła w mojej wyobraźni już na stałe.Było mi tym łatwiej w to uwierzyć, że dziwnym zrządzeniem losu Róża miała bardzo ptasie nazwisko.Z domu nazywała się Gąsior, a po mężu – Kaczor.Dorośli zresztą nigdy nie nazywali jej Różą, a zwracali się do niej per Kaczorowa: – Niech Kaczorowa zrobi, niech Kaczorowa pamięta itd.Różą była wyłącznie dla mnie i pewnie także w swoim własnym domu.Od czasu wizyty w zoo nie dawałam Róży spokoju, zarzucając ją pytaniami dotyczącymi różnych ptaków, i zdumiewało mnie, że zna odpowiedź niemal na wszystkie.Jeśli czegoś o jakimś ptaku nie wiedziała, mówiła spokojnie: – Jak go spotkam, to zapytam, co tylko dodatkowo utwierdzało mnie w przekonaniu, że Róża nie jest zwykłą kobietą.Podpytywałam ją nawet chytrze, czy królową ptaków zostaje się w jakiś szczególny sposób, czy raczej królowa ptaków jest ptakiem zamienionym w człowieka, ale zawsze zbywała mnie śmiechem.Byłam więc pozostawiona tylko własnym domysłom.Wiedziałam, że królem wszystkich ptaków jest orzeł, ale Róża ze swoją grubo ciosaną sylwetką nie pasowała mi nijak na orlicę.Wymyśliłam zatem, że skoro królem ptaków jest ptak dziki, to królową będzie zapewne ptak udomowiony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl