[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ależ musiałeś pęcznieć z dumy, kiedy udało ci się zmusić biednądziewczynę, żeby poczuła przyjemność! - wysyczała.- W gruncie rzeczy - powiedział z rozbrajającą szczerością - to był to je-den z niewielu przypadków w moim życiu, kiedy żałowałem, że nie siedziałemcicho, pilnując swoich spraw.A w zakładzie chodziło o to, że miałem ją zmu-sić, żeby była uległa.- Wredny drań! - Zaatakowała go pięściami.- Widzę, że moja pani chce się bawić!Jego niski męski śmiech rozbrzmiewał jej w uszach.Po krótkiej chwili - aprzynajmniej tak się Cassie wydawało - zdjął z niej szlafrok i położył ją na ple-cy.- To przyjęcie trwało za długo - powiedział ze śmiechem i zanim zdążyłasię zorientować, co robi, podniósł jej nogi i zarzucił je sobie na ramiona.- Co ty.- Nie zdołała dokończyć pytania, bo zbliżył twarz do jej kobie-cego miejsca, mocno trzymając jej biodra w silnych dłoniach.Poczuła, jak zanurza w niej język i omdlała z przyjemności.Objął war-gami zródło jej kobiecej namiętności i tak ją pieścił i drażnił, że się poddała.Wyprostował się, nie zdejmując jej nóg ze swoich ramion i powoli wszedł wnią cały.Krzyknęła głośno, a on szybko się wycofał, przeklinając się w duchu.Była zbyt ciasna, żeby go przyjąć w tej pozycji.- Nie, proszę.- wydyszała.SR- Ale nie chcę sprawiać ci bólu, cara.- Nie sprawiasz.Powiem ci, jeśli zaczniesz.- A zatem, pani pozwoli.Gdy znowu znalazł się głęboko w niej, obserwował bacznie jej reakcję.Choć oczy zaszły jej mgłą z bólu, mięśnie ud stężały z rozkoszy.- Kocham cię, Cassandro - powiedział miękko.Jej zrenice się rozszerzyły i wydawało mu się, że poruszyła wargami.Niemiał jednak pewności.Po chwili wiła się pod nim miarowo, prowadząc ichoboje do kresu drogi.Hrabia leżał na plecach, a Cassie przytulona do jego boku.Jej ciało byłorozluznione, a oddech stawał się coraz spokojniejszy, aż wreszcie zasnęła.Onuśmiechał się szeroko w ciemności.Miłość fizyczna zdawała się działać lepiejniż duża dawka laudanum, gdyż po akcie miłosnym Cassandra zawsze kuliłasię przy nim spokojna i ufna i niemal natychmiast zapadała w sen.SRRozdział 16Cassie podczas spaceru po ogrodzie owinęła się ciasno peleryną.Po śnia-daniu zle się poczuła i teraz wdychała chłodne czyste powietrze w nadziei, żeuda jej się uspokoić żołądek.Zatrzymała się przy okrągłej marmurowej fon-tannie i zanurzyła palce w zimnej wodzie.Kiedy zmarszczki na wodzie wygła-dziły się, ujrzała w niej odbicie nie tylko swoje, ale również hrabiego.- Chciałabyś może złowić pstrąga na obiad?Na samą myśl o rybie zrobiło jej się znowu niedobrze.Skrzywiła się iodpowiedziała:- Nie, milordzie, nie sądzę.- Wpatrywał się w nią uporczywie, więc do-dała jeszcze: - Jeśli chcesz wiedzieć, to bierze mnie jakaś choroba.Może togrypa.Pewnie przez tę zmianę pogody.- Nie, cara, nie sądzę, żeby pogoda miała cokolwiek wspólnego z twoimstanem.- W takim razie - zareagowała ostro - to pewnie dlatego, że za dużo mu-szę przebywać w twoim towarzystwie.- A to, moja droga, jest już bardziej prawdopodobne.- Dostrzegła błyskjego ciemnych oczu i zaniepokojona przekrzywiła głowę.- Nie mam ochoty teraz się z tobą spierać, milordzie.Za pozwoleniem.- Co za wyznanie, cara.Jeśli już nawet nie chcesz się ze mną kłócić, togotów jestem uznać twój stan za poważny.- Prosiłabym, żebyś przestał zachowywać się jak gbur, milordzie, i zo-stawił mnie w spokoju.- Odwróciła się, by odejść, ale poczuła na ramieniu sil-ną dłoń.Pomyślała, że jeśli chce się z nią teraz kochać, to chyba po raz pierw-szy nie da się skusić, bo tak marnie się czuje.SR- Kiedy ostatni raz włożyłaś koszulę nocną, Cassandro?- Koszulę nocną? - Zdumiało ją to dziwne pytanie, wypowiedziane nadwyraz czułym głosem.- Właśnie, koszulę nocną - powtórzył stanowczo.Wzruszyła ramionami.- Proszę, byś przestał pleść głupstwa, milordzie.Co to ma do rzeczy?- Droga Cassandro, czy ty zawsze musisz zapominać, że jesteś kobietą?Nagle poczuła, że blednie.Nie zakładała tej koszuli nocnej od sześciu ty-godni, czyli od kiedy byli na statku.- Wszystko się zgadza, kochana - powiedział z radością.- Nie jesteś wca-le chora, Cassandro.Od kiedy zawitaliśmy do Genui ani razu nie nosiłaś ko-szuli.Nie wiesz, co to oznacza?Nagle zrobiło jej się sucho w ustach i zaczęła gwałtownie kręcić głową.- Nie - wydusiła - to nie może być prawda! Nie! - Ale w głębi duszy wie-działa, że to była prawda.- Nosisz moje dziecko, cara.nasze dziecko.Patrzyła na niego tępym wzrokiem.Była tak zszokowana, że zabrakło jejsłów.Miała przecież urodzić dzieci Edwardowi, w Anglii, a nie hrabiemu.Miała zostać żoną Edwarda.Jej własny spokojny głos dobiegł ją jakby z oddali:- Czy od dawna wiesz, że jestem.w ciąży?- Od ponad tygodnia.- I dlaczego mi nie powiedziałeś?- Miałem nadzieję, że sama to odkryjesz i mi powiesz.- Zaplanowałeś to sobie, prawda?- Nie mam kontroli nad siłami natury, Cassandro.Oczywista, że nie mo-głem czegoś takiego zaplanować.SR- Drań! - Odwróciła się i pobiegła na oślep, byle jak najdalej od niego.Potknęła się o rosnącą przy pniu drzewa wystającą kępę mchu i opadła nakolana.W gardle poczuła nadchodzące nudności.Hrabia stanął za nią i przy-trzymał ją, odgarniając jej włosy z twarzy.Jej ciałem wstrząsały suche kon-wulsje.Kiedy ustały, była tak wyczerpana, że nie miała nawet siły prote-stować, gdy hrabia wziął ją na ręce i zaniósł do fontanny.- Przemyj usta, Cassandro.Od razu lepiej się poczujesz.Mechanicznie zrobiła to, co jej poradził.Ale ledwo zdążyła wypluć wo-dę, te nieznośne nudności wróciły.Jęknęła cicho i złapała się za brzuch.- Myślę, że powinnaś się położyć, maleńka, i może wypić kroplę brandyna uspokojenie.Za kilka tygodni to wszystko powinno minąć.Jego praktyczne, niemal fachowe porady ją rozwścieczyły.- Wyglądasz mi na prawdziwego znawcę, milordzie!- Owszem - potwierdził spokojnie, ponownie biorąc ją na ręce.- To znaczy? - zapytała przyciśnięta do jego ramienia.- Bywałem świadkiem tak śmierci, jak i narodzin, Cassandro.Odebrałemporód pokojówki, kiedy miałem niespełna dwadzieścia lat.- To było twoje dziecko, milordzie, czy nie masz co do tego pewności?Uśmiechnął się do niej, ale nie dał się sprowokować.W komnacie ułożyłją delikatnie na łóżku, przykrył cienką kołdrą i się wyprostował.- Leż spokojnie, moja pani.Przyniosę ci trochę.leczniczej brandy.Bez słów patrzyła, jak wychodzi z sypialni.Nawet gdyby nie czuła się takpodle, to i tak by milczała, gdyż w głowie miała straszliwy chaos.Powędrowa-ła dłonią do wciąż płaskiego brzucha i pogładziła go niepewnie.Nie była sobiew stanie wyobrazić, że może nosić w łonie maleńkie dziecko i nic o tym niewiedzieć.Hrabia na pewno tylko czekał, aż zajdzie w ciążę i jej niepohamowa-na namiętność jeszcze mu w tym pomogła.Nie chciała płakać, ale łzy same po-SRtoczyły się jej po policzkach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]