[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przepraszam.Proszę mi wybaczyć mój wybuch.Obawiam się, że jestpan tym niewinnym przechodniem, który zawsze pada ofiarą wypadku.Spotkała jego zatroskany wzrok i w szarych oczach odnalazła współ-czucie.- Dam panu radę, panie Llewellyn.Na pana miejscu nie odkładałabymzbyt długo podróży do Arabii Saudyjskiej.Pana brat wiele dla pana znaczy,prawda?Dawid bez słów skinął głową.- Tak, poznałam to po pana oczach, kiedy pan o nim mówił.Wobec te-go proszę nie zwlekać z podróżą.- To znaczy, że jest w niebezpieczeństwie.Coś pani przede mną ukry-wa!Potrząsnęła głową.- Nic szczególnego.Nazwijmy to kobiecą intuicją.Ale radzę panu, byszybko odwiedził pan brata, panie Llewellyn.Niech pan tego nie odkłada.Według wszelkich światowych kategorii rezydencja ministra obronybyła luksusowa, granicząca z przepychem, według kategorii irackich, był topałac.Potomek jednej z najbogatszych rodzin tego do niedawna biednegokraju - dopiero ostatnio ożywionego przez wpływy ze sprzedaży ropy naf-towej - Amahl Zahadi umeblował mauretańską różową, stiukowaną posia-dłość dziełami najzdolniejszych artystów i rzemieślników Arabii.Oriental-ne dywany mogły konkurować z najwspanialszymi egzemplarzami, jakieBrastow widywał na południu w naftowych emiratach.Podczas poprzed-niej wizyty dowiedział się, że lśniące miedziane samowary i ogromne do-nice są dziełem brodatych rzemieślników z rojnych bazarów Bagdadu.Zaprowadzono go do przestronnego salonu przylegającego do gabinetu iprywatnych apartamentów ministra.Pomieszczenie, w którym znalazł sięBrastow, było puste; przybył pierwszy.Wzdłuż trzech ścian stały miękkieadamaszkowe kanapy i Brastow rozparł się na jednej z nich, podziwiajączajmujący znaczną część przeciwległej ściany pejzaż jednego ze starychmistrzów, oprawiony w złoconą ramę.Było to jedno z nielicznych dzieł zdorobku kultury zachodniej widocznych w rezydencji Zahadiego, ale Bra-stow wiedział, że są też inne, ukryte: lodówki, zamrażarki, telewizory ipralki - wszystkie pułapki zachodniego konsumpcjonizmu.Minister obronyposiadał najnowocześniejsze modele, włącznie z radioodbiornikiem zdol-nym odbierać na falach krótkich połowę stacji światowych; jego antenęukryto pod postacią stiukowanego minaretu.Nagły gwar w holu oznajmiał nadejście ministra obrony wraz z gośćmi.Po chwili wszedł do salonu, a za nim tłumacz prezydenta oraz najwyższydoradca, znany w pewnych kręgach jako zastępca prezydenta.Umundu-rowani szefowie sztabu armii i lotnictwa, obaj w stopniu generała majora,trzymali się w pobliżu.Byli ludzmi potężnej budowy, przy których piątygość ministra wyglądał jak liliput: Hammud al Fawzi, szef wywiadu - zbytimponujący tytuł jak na człowieka, którego wzrost nie wynosił wiele ponadmetr pięćdziesiąt.- O, generale Brastow.- Amahl Zahadi ruszył z uśmiechem w stronęRosjanina, który wstał, skłonił się lekko i uścisnął dłoń ministra.- Jak zaw-sze jest pan punktualny.Tłumacz zaczął przekładać, ale Brastow odrzucił jego usługi, odpowia-dając po arabsku.- Sprawa ta ma kluczowe znaczenie dla obu naszych rządów.- Słusznie.- Minister obrony skinął głową, a jego uśmiech zbiegł się docienkiej kreski pod niewielkim wąsikiem.Był przystojnym mężczyzną,młodym jak na tak odpowiedzialne stanowisko.Sądząc z wyglądu, mógłmieć około trzydziestu pięciu lat.W przeciwieństwie do trzech pozostałychcywilów odzianych w białe, bawełniane szaty do kostek, Zahadi miał nasobie garnitur i krawat; prosty biały zawój na głowie był jego jedynymustępstwem na rzecz tradycji.- Może przejdziemy do mojego gabinetu? - Ruszył ku drzwiom po le-wej.Brastow szedł do pokoju wykładanego zdobioną boazerią na końcu gru-py, przyglądając się plecom mężczyzn idących przed nim.Halim, tłumacz,był młody i inteligentny; jego oczy lśniły nie skrywaną ambicją.Nie możnamu było ufać; dla własnych korzyści potrafił przekręcić wypowiedz.Wła-śnie to skłoniło radzieckiego wysłannika do zdwojenia wysiłków w celuopanowania trudnego irackiego dialektu języka arabskiego.Generałów Brastow znał tylko przelotnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]