[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stoimy tak przez chwilę i obaj się śmiejemy.Poza tym ja lekko dyszę.– Mój chłopcze! – mówi Penumbra.– Jesteś chyba najdziwniejszym sprzedawcą, jakiego to stowarzyszenie widziało przez pięćset lat.Chodź, chodź.– Prowadzi mnie na chodnik, wciąż ze śmiechem.– Co ty tu robisz?– Przyjechałem pana powstrzymać – odpowiadam.To brzmi dziwnie poważnie.– Nie musi pan… – dyszę i sapię.– Nie musi pan tam iść.Nie musi pan pozwalać, żeby spalili pana książkę.I w ogóle.– Kto ci powiedział o paleniu? – pyta cicho Penumbra, unosząc brwi.– No – mówię – Tyndall słyszał to od Imberta.– Przerywam.– Który słyszał to od, ee, Monsefa.– Mylą się – oświadcza ostro Penumbra.– Nie przyjechałem tu, żeby ponieść karę.– Wypluwa słowo „kara”, jakby był dalece ponad to.– Nie.Przyjechałem, żeby przedstawić moją sprawę.– Pana sprawę?– Komputery, mój chłopcze – wyjaśnia.– One są dla nas rozwiązaniem.Podejrzewałem to od jakiegoś czasu, ale nie miałem dowodu, że mogą być dobrodziejstwem w naszej pracy.Ty to udowodniłeś! Jeśli komputery pomogły ci rozwiązać Zagadkę Założyciela, mogą zrobić znacznie więcej dla tego stowarzyszenia.– Zaciska chudą pięść i potrząsa nią: – Przygotowałem się, żeby powiedzieć Pierwszemu Czytelnikowi, że musimy ich użyć.Musimy!Penumbra mówi tonem przedsiębiorcy zachwalającego swój start-up.– Chodzi panu o Corvinę – zgaduję.– Pierwszy Czytelnik to Corvina.Penumbra kiwa głową.– Nie możesz tam ze mną wejść – wskazuje podbródkiem ciemne drzwi – ale porozmawiam z tobą, jak skończę.Trzeba będzie się zastanowić, jaki sprzęt nabyć… z którymi firmami pracować.Będę potrzebował twojej pomocy, mój chłopcze.– Spogląda ponad moim ramieniem.– I nie jesteś sam, prawda?Zerkam na drugą stronę Piątej Alei, gdzie stoją Kat i Neel, obserwują nas i czekają.Kat macha ręką.– Kat pracuje w Google – mówię.– Pomogła.– To dobrze – przytakuje Penumbra.– To bardzo dobrze.Ale powiedz mi: jak znalazłeś to miejsce?Szczerzę zęby:– Komputery.Penumbra kręci głową.Potem wkłada rękę pod kurtkę i wyciąga cienkiego czarnego Kindle’a, włączonego, pokazującego wyraźne słowa na jasnym tle.– Pan też ma komputer – mówię z uśmiechem.– Och, niejeden, mój chłopcze – odpowiada Penumbra i wyjmuje następny czytnik e-booków, Nook.Potem jeszcze jeden, Sony.Kolejny z napisem KOBO.Poważnie? Kto używa Kobo? Czyżby Penumbra przemierzał kraj, wioząc cztery czytniki?– Miałem trochę do nadrobienia – wyjaśnia, układając je w chwiejną stertę.– Ale powiem ci, że ten – wyjmuje ostatnie urządzenie, supercienkie, w błękitnej obudowie – spodobał mi się najbardziej ze wszystkich.Nie ma logo.– A co to jest?– To? – Obraca w palcach tajemniczy czytnik.– Mój uczeń Greg… nie znasz go, jeszcze nie.Pożyczył mi go na podróż.– Konspiracyjnie zniża głos.– Mówił, że to prototyp.Anonimowy e-czytnik jest niesamowity: cienki i leciutki, pokryty nie plastikiem, tylko tkaniną, jak książka w twardej oprawie.Jakim cudem prototyp trafił do rąk Penumbry? Kogo mój szef zna w Dolinie Krzemowej?– To niezwykłe urządzenie – mówi, kładzie go na wierzchu i poklepuje cały stosik.– To wszystko jest niezwykłe.– Milczy przez chwilę, potem spogląda na mnie.– Dziękuję ci, mój chłopcze.To dzięki tobie tutaj jestem.Uśmiecham się na te słowa.Do dzieła, panie Penumbra.– Gdzie się spotkamy?– Pod Delfinem i Kotwicą – odpowiada.– Przyprowadź przyjaciół.Sami znajdziecie to miejsce… mam rację? Użyjcie swoich komputerów.– Mruga do mnie, potem odwraca się i wkracza przez ciemne drzwi do tajnej biblioteki Niezłamanego Grzbietu.Telefon Kat prowadzi nas na miejsce.Rozpadało się porządnie, więc prawie przez całą drogę biegniemy.Pod Delfinem i Kotwicą okazuje się idealnym schronieniem: wszędzie ciemne, masywne drewno i przyćmione mosiężne lampy.Siadamy przy okrągłym stole pod oknem upstrzonym kroplami deszczu.Zjawia się nasz kelner, który również jest idealny: wysoki, potężnie zbudowany, z gęstą rudą brodą i życzliwym usposobieniem, które nas rozgrzewa.Zamawiamy kufle piwa; przynosi je razem z talerzem chleba i sera.– Siła w czas burzy – mówi i mruga.– A jeśli pan P.nie przyjdzie? – odzywa się Neel.– Przyjdzie – zapewniam.– Nie tego się spodziewałem.On ma plan.To znaczy… przywiózł czytniki e-booków.Kat uśmiecha się, ale nie podnosi wzroku.Znowu przylepiła się do telefonu.Przypomina kandydata w dniu wyborów.Na stole leży sterta książek obok metalowego kubka, pełnego zatemperowanych ołówków, które pachną świeżo i intensywnie.W stercie znajdują się egzemplarze Moby Dicka, Ulissesa, Niewidzialnego człowieka… to bar dla bibliofilów.Na tylnej okładce Niewidzialnego człowieka jest wyblakła plama po piwie.W środku marginesy są zabazgrane ołówkiem tak gęsto, że prawie nie widać papieru – marginalia różnych osób tłoczą się i włażą na siebie.Kartkuję książkę: cała pogryzmolona.Niektóre uwagi dotyczą tekstu, ale więcej jest adresowanych do siebie nawzajem.Zapiski często przeradzają się w dyskusje, choć występują też inne interakcje.Niektóre są niezrozumiałe: same liczby.Trafiam na zaszyfrowane graffiti:był tu 6HV8SQSączę piwo, pogryzam ser i próbuję śledzić konwersacje strona po stronie.Potem Kat wydaje ciche westchnienie.Podnoszę wzrok i widzę jej twarz ściągniętą ponurym grymasem.Odkłada telefon na stół i nakrywa go grubą błękitną firmową serwetką.– Co się stało?– Rozesłali mailem nowe ZP.– Kręci głową.– Nie tym razem.– Wysila się na uśmiech i sięga po zaczytaną książkę ze sterty.– Nie ma sprawy – mówi, przerzucając kartki, żeby wyglądać na zajętą.– I tak to jak wygrana na loterii.Niewielkie szanse.Nie jestem przedsiębiorcą ani biznesmenem, jednak w tamtej chwili najbardziej na świecie chcę założyć firmę i rozwinąć ją do rozmiarów Google, żeby zarządzanie nią powierzyć Kat Potente.Dmucha wilgotny przeciąg.Podnoszę wzrok znad Niewidzialnego człowieka i widzę w otwartych drzwiach Penumbrę.Kępki włosów nad jego uszami zmatowiały i przybrały ciemniejszy odcień z powodu deszczu.Zaciska zęby.Neel zrywa się, żeby go zaprowadzić do stołu.Kat bierze jego płaszcz.Penumbra dygocze i mówi cicho:– Dziękuję ci, moja droga, dziękuję.Sztywno podchodzi do stołu, przytrzymując się oparć krzeseł.– Panie P., miło pana poznać – mówi Neel, wyciągając rękę.– Zachwyciła mnie pańska księgarnia.Penumbra mocno potrząsa jego dłonią.Kat macha na powitanie.– Więc to są twoi przyjaciele – stwierdza Penumbra.– Miło was poznać, oboje.– Siada i wypuszcza ze świstem powietrze.– Nie siedziałem wśród takich młodych twarzy w tym lokalu, odkąd… no cóż, odkąd moja własna twarz była młoda.Rozpaczliwie chcę się dowiedzieć, co zaszło w bibliotece.– Od czego zacząć? – mruczy Penumbra.Wyciera serwetką kopułę czaszki.Jest wzburzony, zatroskany.– Opowiedziałem Corvinie, co się stało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]