[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nabożeństwa w stylu współczesnym były bardzo sympatyczne, aletrochę mi brakowało tego mistycznego pocieszającego rytuału, którypamiętałam z dzieciństwa.Bardzo mi się podobało kazanie ojcaHennessy'ego o wyzwaniach, jakie dzisiejszy świat stawia przed młodymiludzmi.Kiedy wychodząc z kościoła, podałam mu rękę i powiedziałamdziękuję, ścisnął moją dłoń palcami powykręcanymi artretyzmem,spojrzał mi w oczy i powiedział: Ależ nie ma za co, moje dziecko.Nie przestałam również nie nienawidzić matki i kiedy dzwoniła,trochę mnie kosztowało, żeby odebrać telefon i z nią porozmawiać.Naszerozmowy nie były zbyt naturalne.Trzymałyśmy dystans i byłyśmy zbytgrzeczne.Przestała mnie pytać o Dana i zaczęła więcej opowiadać oswoim życiu.Zapisała się na siłownię i do kółka czytelniczego.Dziwnewydawały mi się te rozmowy o mało istotnych sprawach.Dla niej też to,że bez przerwy nie perorowała i nie złościła się, musiało być nowymdoświadczeniem.Ale przynajmniej obie się starałyśmy.Udało mi siępogodzić z tym, że może nigdy nie osiągniemy nic więcej.Wieczory spędzałam tak jak przez większość życia: sama.Dużoczytałam.Robiłam na drutach.Przemalowałam kuchnię i wyczyściłam parą wszystkie dywany.Miałam dużo czasu, którego wcześniej w obliczu tego wszystkiego, cochciałam zrobić' miałam za mało.Teraz, kiedy nie było nikogo, z kimmogłabym go dzielić, miałam poczucie, że mam go aż nadto.Mogłam do niego zadzwonić.Powinnam była zadzwonić.Duma niepozwalała mi wykręcić jego numeru.I strach.Co by było, gdybymzadzwoniła, a on by me oddzwonił? Albo co gorsza odłożył słuchawkękiedy by usłyszał mój glos.Długo żyłam bez Dana i równie dobrze mogłam zyć bez niego dalej.Nie było dobrego powodu, żeby miał znów pojawić się w moim życiu.No, może jeden - rozśmieszał mnie.I może jeszcze jeden: przy mmpotrafiłam się zapomnieć.Pewnego wieczoru ktoś zadzwonił do drzwi Podeszłam do nich zsercem w gardle, żałując, ze zamiast makijażu wybrałam styl au naturel iże włosy mam związane w zwykły koński ogon.Ale dla mężczyznystojącego za drzwiami mój wygląd miał naprawdę drugorzędneznaczenie.Porwał mnie w objęcia i przycisnął do siebie tak mocno, żeprzez dłuższą chwilę nie mogłam złapać tchu.- Chad! - Najpierw uwolniłam się z jego objęć zeby w końcu złapaćtrochę powietrza, a potem rzuciłam się na niego, żeby go znówwyściskać.Na samym końcu obejrzałam go od stóp do głów.- Co ty tutajrobisz?-Lukę przekonał mnie, że powinienem się w końcu zobaczyć z mojądużą siostrą.- Uśmiechnął się od ucha do ucha.Całkiem niezle wyglądał.Ten mój mały brat, który mnie przerósł już wokresie dojrzewania.On blondyn, ja brunetka, on brązowooki, janiebieskooka, on opalony, ja blada.Nic nie wskazywało nasiostrzano-braterskie więzy, może z wyjątkiem uśmiechu.Szukałamzmian, które wycisnął w nim czas, ale znalazłam tylko kilka.- Nie mogę uwierzyć, że minęło tyle czasu - powiedział.- W to mogę uwierzyć.- Złapałam go za rękę i wciągnęłam do środka.- Ale w to, że tu jesteś, nie bardzo.Nawet kiedy już siedział przy kuchennym stole i opowiadał o swoichnajnowszych dokonaniach, wydawało mi się, że to nie może być prawda,że może śnię.Powstrzymał słowotok, spojrzał na mnie, a kiedy wziąłmnie za rękę, uśmiechnął się delikatniej.- Co to za spojrzenie, ptysiu z kremem?- Po prostu jestem szczęśliwa, że tu jesteś, Chaddie.- Mocno ścisnęłamgo za rękę i znów popatrzyliśmy sobie w oczy.Ocaleni.Oczywiście nie chciałam słyszeć o tym, żeby nocował w hotelu.Niewysłałabym swojego małego brata do pokoju hotelowego, kiedy miałamdwie puste sypialnie.Miło było móc go gościć.Mieć kogoś, z kim możnabyło rano wypić kawę, komu można było zrobić jajka na śniadanie.Kogoś, kto znał mnie tak dobrze, że nigdy nic nie musiałam wyjaśniać.Wieczorami chodziliśmy do restauracji i do kina.Poszliśmy nawetpotańczyć.Godziny mijały nam na rozmowach na mojej kanapie.Wdomu oglądaliśmyserial The Dukes, of Hazzard i kłóciliśmy się o to, który z kuzynówjest większym ciachem, Bo czy Luke.Chad stwierdził, że obaj bylibyjeszcze bardziej pociągający, gdyby się pocałowali z języczkiem.Rozśmieszyło mnie to tak bardzo, że rozsypałam popcorn.- Tak bardzo się za tobą stęskniłam - wyznałam mu nad kubkamigorącej czekolady posypanej piankami.- Może byś się zastanowił, czy siętutaj nie przeprowadzić?Przewrócił tylko oczami.- Przecież wiesz, że nie mogę.- Wiem, Luke.- Westchnęłam.- Nie tylko Luke.Tam mam pracę.Dom.Całe życie.- No wiem, wiem.- Machnęłam ręką.- Po prostu jesteś tak daleko, achciałabym móc cię widywać częściej.- Mogłabyś częściej nas odwiedzać.Luke cię uwielbia, cukiereczku.Zabralibyśmy cię na zakupy.Uniosłam brew.- Mam rozumieć, że uważacie, że potrzebuję nowych ciuchów?Roześmiał się.- To ty to powiedziałaś, nie ja.Po prostu chętnie byśmy cię zobaczyli wczymś innym niż czerń i biel.- Moja szafa wygląda całkiem w porządku.- Elle, kochanie.Pysiaczku.Zwiat nie jest czarno-biały.- Mój bratrozejrzał się po salonie.- Tutaj też przydałoby się trochę koloru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]