[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.VINiezbadane są tajniki ludzkiego umysłu.Pan Barnstaple przerzucił się z nastrojurozpaczy do wesołości.Pierwsza dławiąca trwoga wspinania się po skale na tejolbrzymiej wysokości ustąpiła teraz miejsca prawie chłopięcej pewności siebie.Znikłaświadomość natychmiastowej śmierci.Oceniał niezwykłość przygody, faktycznie cieszyłsię nią w tej chwili, nie myśląc wcale o tym, jak się ewentualnie skończy.Szło mu niezle, dopóki nie dostał się na krawędz występu, chociaż zaczęły go już bardzoboleć ramiona; wtedy doznał nowego wstrząsu.Roztaczał się teraz przed nim widok nacały most i górną część wąwozu.Skalny gzyms, po którym się posuwał, nie biegł wcaledo mostu, tylko pod most, o jakieś trzydzieści stóp niżej.I co gorsza, między uciekającymi mostem widniały dwie szczeliny i kominy o niewiadomych wymiarach.To odkryciesprawiło, iż po raz pierwszy pożałował, że nie został w piwnicy i nie stoczył tam walki.Przez parę minut trwał w niezdecydowaniu, przy czym ból w ramionach wzmagał się zsekundy na sekundę.Z bezczynności wyrwało go coś, co mu się początkowo wydało cieniem szybkoprzelatującego ptaka, rzuconym na skałę.Po chwili ukazało się znów.%7ływił nadzieję, że109 nie zostanie zaatakowany przez ptaki.Kiedyś czytał takie opowiadanie, ale mniejsza ztym teraz.Potem w górze rozległ się donośny trzask.Podniósł oczy i ujrzał, jak kawał skały,uderzywszy o mały występ nad jego głową, rozprysnął się w kawałki.Ten incydentwyjaśnił mu, że po pierwsze sąd wydał niepomyślny wyrok trochę prędzej, niżprzepowiadał to pan Catskill, po drugie zaś, że tam na górze widziano go.Z gorączkowąenergią jął się znów przedzierać w stronę szczeliny.Szczelina była lepsza, niż się spodziewał; był to mianowicie komin, trudny, jak zauważył,jeśli chodziłoby | o drapanie się w górę, ale zupełnie możliwy jako zejście w dół.Był oncałkowicie zasłonięty od góry, a o jakieś sto stóp niżej widać było rodzaj progutworzącego zagłębienie, zabezpieczone również od góry, a tak obszerne, że można siębyło na nim rozłożyć w całej długości.Co za miejsce odpoczynku dla zmęczonychramion pana Barnstaple a! Nie zwlekając ani chwili, spuścił się na dół i oddał błogiemuuczuciu, że nie musi się niczego czepiać.Zarówno oczy, jak i ramiona jego ziemskichprześladowców nie mogły go już dosięgnąć.W głębi wklęśnięcia sączyła się ze skały woda.Ugasił pragnienie, poczuł głód ipożałował, że nie zabrał trochę żywności ze składu w piwnicy.Mógł był otworzyć jednąowiniętą w złotą blaszkę kostkę lub wsadzić do kieszeni małą flaszkę wina.Wino bardzoby się teraz przydało.Nie należało jednak o tym myśleć.Przesiedział na cennym progu,jak mu się zdawało, bardzo długo, przyglądając się uważnie dolnej części komina.Kominwydawał się łatwy do przebycia na dużej przestrzeni.Boki jego były bardzo gładkie, alewydawały się dostatecznie sobie bliskie, żeby spuścić się na dół, oparłszy plecy o jeden,a nogi o drugi.Spojrzał na zegarek na ręku.Nie było jeszcze dziewiątej, brakowało do niej dziesięciuminut.Ridley kazał go wezwać do siebie przed wpół do szóstą.O wpół do siódmej podałna podwórcu śniadanie.Serpentyn i Cedr przybyli pewnie koło ósmej.W niespełnadziesięć minut Serpentyn został zamordowany.Potem nastąpiła ucieczka i pościg.Jakżesię to wszystko prędko rozegrało!&Miał przed sobą cały dzień.Zacznie znów schodzić o wpół do dziesiątej.Do tej porybędzie odpoczywał.Doprawdy, absurdem było czuć się głodnym&Przed oznaczoną godziną był znów w drodze.Przez jakieś sto stóp szło mu łatwo.Potem niepostrzeżenie komin zaczął się rozszerzać.Zdał sobie z tego sprawę dopierowtedy, gdy już leciał w dół, ślizgając się po skale.Leciał tak może ze dwadzieścia stóp,opierając się wściekle, a bezskutecznie, a potem przez dziesięć już się nawet nie ślizgał,tylko leciał w powietrzu.Uderzył o występ i runął na drugi próg, dużo szerszy niżpoprzedni.Doznał silnego wstrząsu i padając potoczył się na szczęście do środkawystępu.Potłukł się, lecz nie pokaleczył Moja szczęśliwa gwiazda sprzyja mi  szepnął.Przez czas jakiś odpoczywał, po czym ufny, że wszystko pójdzie jak najlepiej, zabrał siędo zbadania następnej fazy zejścia.Jakież było jego zdumienie, gdy przekonał się, żekomin poniżej progu był absolutnie nie do przebycia.Miał ze sześć stóp szerokości i naprzestrzeni przynajmniej dwudziestu jardów ściany jego składały się z gładkich skał.Równie dobrze mógł się od razu rzucić w przepaść jak robić próby zejścia.Potem zdał110 sobie sprawę, że równą niemożliwością było zawrócić.Nie mógł wierzyć własnymoczom.To było zbyt niedorzeczne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl