[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Noverre spojrzał na niego z zaciekawieniem.- Trzy rzeczy się nie zgadzają - ciągnął Germinal z opuszczoną głową.- Po pierwsze,zadrapania.Po drugie, pani Rinaud, która sprzątała pokój, nie pamięta odchodów tychtajemniczych, mięsożernych zwierząt.I trzecia, równie dziwna sprawa, że twarz ofiary pozostałacałkowicie nietknięta - napierał na doktora, próbując rozwikłać wszystkie zagadki zadaniemjednego pytania: - Czy można wysunąć hipotezę, że morderca trzymał zwierzęta i kierował ichkły ku ciału związanej wcześniej kobiety?Noverre już miał odpowiedzieć, gdy jego wzrok zapłonął złością.Zrobił krok do przodu,patrząc w jeden punkt na górze.Germinal odwrócił się i w okienku, które wychodziło na pokój,zobaczył szpiegującą ich wąską głowę.W świetle dwóch silnych lamp ściennych rany na twarzyZoli były jeszcze bardziej widoczne.Gdy tylko olbrzym napotkał wzrok swego pana,zaczerwienił się i uciekł.- On jest psychicznie chory - wyjaśnił Noverre, lekko poruszając kikutami, którewprawiały w ruch rękawy ciężkiego palta, niby czarne duchy.- Nic nie powie nikomu.Dajetylko upust swej chorobliwej, ludzkiej ciekawości, której nie przytłumiło nawet upośledzenie.Proszę mu wybaczyć.- Skąd te rany? - zapytał Germinal.- Gonił lisa, który zakradł się do kurnika.Próbował przejść przez tę samą dziurę wogrodzeniu.- Noverre roześmiał się, ale bez szyderstwa, raczej z czułością, jakby mówił odziecku, pomyślał Germinal.Inspektor wrócił myślami do pytania.Wziął do ręki odciski.Jego asystent uzyskał je,okładając najbardziej rozległe rany roztworem wodnym pyłu kredowego, utwardzonego iuelastycznionego klejem pochodzenia zwierzęcego.Zlady były dokładne w najmniejszych nawetszczegółach.Germinal mógł wskazać w białawych i twardych odlewach, w którym dokładniemiejscu kończyły się zęby i zaczynał chropowaty, nierówny naskórek ofiary.Zamyślony odłożyłpo kolei odciski do walizeczki.Następnie, jakby dopiero teraz tłumaczył sobie to, co przedchwilą zauważył, wziął ponownie do ręki odlew numer 27, pozostając pod wrażeniem dokładnieodtworzonej wewnętrznej powierzchni rany.- Może mi pan powiedzieć, któremu ugryzieniu odpowiada ten odlew? - spytałpodekscytowany doktora.Ten przyjrzał się dokładnie ciału i wskazał na ranę w boku, naj wysokości biodra.Germinal wziął metalową pęsetkę i jeszcze raz przyjrzał się odciskowi.Na boku rany,zaraz nad śladem ugryzienia, był wyraznie widoczny znak, który nie miał ani odwzorowaniaostrych kłów, ani nieregularnych krągłości rozciętej skóry.Pochylił się nad raną i rozsunął ją,naciskając jej brzegi na przemian kciukiem i palcem wskazującym.W końcu zobaczył wbity wciało, zaczepiony o kość biodrową, błyszczący jak nabój na powierzchni skóry odłamek metalu.Chwycił go mocno pęsetką i wyciągnął.Po czym triumfalnie pokazał go lekarzowi.- Te zwierzęta mają szczęki z żelaza - oznajmił i zabrał się do zszywania ciała, anastępnie do jego ubierania.Kiedy zgasił już obie lampy, usłyszał głos lekarza:- Będzie lepiej, jeśli odstawi pan buteleczkę, tam gdzie ją znalazł.Przez takie głupstwomogliby nas odkryć.Germinal wzdrygnął się z lampką oliwną w ręku.Jej światło ukazało jego nagłezblednięcie.- Pewnego dnia powinien pan opowiedzieć mi o swoim problemie - ciągnął dalej Noverrespokojnym i opanowanym głosem.- Może mógłbym panu jakoś pomóc.- A co? Handluje pan narkotykami? - zapytał Germinal, wyprzedzając go i kierując się dowyjścia z zakładu pogrzebowego.XIBóg wtopił się w tłum ludzi już wczesnym rankiem, by móc wdychać pełnymi płucamichwałę swego Nadejścia, podczas gdy nieświadomy tego, otaczający go świat zaczynał jeświętować.Poprzez pogrzeb, który dla boga był świętem.Bóg drżał z niecierpliwości w swej śmiertelnej powłoce.W tej nędznej skorupie, którąwybrał, by przyoblec ludzki kształt, zanim się objawi, zanim ukaże światło swej boskości.Nikt wtłumie, który zaczął się już gromadzić przed kościołem, nie mógł dostrzec jego transcendentalnejnatury.Jeszcze nie teraz.Ponieważ bóg chciał być jednym z nich, aby móc dalej karać.Pierwsza, ta, która kiedyś się zaśmiała i splunęła, została ułożona w bogato intarsjowanej,ciemnej trumnie, wyściełanej błyszczącym jedwabiem.Podszedł do niej jak wielu innych,niewidzialny dla wszystkich w swej boskości, kiedy kościół nie był jeszcze pełen.Pochylił sięnad bladą, nieruchomą twarzą, jakby chciał się z nią pożegnać, ale tak naprawdę, by odurzonywchłonąć fetor zbezczeszczonego ciała, udręczonego podczas jego orgii i rytuałów, w które jewtajemniczył.Głęboko wdychał kwaśny zapach martwego ciała; kościelne kadzidła nie były wstanie go zlikwidować.Pocałował nawet zmarłą w blady policzek i zauważył, że skóra jest jużsucha i twarda, a nie aksamitna, jak ta, którą zapamiętał, jak ta, której skosztował zaledwie dwadni temu.Potem bóg wyszedł na zewnątrz, przeszedł przez ulice, które niedługo staną się teatremjego Nadejścia.Słuchał komentarzy ludzi na temat swej chwały; nikt nawet nie podejrzewał, żeto on jest bogiem.Tym bogiem, który wymierza karę, który odnowi rytuał, który będzie się mściłi triumfował.Który oddali kobiety od wrzecion.Który zmąci umysły szałem, zanim ukaże swąmistyczną, najczystszą naturę.Dzień wcześniej wziął udział w pobieżnej uroczystości, dzięki której świat pozbył siętrzech przeszkód, jakie on musiał usunąć, aby Pierwsza mogła w pełni uczestniczyć w jegomisteriach.Trzy ofiary, trzy małe owady, zostały pośpiesznie pobłogosławione przez proboszcza- podobnie jak bóg pośpiesznie i bez gniewu się ich pozbyli wrzucone do wspólnego grobu, bezimienia i bez chwały, tak jak być powinno.Ale bóg wiedział, że dla Pierwszej zjawi się wyższy stopniem kapłan, sam biskup.Całemiasto brało udział w rytuale jego Nadejścia.Pisały o tym gazety.Tłum ciekawskich z miasta iokolicznych wiosek przybył tego ranka do kościoła, który zazwyczaj świecił pustkami.Z powoduboga.Z powodu Nadejścia.Z powodu Pierwszej, która przyoblekła szaty jego misteriów i jegoorgii.I w oczach wszystkich kryło się przerażenie ogromem dzieła, godnego tylko boga.A bóg drżał z wściekłości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]