[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mój jegomość - odrzekł pan Zagłoba - trudno nas przekonasz, abyśmy Turczyna,Tatara lub innych barbarów miłować mieli, którymi i sam Pan Bóg zgoła brzydzićsię musi.- Do tego ja waści nie namawiam, jeno to utrzymuję, \e dzieci eiusdem matriskochać się powinny, a owó\ zamiast tego od chmielnicczyzny, czyli od trzydziestulat, wszystkie te kraje z krwi nie osychają.- A z czyjej winy?- Kto się pierwszy do niej przyzna, temu pierwszemu Bóg ją odpuści.- Jegomość dziś szatki duchowne nosisz, a za młodu bijałeś rebelizantów, jakośmysłyszeli, wcale niezgorzej.- Bijałem, bom był powinien, jako \ołnierz, i nie to mój grzech, ale to, \em ichprzy tym jako zarazy nienawidził.Miałem swoje prywatne racje, o których niebędę wspominał, bo to dawne czasy i rany owe zaschły.W tym się kajam, \em nadpowinność czynił.Miałem pod swoją komendą sto ludzi z chorągwi panaNiewodowskiego i często luzem chodząc, z nimim palił, ścinał, wieszał.Waszmościowie wiecie, jakie to były czasy.Palili i ścinali Tatarzy przezChmiela na pomoc wezwani, paliliśmy i ścinali my.Kozactwo te\ wodę a ziemiętylko wszędy zostawiało, gorszych jeszcze dopuszczając się od nas i od Tatarówokrucieństw.Nie masz nic straszniejszego nad wojnę domową.Co to były zaczasy, tego nikt nie wypowie, dość, \e my i oni byliśmy do psów wściekłych ni\do ludzi podobniejsi.Raz dano znać do naszej komendy, \e hultajstwo panaRusieckiego w jego fortalicji oblega.Posłano mnie z moimi ludzmi na ratunek.Strona 91Henryk Sienkiewicz - Pan WołodyjowskiPrzyszedłem za pózno.Fortalicja była ju\ z ziemią zrównana.Napadłem jednak nachłopstwo pijane i znacznie wyciąłem, część się tylko w zbo\u zataiła; tychkazałem \ywcem brać, by ich dla przykładu obwiesić.Ale gdzie? Aatwiej byłozamierzyć ni\ dokonać: w całej wsi nie zostało ani jednego budynku, ani jednegodrzewa, nawet hryćkowe grusze na miedzach samotnie stojące były pościnane.Niemiałem czasu szubienicy stawiać; lasu te\, jako to w kraju stepowym, nigdzie wpobli\u.Co robić? Biorę ja moich jeńców i idę.Ju\ te\ przecie znajdę gdziejaki dębczak rosochaty.Idę milę, idę dwie - step i step, choć kulą potoczyć.Trafiamy wreszcie na ślady jakiejś wioski, było to pod wieczór; patrzę, oglądamsię: tu i owdzie kupa węgli, a zresztą siwy popiół; znowu nic! Na wzgórkumaluchnym krzy\ przecie został, du\y, dębowy, niedawno widać uczyniony, bodrzewo nic jeszcze nie sczerniało i świeciło się przy zorzy,jakoby z ognia.Chrystus był na nim z blachy wycięty i tak właśnie pomalowany,\e dopiero z boku zaszedłszy i cienkość blachy widząc poznałeś, i\ nieprawdziweciało wisi; ale z przodu twarz miał jakoby \ywą, od boleści jeno niecoprzybladłą, i cierniową koronę, i oczy do góry podniesione z okrutnym smutkiem i\ałością.Gdym tedy ujrzał ów krzy\, mignęła mi przez głowę myśl: "Ot drzewo,inszego nie masz" - alem się zaraz zląkł.W imię Ojca i Syna! na krzy\u ich niebędę wieszał! Ale zrozumiałem, \e ucieszę oczy Chrystusowe, gdy w jegoobliczności ka\ę tych, którzy tyle krwi niewinnej przelali, pościnać, i mówiętak: "Panie miły, niech\e ci się zdaje, \e to owi śydowinowie, którzy ciebie nakrzy\ przybili, bo ci od nich nie lepsi." Wtem kazałem ich po jednemu porywać,na mogiłkę pod krzy\ podprowadzać i ścinać.Byli między nimi starzy, siwi chłopii pacholęta! Pierwszy tedy, którego przyprowadzono, mówi: "Przez mękę Pańską,przez tego\ Chrysta, pomiłuj panie!" A ja na to: "Po szyi go!"Dragon ciął i ściął.Przyprowadzono drugiego, ten to samo: "Przez tegoChrystusa miłosiernego pomiłuj!" A ja znów: "Po szyi go!" To samo z trzecim,czwartym, piątym; było ich czternastu, a ka\dy mię przez Chrystusa zaklinał.Ju\ i zorze zgasły, gdyśmy skończyli.Kazałem ich poło\yć kręgiem koło stópkrzy\a.Głupi Myślałem, \e tym widokiem Syna Jedynego udelektuję, oni zaśruchali czas jakiś to rękami, to nogami, czasem rzucił się który jako ryba zwody wyjęta, ale krótko tego było; niebawem wigor opuścił ich ciała i le\eliwianuszkiem cicho.śe to ju\ ciemność uczyniła się zupełna, postanowiłem zostaćna nocleg, chocia\ ognisk nie było z czego rozpalić.Noc Bóg dał ciepłą, więcmoi ludzie radzi pokładli się na derach, ja zaś poszedłem sobie jeszcze podkrzy\, u nó\ek Chrystusowych zwyczajne pacierze odmówić i miłosierdziu jego siępolecić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]