[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co to zna-czy? To byłoby potworną głupotą, Goff.Armia nie może się rozpaść.Jeśli tak się stanie, natychmiast wrócą tu żądni zemsty Turcy i jeśli niebędzie miał ich kto powstrzymać, nasze zwycięstwa obrócą się wni-wecz.Gdzie słyszałeś taką bzdurę?Saint-Omer przez chwilę stał, marszcząc brwi.- Teraz wszyscy o tym mówią, o powrocie do domu.Musimy wra-cać, Hugonie, szczególnie ci, którzy mają żony i dzieci.Nie było nasjuż ponad cztery lata i nawet gdybyśmy wyruszyli dziś wieczór, minąjeszcze prawie dwa lata, zanim dotrzemy do domu.- Zawahał się.-Ponadto nie wszyscy wyjadą.Stawka jest zbyt wysoka, żeby tak zrobić.Gdy to mówimy, powstają królestwa, księstwa i prowincje, którychtrzeba będzie bronić.De Payns zmarszczył brwi.- Królestwa? O czym ty mówisz, Goff? Królestwa, tutaj, w ojczyz-nie Boga? Gdzie one są?Saint-Omer rozłożył ręce.Jeszcze nigdzie, na razie.Mówi się jednak o utworzeniu Króle-stwa Jerozolimskiego, mającego bronić świętych miejsc.Baronowiei rycerstwo chcieli obrać królem Godfryda de Bouillon i mianowaligo nim dziesięć dni temu, kiedy ciebie nie było, lecz on odmówił,twierdząc, że człowiek nie powinien nosić złotej korony tam, gdzieJezus nosił cierniową.Przyjął jednak mniejszy tytuł Obrońcy GrobuZwiętego.- Hmm.A co to oznacza?Hugon znał i podziwiał Godfryda de Bouillon, księcia Dolnej Lo-taryngii, który był niekwestionowanym przywódcą chrześcijańskichwojsk podczas przemarszu do Jerozolimy.Pomyślał, że siła charakteru,jaką okazał książę, odmawiając przyjęcia korony ze względu na swojeprzekonania, jest typowa dla tego człowieka.Godfryd de Bouillonbył skromny, a nawet zbyt skromny, a swoją popularność zawdzię-czał kryształowej uczciwości i hartowi ducha.Teraz, kiedy Hugon sięnad tym zastanawiał, zrozumiał, że odmowa de Bouillona dała szansęwłożenia korony komuś innemu, gdyż utworzony tron nie zostaniedługo pusty.Kiedy jednak o tym wspomniał, Godfryd potrząsnąłgłową.- Nie ma o tym mowy - rzekł.- Ten nowy tytuł Godfryda deBouillon, Obrońcy Grobu Zwiętego, daje mu królewską władzę, na-wet bez monarszego berła.To czyste politykierstwo, ale może posłu-żyć naszym celom.- Tak, dopóki Godfryd żyje.Kto jeszcze jest w to zamieszany?Saint-Omer wzruszył ramionami.- Ci, co zawsze, jak sądzę.Brat Godfryda, Baldwin, będzie nie-daleko żłobu.Ten człowiek jest zimnokrwisty jak ryba.Jest też Boe-mund z Tarentu.Mówią, że już rości sobie prawa do Antiochii, zwącją swoim lennem, a siebie jej księciem.Mówią też, że Baldwin, chro-niąc swoje interesy i uważnie obserwując poczynania brata wobecpropozycji objęcia tronu Jerozolimy, sam zamierza się ogłosić hrabiąEdessy.Między tymi trzema toczą się wewnętrzne rozgrywki.Jest teżdwóch Robertów, z Normandii i Flandrii, oraz ich poplecznik, Stefande Blois, który w chwili słabości poślubił córkę Wilhelma I Zdobywcyi wciąż tego żałuje.Ponadto, oczywiście, jest nasz hrabia, Rajmundz Tuluzy.Wszyscy zachowują się jak chmara jastrzębi, strosząc piórkai wypatrując łupu.Hugon znów zapatrzył się w ogień, w skupieniu kiwając głowączemuś, co widział w czerwonych węglach.- Muszę porozmawiać z hrabią Rajmundem - rzekł, bardziej do sie-bie niż do przyjaciela.- Będę tam, zanim wyjedziesz o świcie, i mamnadzieję, że porozmawia ze mną.Teraz idz spać, przyjacielu, i śpijdobrze.dd9- Nie ma w pobliżu nikogo, kto mógłby nas tu usłyszeć, bracie Hugo-nie, więc możesz mówić otwarcie.Co cię niepokoi?Był jeszcze wczesny ranek, cienie jeszcze długie.Intuicyjne zro-zumienie Rajmunda dodało Hugonowi otuchy.Rano przygnębionyzobaczył, że hrabiego otacza rój dworaków - petentów i podwład-nych - których nieliczni byli członkami Zakonu.Widocznie Godfrydprzyszedł tu wcześniej i otrzymał rozkazy od hrabiego, zanim Hugonsię zjawił, ponieważ nigdzie nie było go widać.Wartownicy przepu-ścili de Paynsa do ogromnego namiotu pod sztandarem Tuluzy, leczmłody rycerz przystanął zaraz przy wejściu, nie chcąc wchodzić w zbi-ty tłum.Zobaczył hrabiego w samym środku namiotu, lecz wśródotaczających go ludzi dostrzegł kilku z tych, którzy na jego oczachmordowali bezbronnych mieszkańców Jerozolimy, i nie miał ochotysię z nimi zadawać.Na szczęście hrabia zauważył samotnie stojącego Hugona, odprawiłdworzan i uściskał go jak brata.Powiedział, że z przyjemnością usły-szał od Saint-Omera o jego powrocie, i Hugon był zdziwiony - a tak-że wdzięczny - że hrabia nie spytał, gdzie się podziewał przez te trzytygodnie nieobecności.Rajmund odchylił się do tyłu i spojrzał naniego badawczo, po czym zerknął na otaczający ich tłum i spytałcicho:- Chcesz porozmawiać ze mną o sprawach bractwa? - Gdy Hugonskinął głową, dodał: - Czy to wystarczająco ważne, żeby przerwać tospotkanie? - Hugon znów przytaknął, a wtedy hrabia wziął go podrękę i powiedział tak, żeby wszyscy słyszeli: - Pozwól więc, panie,przejdzmy się chwilkę w porannym chłodzie.Muszę rozprostowaćnogi i jestem ciekaw twoich przygód na pustyni.W sporej odległości od namiotu i znajdujących się w nim ludziHugon przystanął i spojrzał na Rajmunda.- Słyszę, jak się mówi, panie, że po zdobyciu Jerozolimy możnarozpuścić wojska.-Ja też to słyszę, lecz te doniesienia są nieścisłe.Nie ma mowyo rozpuszczeniu armii.Byłoby to szaleństwem.- Jednak część naszych ludzi wróci do domów, czyż nie?- Och, tak, i nic nie mogę na to poradzić.Większość naszych ludzidobrowolnie wzięła biały krzyż, żeby odzyskać Ziemię Zwiętą, i teraz,kiedy osiągnęliśmy nasz cel, mają powody sądzić, że spełnili swój obo-wiązek i mogą wrócić do domów.Z pewnością to rozumiesz?-Tak, panie, rozumiem.Ale co z nami? Co z naszym Zakonemi jego misją tu, w Jerozolimie?- To dotyczy i nas.Naszym celem było wykorzystać sytuację i utrwa-lić tu naszą obecność.Dokonaliśmy tego i zasłużyliśmy sobie na pra-wo pobytu tutaj, biorąc udział w podboju Zwiętego Miasta.- Nie użyłbym słowa podbój, panie.Hrabia zaczął marszczyć brwi, ale powstrzymał się i tylko kiwnąłgłową.- Owszem, i wiem dlaczego.Ty jednak masz do czynienia ze zwy-kłym zimnym pragmatyzmem, panie, natomiast ja muszę się kiero-wać polityczną rzeczywistością.Tak więc ty możesz sobie pozwolićna gniew i oburzenie, a ja nie.Zechciej przyjąć to wyjaśnienie i niekwestionować moich motywów.- Wybacz mi, panie.Nigdy nie kwestionowałem niczego, co ro-biłeś, i nie zamierzam.Ja tylko zastanawiałem się, co będzie z nasząmisją, jeśli wszyscy wrócą do domów.- Nie wszyscy wrócą.Niektórzy.w tym część naszych braci.zo-staną tutaj.- Chciałbym być wśród tych, którzy zostaną, jeśli łaska, panie.Przystojny hrabia powstrzymał uśmiech i przyzwalająco skłoniłgłowę.- I tak by się stało w innych okolicznościach, Hugonie.Istotnie,byłeś pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl, kiedy układałemplan działania w tej sprawie, przed zdobyciem miasta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]