[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A możepański bank byłby zainteresowany udzieleniem mi kredytu?Prezes Royal Banku omal nie parsknął śmiechem.- Nawet gdybym chciał to zrobić, prędzej uwierzyłbym, że zdobędziepan Mount Everest, niż że uda się panu spłacić zadłużenie.Ale niestety niemogę udzielać panu kredytów.Nie byłoby to przychylnie odbierane przeznaszych klientów.Lovestone nie miał najmniejszych wątpliwości, że Badur ma na myśliJackie Sand.Również Jackie Sand była powodem, dla którego także Imperial Bankodstąpił od umowy kredytowej.A jeśli Jackie Sand tak bardzo zależało na tym, by Lovestone pozostałbez środków na dalsze odwierty, to znaczy, że był już bardzo blisko celu wswych poszukiwaniach.Zwłaszcza teraz nie mógł zrezygnować.Tylko skąd wziąć pieniądze?Odpowiedz nasunął mu artykuł w Nepalskiej Gazecie Urzędowej: Wła-ścicielka międzynarodowej sieci hoteli zakłada fundację na rzecz pomocynepalskim dzieciom.Lovestone wracał z banku do hoteliku, gdy nagle za brudną szybą kioskuz gazetami zauważył rozpromienioną twarz byłej żony, Barbara Wieder-mann uśmiechała się do przechodniów z fotografii obok artykułu.Lovestone wyszperał z kieszeni kilka rupii i kupił gazetę.Potem przele-ciał wzrokiem tekst artykułu, chłonąc każde słowo.Barbara zobowiązała sięwybudować na wsiach szkoły i domy dziecka i wyposażyć je w sale gimna-styczne i pracownie komputerowe.Oprócz tego oferowała pomoc najuboż-szym poprzez utworzoną do tego celu fundację.370 Na koniec autor artykułu donosił, że hojna fundatorka zatrzymała się whotelu Wiedermann w Katmandu, gdzie spędzi wraz z wnuczkami resztęwakacji, zapoznając się z kulturą i tradycjami Nepalu.Lovestone ani przez moment nie zastanawiał się, jakie to też wnuczkiwytrzasnęła Barbara.Szczerze mówiąc, nic go to nie obchodziło.Liczyło siętylko to, że jego eksmałżonka przebywała akurat w mieście i że była praw-dopodobnie jedyną osobą na całym kontynencie azjatyckim, do którejmógłby się zwrócić o pożyczkę, nie spotykając się przy tym z odmową.Jeśli Barbara była skłonna obdarować obce dzieciaki milionami dolarów,to jemu; Jerry'emu Lovestone'owi, z którym łączyło ją, bądz co bądz, ponadtrzydzieści lat małżeństwa, nie pożałuje marnych pięciuset tysięcy.Barbara odmówiła.Kiedy Lovestone do niej zatelefonował, nie wydawała się specjalnie za-skoczona ani tym telefonem, ani też sprawą, w jakiej dzwonił.- Słyszałam, że twoje interesy stoją marnie - jej aksamitny głos byłpełen wyższości nad byłym mężem - ale nie podejrzewałam, że będzieszżebrał.- Proszę cię tylko o pożyczkę.- Lovestone brzydził się swoją bezrad-nością.- Do końca roku oddam ci wszystko, przysięgam.Ale teraz potrzebu-ję tych pieniędzy.- Niby dlaczego miałabym ci pomóc?- Bo tylko ty mi pozostałaś - powiedział to najczulej, jak potrafił, aletakie słowa już nie działały na Barbarę.Kiedyś, jako Barbara Lovestone, może i dałaby się na to nabrać, ale terazbyła Barbarą Wiedermann i urok Jerry'ego nie miał już na nią żadnegowpływu.- Prosisz na darmo.- Jej słowa zabrzmiały w uszach Lovestone'a jakwyrok śmierci.- Nie należę już do ciebie.Nie mam obowiązku ci pomagać.- Ależ.- z całych sił ścisnął słuchawkę.To była jego ostatnia deskaratunku.- Nie dostaniesz ode mnie pięciuset tysięcy, Jerry.- StanowczośćBarbary go przeraziła, a trzask odkładanej słuchawki omal nie rozsadził muczaszki.Mimo tak jednoznacznej odmowy, następnego dnia rano Jerry Lovesto-ne, jak gdyby nigdy nic, pojawił się w Wiedermannie.Swoim niechlujnym,372 wręcz ubogim wyglądem odcinał się od reszty gości przebywających w holu;jego wypłowiała w słońcu kurtka-wiatrówka nie pasowała do dwurzędowychgarniturów hotelowych gości.Stojąc u szczytu schodów, Barbara patrzyła z góry na jego osmalonątwarz.Wyglądał jak włóczęga.Choć przypuszczała, że się tu dzisiaj zjawi, ztrudem poznała w nim byłego męża.Teraz to był wrak człowieka.Jeszcze nie tak dawno Jerry Lovestone był właścicielem całej sieci hoteliWiedermann, dziś nie mógł sobie pozwolić nawet na drinka w bufecie.Na chwilę, na jedną krótką chwilę zrobiło jej się go żal.Zeszła po schodach i stanęła naprzeciw niego.Jedno krótkie spojrzeniew jego oczy, a współczucie minęło równie szybko, jak się pojawiło.Jego oczynic nie straciły z dawnej chytrości i pogardy dla świata.Ten człowiek zrujnował jej życie.Był mordercą.Barbara wzdrygnęła się zobrzydzenia.Gdyby nie nalegania Jackie, nigdy nie zgodziłaby się na tospotkanie.- Czego chcesz? - nawet nie próbowała silić się na uprzejmy ton.Jerry Lovestone musiał przyznać przed samym sobą, że rozwód wpłynąłzdecydowanie dodatnio na wygląd Barbary.Spodziewał się ujrzeć ją zała-maną i zagubioną, a tymczasem stała przed nim prawdziwa kobieta biznesu- elegancka, piękna i pewna siebie.- Zlicznie wyglądasz - powiedział cicho.- Pytałam, czego jeszcze chcesz? - Barbara puściła komplement mimouszu.Lovestone pojął, że nie tędy droga.Nadeszła pora, by zrzucić maskę ob-łudy.- Jeśli - zaczął - nie możesz mi pożyczyć pięciuset tysięcy, to ile?Rozbawienie, jakie ujrzał w jej oczach, było jak tortura.- Wiem, na co chcesz wydać te pieniądze - oznajmiła, uśmiechając sięlekko - i nie sądzę, aby był to najlepszy pomysł.- O! - Lovestone z całych sił starał się nie wybuchnąć.- Widzę, że sta-łaś się ekspertem od udanych inwestycji.Co, według ciebie, mam zamiar znimi zrobić? A w ogóle, to od kiedy jesteś taka dobra w interesach?- Ech, Jerry, Jerry - Barbara pokiwała głową z politowaniem.- W nie-spełna dwa lata przetraciłeś ogromną fortunę i nadal masz się za światowe-go biznesmena.Co tam - machnęła ręką.- Powiem ci.- Zniżyła głos, jakby372 miała mu wyznać największą tajemnicę.- Tam, gdzie szukasz obecnie, niema diamentów.Lovestone wytrzeszczył na nią oczy.- Cały twój wysiłek - ciągnęła - poszedł na marne.One są zupełniegdzie indziej.- I.ty wiesz.gdzie.? - wyjąkał.- Ja nie - odparła.- Ale Jackie wie - dodała niewinnie.Znienawidzo-ne imię podziałało na niego jak wiadro zimnej wody.- Nie musisz mi o tym przypominać! - krzyknął.- Nie muszę - przytaknęła, a jej twarz przybrała nagle zatroskany wy-raz - ale nawet jeśli pożyczę ci pieniądze, to i tak nie znajdziesz diamentów.- A to dlaczego?- Tydzień temu Jackie kupiła od nepalskiego rządu właściwą działkę.Lovestone zachwiał się pod wpływem tych słów.Czegoś takiego nieprzewidział.Dał się złapać w potrzask własnej chciwości.Podstępna Jackiepatrzyła spokojnie, jak stracił cały majątek, a teraz, gdy nie miał już nic,najspokojniej w świecie kupiła diamentową działkę.- Czemu mi to mówisz, Barbaro? - powiedział cicho.- Myślałem, żejesteście przyjaciółkami.- Przez wzgląd na nasze małżeństwo - odparła tonem, z którego niemożna było wyczytać absolutnie nic, po czym nie oglądając się za siebie,wsiadła do windy.Lovestone wypadł z hotelu wprost w lejący się z nieba lipcowy żar.Wgłowie mu szumiało, a na piersi osiadł dziwny ciężar.Diamentowa działka sprzedana!Tyle zachodu, tyle straconych pieniędzy, a on szukał nie tam, gdzie trze-ba!Jestem biznesmenem? - zapytał w duchu samego siebie.- Najwyżej kro-wy mogą się na to nabrać! - Ze złości kopnął puszkę ulicznego żebraka; mo-nety rozsypały się z brzękiem po kocich łbach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl