[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znieruchomiała.- Boże drogi.- wyszeptała.Powoli zeszła po schodkach.Kiedy Joe wrócił do domu z biura, Jane siedziała na bujanej kanapie na werandzie.Toby leżał u jej stóp.- Musiałaś go zmęczyć.- Joe pochylił się i poklepał zwierzę.Pies uniósł głowę i leniwie polizał jego dłoń.- Nigdy nie widziałem, żeby był aż tak spokojny.- Tak.Biega do upadłego, a potem pada.Przestań, Toby.Pomoczysz mu całą rękę.- Zmarszczyła brwi.-Czekałam na ciebie.- Problemy? Dlaczego nie zadzwoniłaś?- Eve nie chciała.115- Eve? - Joe spojrzał niespokojnie w kierunku drzwi wejściowych do domu.- Co się stało? Wyjechała?Jane pokręciła głową.- Kazała przekazać ci wiadomość.Chce, żebyś poszedł na grób.- Co takiego?- Tak powiedziała.Wyszła z domu ponad godzinę temu.Pytałam, czy mam iść z nią, ale nie chciała.- Jesteś pewna, że poszła właśnie tam? - Popatrzył na wzgórze.- Powiedziała dlaczego?Jane pokręciła głową.- Jak wyglądała?Dziewczynka wzruszyła ramionami.- Czasem trudno się domyślić, co Eve myśli.Nie wyglądała na wściekłą, ale się nie uśmiechała.Niewiem, Joe.- No to lepiej sam sprawdzę.- Odwrócił się i zszedł na dół po schodkach.Za sobą usłyszał głos Jane:- Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku, Joe.- Ja też.- Ruszył ścieżką wokół jeziora.- Ja też.Eve wpatrywała się w nagrobek.- Eve?Nie spojrzała na niego.- Ciągle są tu resztki farby.Myślałam, że wszystko zmyliśmy.- Zrobię to jutro.Milczenie.- Dlaczego tu przyszłaś, Eve?- Musiałam zebrać myśli.Pomyślałam, że to najwłaściwsze miejsce.- Widok tego nagrobka sprawia ci ból.- To oczywiste.- I czujesz jeszcze większy żal do mnie.- Tylko ciut większy.- Na pewno?Ich spojrzenia się spotkały.- Próbuję być z tobą szczera.Dziś dzwonił Galen.Jest na Barbadosie.- Co tam robi?- Myśli, że Bently mógł sfingować swoją śmierć.Węszy.- Popatrzyła na Joego.- Nie jesteś zaskoczony?- Brałem pod uwagę taką możliwość, też mnie kusiło, żeby to jakoś sprawdzić.Uznałem jednak, żemuszę zostać tutaj.- Galen twierdzi, że nawet jeśli Bently żyje, nie interesuje się już nami.- Zamyśliła się.- I kazał mi żyćwłasnym życiem.- Co mu odpowiedziałaś?- Nie zdążyłam mu nic odpowiedzieć.- Znowu spojrzała na nagrobek - Ale to mi dało do myślenia.Potem przypomniałam sobie, co mówiła Jane, kiedy usiłowała wyciągnąć mnie z kryjówki.%7łe ukrywaniesię do mnie nie pasuje i że zapomniałam, kim jestem i co robię.Jane miała rację.Miotałam się bezradnie,zraniona i zła, i tak bardzo przejęta swoim cierpieniem, że zamykałam się na wszystko inne.- Nikt nie miał ci tego za złe.- Ja mam to sobie za złe - powiedziała z naciskiem, patrząc na nagrobek.- Tak bardzo czułam się ofiarą,że faktycznie zapomniałam, kim naprawdę jestem i co robię.Myślałam tylko o Bonnie.Nie pomyślałam otej małej dziewczynce, którą tu pochowaliśmy.To jedna z zaginionych, a ja w ogóle o niej niepomyślałam.- Trudno od ciebie oczekiwać, żebyś.- Bzdura.Lata temu uznałam, że skoro nie mogę pomóc Bonnie, pomogę rodzicom innych zaginionych izamordowanych dzieci.Robiłam to całymi latami, a jednak wpadłam w ślepy zaułek, bo za bardzo sięrozczulałam nad sobą.Dziewczynka w tym grobie była mniej więcej w tym samym wieku co Bonnie.Miała przed sobą całe życie.i to jej zabrano.- Nerwowo zacisnęła ręce.- A ja o niej nie pomyślałam.Niemiałam prawa być taka samolubna tylko dlatego, że cierpiałam.- Nie byłaś samolubna.Jeśli musisz kogoś obwiniać, obwiniaj mnie.- Zmęczyłam się obwinianiem ciebie.- No to nie będę cię zmuszał - powiedział, uśmiechając się.- Wiem, kiedy się wycofać.- Popatrzył nanagrobek.- Dlaczego chciałaś, żebym tu przyszedł?- Bo chciałam wiedzieć, jak się poczuję, kiedy będę tu stała z tobą.Joe zastygł w oczekiwaniu na jej dalsze słowa.- I co czujesz?116- Smutek.%7łal.Ból.- Co to znaczy?- To znaczy, że popełniłeś błąd, i że to mnie bardzo zraniło.To znaczy, że sama pewnie też popełniłamkilka błędów.To znaczy, że muszę wyleczyć rany, i że to zajmie trochę czasu.- Popatrzyła na niego.- Alenie chcę robić tego sama.Chcę, żebyś był ze mną.Na dobre i na złe, nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.- Alleluja - wyszeptał.- Nie obiecuję, że wszystko będzie takie samo.Ale ty też mówiłeś, że nie wiesz, czy tego chcesz.- Tak naprawdę to wiedziałem.- Joe przysunął się do Eve, ale jej nie dotknął.- Powiesz, czego ode mnieoczekujesz?- Chcę, żebyś doprowadził do ekshumacji zwłok tej dziewczynki.Zamierzam odtworzyć jej twarz.I chcę,żebyś pomógł mi się dowiedzieć, kim ona jest.- Załatwione.- I chcę odszukać moją Bonnie.Pomożesz mi?- Na litość boską, jasne że tak.- Umilkł na chwilę.- Nigdy nie przestałem jej szukać.Oglądałem każdyraport, każdy ślad, nawet po tamtej sprawie z fałszywą analizą DNA, którą ci wysłano.Eve spojrzała na niego z zaskoczeniem.- Nie mówiłeś mi tego.- Uznałem, że mi nie uwierzysz, będąc w takim nastroju.- Pewnie miałeś rację.Powiedziałbyś mi, gdybyś ja znalazł?- Tysiące razy zadawałem sobie to pytanie.- Uśmiechnął się niepewnie.- Myślę, że tak.Mam nadzieję.Ale nie dam głowy.- Ja też mam nadzieję.Bo chcę ci znowu zaufać, Joe.- Już mi ufasz.Tylko musisz się o tym przekonać.Bo inaczej dlaczego zgodziłabyś się, żebyśmy zaczęliwszystko od nowa?- Bo kocham cię tak bardzo, że życie bez ciebie nie jest nic warte - odparła.- Mimo wszystkiego, co sięstało, pora już wrócić do normalności.Joe wziął głęboki oddech i wyciągnął do niej rękę.- Tak, pora wrócić do normalności.Eve zawahała się, a następnie ujęła jego dłoń.Siła.Pociecha.Miłość.Jego dotyk był znajomy, jednak pojawiło się w nim coś nieśmiałego i zupełnienowego.Przemiana wewnętrzna? Może.Cokolwiek to było, zamierzała to zaakceptować.Uścisnęła mocniej jego rękę i odwróciła się od grobu.- Lepiej wracajmy do Jane.Chyba się niepokoi.- Na pewno.- Joe szedł ścieżką obok niej.- Boi się, że zamierzasz mnie rzucić.Pewnie martwi się tym,komu przypadnie Toby.- Nie bądz głupi.Jane nikomu by go nie oddała, byłaby nawet gotowa uciec z domu z tym psem.- Nagleprzystanęła i obejrzała się przez ramię na grób, który przez wiele miesięcy nazywała grobem Bonnie.- W porządku? - spytał cicho Joe.Zaczynała myśleć, że wszystko będzie dobrze.Nadzieja to cudowna rzecz.Tak, nadchodzi pora powrotudo normalności.- Myślałam właśnie o tej dziewczynce.Od razu chcę się zabrać do pracy.- Ruszyła przed siebie.- Chybanazwę ją Sally.Epilog- Podoba mi się imię Sally - powiedziała Bonnie.- Jedna z moich koleżanek w szkole nazywała sięSally Meters.Pamiętasz ją, mamo?Eve spojrzała w kierunku głosu i zobaczyła Bonnie zwinięta w kłębek na kanapie pod oknem.- Miałaś mnóstwo przyjaciółek.- Wróciła do oznaczania czaszki markerami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]