[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A więc szantaż - oznajmiłem.- To stary człowiek - odparła Magda.- Harry nie miałby z nim żadnych kłopotów.- Musi być jakiś powód.Harry nie miał aż tyle pieniędzy.Pożyczał na hipotekę domuswojej matki.Dlaczego miałby posyłać dziesięć tysięcy dolarów na Florydę, żeby zamknąćusta staremu człowiekowi, który nie mógłby go narazić na żadne kłopoty? Grozba niemusiała dotyczyć przemocy fizycznej - ciągnąłem z namysłem.- Jeśli naprawdę ten całydomek z kart chylił się ku upadkowi, Harry nie chciałby tu żadnych rozrabiaczy.- Jest wielu ludzi, którzy mają pretensje do Harry'ego.Nie tylko Cunningham -stwierdziła Magda.- Kim był ten Cunningham?Magda rozsiadła się wygodniej na krześle.Miała dziś na sobie żółto-czarną wyblakłąkoszulę, dżinsy i tenisówki.Wyglądała tak, jakby wybierała się do obory wydoić krowę, a niedo redakcji gazety.Jest tu wielu takich ludzi - ludzi, którzy wyglądają jak wieśniacy.Aleuprawa roli stała się niemal luksusem, więc liczni farmerzy stopniowo przenieśli się dosektora usług, rozwijającego się żywiołowo wokół miejscowości letniskowych.Kupili małe125SRsklepiki, otworzyli restauracje, prowadzili warsztaty samochodowe i zaczęli się bogacić nasezonowym handlu.Były to niezdrowe sukcesy, którym towarzyszyło wiele zawiści imałostkowych pretensji.Dostrzegłem to dziś rano na przykładzie Rona.Byłem pewien, żejego arogancja miała swe zródło w kompleksie niższości.Oburzało go to, że istnieje klasaludzi, którzy w niczym nie są od niego lepsi, a mimo to dopchali się do koryta wcześniej niżon.Magda jednak była osobą zupełnie innego pokroju.Jej rodzina zamieszkała tu jeszczeprzed wojną o niepodległość.Przodkowie Magdy byli drobnymi farmerami, pózniej takżeoberżystami, a w końcu właścicielami gazety.Wiedziałem, że ma braci, którzy są rybakamiw Montauk, choć i ta dziedzina gospodarki powoli wymierała.Członkowie jej rodziny mieliniewielkie ambicje, ale silne poczucie dobra i zła, stępione nieco w wyniku długotrwałychobserwacji ludzi sprawujących władzę.Mieszkańcy miasteczka mieli pełen rezerwy stosunekdo świata.Jego najlepszym przejawem były najbardziej udane, uczciwe artykuły wstępneMagdy, najgorszym zaś - niechęć do letnich przybyszów, którzy przywozili z sobą zwielkiego miasta skandale, egoizm i chciwość.Nie znaczy to, że nie można było znalezć tych cech na miejscu.Ale jeśli któryś zmieszkańców miasteczka zszedł z normalnej drogi, musiał żyć ze swoją opinią.Albowyjechać stąd.Każdy człowiek był zbiorem rzeczy, które kiedykolwiek powiedział lubzrobił.Natomiast przybysze stosowali się do amerykańskiej maksymy, w myśl którejnajlepszym dezodorantem jest sukces.Uważali, że nie jest ważne, co się robi, byle nie dać sięna tym przyłapać.- Ci Cunninghamowie są trochę dziwni - mówiła Magda.- Oddali swoją babkę.Czysłyszałeś o tym?- Nie - odparłem potrząsając głową.- Nie było powodu, żebyś słyszał.To nie twoje środowisko.Taaak.Oddali ją dojednego z tych domów.Jakby się zastanowić, to teraz nie wydaje się to aż tak ważne, alewtedy wszyscy byli wstrząśnięci.Ludzie z tych okolic nie mieli zwyczaju pozbywania sięczłonków własnej rodziny, jeśli rozumiesz, co mam na myśli.Opiekowali się nimi.Może nietak dobrze, jak powinni, ale w każdym razie trzymali ich w domu.Kaleb próbowałtłumaczyć, że stara pani Cunningham była niebezpieczna, ale ja tego nie dostrzegałam.Musiałaby mieć około dziewięćdziesiątki.- Co miał z tym wspólnego Kaleb?- Jego matka była z domu Cunningham - odparła Magda.Ludzie miejscowi zawszebyli nieocenionym zródłem tego rodzaju informacji - na tej samej zasadzie, na jakiejczłonkowie mojej rodziny wiedzieli dokładnie, kto spał z kim w Newport czy Palm Beach naprzestrzeni ostatnich trzydziestu lat.126SRTo nadawało listowi Cunninghama pewien interesujący aspekt.Nie przypominałemsobie, by Kaleb kiedykolwiek wspominał o swym pokrewieństwie z Cunninghamami.Ale pozastanowieniu się doszedłem do wniosku, że Kaleb jest zapewne spokrewniony, w taki czyinny sposób, ze wszystkimi rodzinami mieszkającymi tu od dawna.Mimo to wstałem i oznajmiłem:- Pojadę chyba do aresztu i pogadam z Kalebem.Zrobiłem ze dwa kroki, zanimzawołała:- Ben?Odwróciłem się i gdybym nie znał jej lepiej, pomyślałbym, że w jej oczach maluje siętroska.- Słyszałam, że Kaleb miał ciężką noc - powiedziała.- %7łona, co?Ale ludzie miejscowi trzymali swe skandale dla siebie, dokładnie tak samo jak ludziebogaci.Magda nie odpowiedziała na moje pytanie.Oznajmiła natomiast:- Ta sprawa budzi we mnie złe przeczucia, Ben.- We mnie również.- Może powinniśmy dać temu spokój.- Kołysała się lekko na krześle w przód i w tył, ajej żółto-czarna koszula wyglądała jak modernistyczny obraz, którego autor bazował nazłudzeniu optycznym.Widywałem tego rodzaju dzieła sztuki w nowych galeriach, wyrasta-jących jak grzyby po deszczu wśród sklepów z antykami i modnych kawiarni.- Jesteśmy dziennikarzami - przypomniałem jej.- Ale może powinniśmy zostawić tę sprawę policji.Roześmiałem się.- Policja i tak tkwi w niej po uszy.- To, że ktoś jest z kimś spokrewniony, nie czyni go automatycznie podejrzanym -powiedziała Magda.- Właśnie więzy rodzinne sprawiły, że podejrzewają tę dziewczynę - odparłem.Magda spojrzała na mnie przeciągle, a ja miałem wrażenie, że dzieląca nas przepaść,zasypana częściowo poprzedniego dnia, znów się pogłębia.- To nie ma nic wspólnego z nami - powtórzyła z uporem, a ja wiedziałem, że tymrazem ma na myśli mieszkańców miasteczka.- To jest związane z historią Harry'egoBoetchnera.- Był niegdyś jednym z was.- To prawda, był.Czekałem jeszcze przez chwilę, a potem wyszedłem.Był piękny, słoneczny,sierpniowy poranek.Od strony morza wiała lekka bryza.Wiszące na drzewach liście, jakzwykle pod koniec lata, miały lekko szary odcień.Wiedziałem, że za kilka tygodni jegomiejsce zajmą czerwień i złoto
[ Pobierz całość w formacie PDF ]