[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy Mikołaj będzie dziś czyścił broń?- Czego Henryś tu chce? Zcierkę przypaszę, i basta.A potem, przedrzezniając mnie, mówił:- Mikołaju! Mikołaju! Jak chodzi o pistony, to Mikołaj dobry, a nie, to niechgo wilcy zjedzą.Lepiej byś się uczył.Strzelaniem rozumu nie nabierzesz.- Ja już skończyłem lekcje - odpowiadam na wpół z płaczem.- Skończył lekcje.Hę! skończył.Uczy się, uczy, a głowa jak pusty tornister.Nie dam, i kwita.(To mówiąc szukał już po kieszeniach.) jeszcze mu kiedy pistonw oko wpadnie i będzie na Mikołaja.Kto winien? Mikołaj.Kto dał strzelać?Mikołaj.Tak gderząc, szedł do pokoju ojca, zdejmował pistolety, przedmuchiwał je,zapewniał jeszcze sto razy, że się to wszystko na licha nie zdało; potem zapalałświecę, nakładał piston na panewkę i dawał mi mierzyć, a wtedy nieraz jeszczemiałem ciężki krzyż do zniesienia.- Jak on to ten pistolet trzyma - mówił - jak cyrulik s.gę.Gdzie tobie świecegasić? - chyba jak dziadowi w kościele! Na księdza ci iść, zdrowaśki odmawiać,ale nie być żołnierzem.Swoją drogą, uczył nas swego dawnego wojennego rzemiosła.Częstokroć poobiedzie, ja i mój brat, uczyliśmy się maszerować pod jego okiem, a z namirazem maszerował i ksiądz Ludwik, który to robił bardzo śmiesznie.Wtedy Mikołaj poglądał na niego spod oka, a potem, choć jego jednegonajwięcej bał się i szanował, nie mógł przecie wytrzymać i mówił:- E! kiedy to jegomość akurat tak maszeruje jak stara krowa.Ja, jako najstarszy, najbardziej byłem pod jego komendą, najwięcej teżcierpiałem.Swoją drogą, stary Mikołaisko, gdy oddawano mnie do szkół, buczałtak, jakby się największe nieszczęście wydarzyło.Opowiadali mi rodzice, żepotem jeszcze bardziej stetryczał i nudził ich ze dwa tygodnie: "Wzięli dziecko iwywiezli, mówił.A niechta umrze! Uu! u! A jemu po co szkoły.Albo to on niedziedzic.Po łacinie się będzie uczył? Na Salomona chcą go wykierować.Co toza rozpusta! Pojechało dziecko i pojechało, a ty, stary, łaz po kątach i szukaj,czegoś nie zgubił.Na licha się to zdało."Pamiętam, gdym pierwszy raz przyjechał na święta, spali wszyscy jeszcze wdomu.Jakoś dopiero dniało: ranek był zimowy, śnieżny.Ciszę przerywało skrzypienie żurawia od studni na folwarku i szczekanie psów.Okiennice w domubyły pozamykane, tylko okna w kuchni gorzały jasnym światłem, barwiącym naróżowo śnieg leżący pod przyzbą.Zajeżdżam tedy smutny, zmartwiony i zestrachem w duszy, bo pierwszą cenzurę miałem wcale nieszczególną.Ot, poprostu, nimem się opatrzył, nim przywykłem do rutyny i karności szkolnej, nieumiałem sobie dać rady.Bałem się więc ojca, bałem się surowej, milczącej minyksiędza Ludwika, który mnie przywiózł z Warszawy.Znikąd tedy otuchy, aż tupatrzę, otwierają się drzwi od kuchni i stary Mikołaj z nosem zaczerwienionymod zimna brnie po śniegu z garnuszkami dymiącej śmietanki na tacy.Gdy mnie zobaczył, "Paniczku złoty, najdroższy!" jak krzyknie i stawiającszybko tackę, przewraca oba garnuszki, łapie mnie za szyję i poczyna ściskać icałować.Odtąd zawsze mnie już tytułował paniczem.Swoją drogą, przez całe dwa tygodnie nie mógł potem darować mi tejśmietanki: "Człowiek niósł sobie spokojnie śmietankę, mówił, a on zajeżdża.Akurat sobie czas wybrał." itd.Ojciec chciał, a przynajmniej obiecywał mi dać w skórę za dwa mierne zkaligrafii i z niemieckiego, jakie z sobą przyniosłem; ale z jednej strony moje łzyi przyrzeczenia poprawy, z drugiej interwencja mojej słodkiej matki, a na koniecawantury, jakie wyrabiał Mikołaj, stanęły temu na przeszkodzie.Mikołaj okaligrafii nie wiedział, co by to było za stworzenie, a o karze za niemiecki anichciał słyszeć.- A cóż to on luter jest czy szwab jaki? - mówił.- Albo to pan pułkownikumiał po niemiecku? albo to pan sam (tu zwracał się do mojego ojca) umie? co?Jakeśmy spotkali Niemców pod.jakże się nazywa? Pod Lipskiem i diabeł wienie gdzie, tośmy, pada, nic nie mówili do nich po niemiecku, tylko, pada, zarazpokazali nam grzbiety i, pada, tyle.Stary Mikołaisko miał jeszcze jedną właściwość.Rzadko się rozgadywał odawnych swoich wyprawach, ale gdy w szczególnych chwilach dobrego humorusię rozgadał, to kłamał jak najęty.Nie czynił tego ze złą wiarą; może w starejgłowie fakta mieszały się mu jedne z drugimi i rosły aż do fantastyczności.Cogdzie usłyszał o wojennych przygodach za czasów lat swych młodych, stosowałto do siebie i do dziada mego, pułkownika, a święcie sam wierzył w to, coopowiadał.Nieraz w stodole, pilnując pańszczyzniaków młócących zboże, jak imzaczął rozprawiać, to chłopi zawieszali robotę i poopierawszy się na cepach,słuchali z porozdziawianymi ustami jego opowiadań.To się, bywało, spostrzegałi w krzyk:- Czegoście wyrychtowali na mnie gęby jak armaty, co?I znowu łupu! cupu! łupu! cupu! Słychać było przez jakiś czas odgłos cepówuderzających o słomę; stary milczał, ale po chwili zaczynał:- Pisze mi mój syn, że właśnie został generałem u królowej Palmiry.Dobrzemu tam jest, pada, żołd, pada, bierze wysoki, tylko, pada, że mrozy ogromnepanują.itd.Mówiąc nawiasem, dzieci nie udały się staremu.Syna miał istotnie, ale był towielki nicpoń, który doszedłszy lat, nabroił Bóg wie co, a wreszcie poszedł w świat i znikł gdzieś bez śladu; córka zaś jego, swego czasu podobno cuddziewczyna, bałamuciła się ze wszystkimi oficjalistami, jacy tylko byli we wsi, iwreszcie wydawszy na świat córkę, umarła.Córka ta zwała się Hania.Była tomoja rówieśnica, śliczna, ale słabowita dziewczynka.Nieraz, pamiętam,bawiliśmy się razem w żołnierze: Hania bywała doboszem, a pokrzywy naszyminieprzyjaciółmi.Dobra była i łagodna jak anioł.Czekała ją także ciężka dola w świecie, ale to są już wspomnienia, które dorzeczy nie należą.Wracam tedy do opowiadań starego.Sam słyszałem go opowiadającego, żejak raz rozhukały się konie ułanom w Mariampolu, to osiemnaście tysięcy ichwpadło raptem przez rogatki do Warszawy.Ilu ludzi natratowały! co to był zasądny dzień, nim je połapano, łatwo sobie wyobrazić.Drugi raz opowiadał, aleto już nie w stodole, tylko nam wszystkim we dworze, co następuje:- Czy się dobrze biłem? co się nie miałem dobrze bić! Raz, pamiętam, byławojna z Austriakiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl