[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ze stajni znajdujących się obok nadbiegł stajenny i Marcus zsiadł z konia.- Chodz, moja droga, przespacerujmy się moimi ogrodami, takimi, jakiesą.- Podał lejce stajennemu i poszedł do niej.- Może po tym stwierdzisz, że niemasz nic przeciwko ziemi i robakom.Ze sceptycznym spojrzeniem pozwoliła mu pomóc sobie zejść z konia, alenie odzywała się, gdy spacerowali czystym, wąskim chodnikiem, obok któregorosło całe mnóstwo kwiatów, którymi stanowczo powinien zająć się ekspert.Okrążyli ogród i schodzili ze stromego wzgórza w kierunku róż, kiedymrożący krew w żyłach krzyk rozdarł panującą ciszę.Oboje podskoczyli iodwrócili się w samą porę, by zobaczyć około siedmioletnie dziecko zjeżdżającew dół ze wzgórza na pupie, kurczowo trzymające się za nogę.Obficie krwawiącą nogę.Marcus zamarł, gdy rozpoznał wścibskiego syna kucharki.Ale Regina bezchwili wahania podbiegła do szlochającego chłopca i uklękła przy nim,oglądając zranioną nogę.Gdy Marcus pośpieszył za nią, ona już rozwiązywałaswój szal i próbowała obwiązać nim ranę, robiąc tymczasową opaskę uciskową.SR- Prze-przepraszam, panie - łkał chłopak, a w jego oczach przez łzy widaćbyło strach.- Ja tylko chciałem zobaczyć.ciebie, pani, ale spadłem zogrodzenia na kultywator i on mnie skaleczył.- Podniósł przerażoną twarz,patrząc na Reginę.- Ja umrę, prawda?- Oczywiście, że nie - powiedziała stanowczo Regina.Widok krwi nierobił na niej szczególnego wrażenia, gdy badała jego ranę.- Widziałam o wielebardziej chorych chłopców i oni nie umarli.Taki kawał chłopa jak ty wyjdzie ztego zwycięsko.Ach tak.Mówiła coś wcześniej o wolontariacie w szpitalu.Marcus trochęsię uspokoił.- Co mam robić?- Zanieś go do domu.Potrzebuje natychmiastowej pomocy.Kiedy zbliżali się do domu od strony kuchni, przywitał ich wrzaskkucharki, która przez okno wypatrzyła swojego syna w ramionach Marcusa.Wybiegła z domu na spotkanie im, a kilka pomywaczek wyszło za nią.- Timmy! Panie miej litość, Timmy!- Nic mu nie jest - powiedziała Regina, gdy Marcus wnosił chłopca dokuchni.Kiedy pobieżne oględziny rany jej syna zdawały się potwierdzać opinięReginy, że to nic poważnego, kobieta odetchnęła z ulgą.Regina wskazała stół pośrodku kuchni.- Połóż go tam - poleciła Marcusowi, po czym zwróciła się do kucharki: -Będę potrzebować solidnej igły, mocnej nici, wilgotnej, czystej szmatki isuchego płótna.I maści Taylora, jeśli taką macie.- A tak, mamy.- Kucharka otworzyła kredens.- Mam igłę i mocne nici,których używam do zszywania faszerowanych kurczaków.Może być? -Kucharka spojrzała na jedną ze służących.- Co tak stoisz i się gapisz, idz iprzynieś tę maść.SRGdy dziewczyna wybiegła z kuchni, kucharka ponownie spojrzała nasyna.- Proszę pani, ten chłopiec wpędzi mnie do grobu.- Podała to, o coporosiła Regina.- Już trzeci raz w tym miesiącu robi sobie krzywdę.- Chłopcy już tacy są - powiedziała filozoficznie Regina.- Zawszeprzygotowani na kłopoty.Gdy jednak nawlekła igłę, Timmy wydał się niezupełnie gotowy nakłopoty, bo podniósł wrzask, niczym owca prowadzona na rzez.Marcus podał chłopcu rękę.- Słuchaj, młody człowieku, płacz nic tu nie pomoże.Pozwól jej to zszyć ibędzie po wszystkim.Kiedy zaboli, ściskaj moją rękę tak mocno, ja potrafisz,dobrze?Timmy przestał zawodzić, skupiając pełne strachu spojrzenie naMarcusie.Prawie wszystkie dzieci w jego posiadłości bały się go, co zawsze gozastanawiało.Więc kiedy Regina z łatwością wbiła igłę w skórę chłopca, a onchwycił za rękę Marcusa, nagle poczuł przypływ ogromnego zadowolenia.- Tak, chłopcze - mruknął.- Zciskaj mocno.Chłopak utkwił wzrok wtwarzy Marcusa.- Czy ty też od tego masz tę wielką bliznę na policzku, panie? Upadłeś nakultywator, tak jak ja?- Bądz cicho, Timmy - ofuknęła go kucharka, patrząc przepraszająco naMarcusa.- Ma tę bliznę, bo walczył ze starą wiedzmą - wtrąciła Regina.-Próbowała rzucić na niego zły urok pogrzebaczem, by zabrać Castlemaine.Ichociaż zraniła go poważnie, pozostał niewzruszony.Tak jak ty teraz, chłopcze.Kiedy Timmy dumnie wypiął pierś i rozluznił uścisk na dłoni Marcusa,ten uśmiechnął się.Jego matka wydrapałaby Reginie oczy za nazwanie jej starąwiedzmą.SR- Proszę, skończone - powiedziała Regina, odgryzając koniec nici.-Widzisz? Nie było tak zle, prawda? To też nie będzie nam już potrzebne.-Rozwiązała prowizoryczną opaskę, po czym uśmiechnęła się, widząc, jak równowyszedł jej szew.Kucharka jęknęła, kiedy obejrzała opaskę.- Pani piękny szal ma okropne plamy.Przepraszam.- W porządku.- Regina rzuciła Marcusowi znaczące spojrzenie.- Jegolordowska mość kupi mi nowy, prawda?- Kupię ci dziesięć nowych - mruknął.- Co tylko zechcesz.Kiedy kucharka i inne służące wymieniały zdziwione spojrzenia, Marcuszesztywniał.Równie dobrze mógł uklęknąć na kolano i oświadczyć, że jestzadurzonym idiotą.- Skoro panie już nad wszystkim panują - dodał z nachmurzoną miną -sprawdzę, co z tym kultywatorem.Nie powinien tak stać.Kiedy wychodził z kuchni, służąca, którą wysłano po maść, wróciła zpudełkiem pełnym butelek.Był w drzwiach kuchni, kiedy usłyszał jej krzyk:- Przepraszam, pani, ale nie umiem czytać i nie wiem, która to maść.Przyniosłam więc wszystkie, które znalazłam.Zaniepokojony, zawrócił.Kucharka właśnie podawała pudełko Reginie.- Proszę na to spojrzeć, pani.Ja poszukam okularów.Wszedł do środka, gdzie Regina siedziała nad pudełkiem z lekarstwami.Ale zanim zdążył go dosięgnąć, Regina wyjęła z niego butelkę.Próbując zyskaćna czasie, palcami potarła butelkę.Wtedy jej twarz skrzywiła się.- Nie, to jest laudanum.Nie o to nam chodzi.Wyjął butelkę z jej rąk.Oby miała rację.Spojrzał na nią, a ona posłała muzniecierpliwione spojrzenie.- To jest laudanum.Radość rozjaśniła jej twarz.SR- Czułam to, Marcus.Czułam litery.Pierwsza nie wyglądała wcale jak l",ale czułam, że to jest l".A kiedy ją poczułam, zobaczyłam ją.Służące patrzyła na nich dziwnie, ale nie dbał o to.- Spróbuj następną.Podniosła kolejną butelkę.- W.C.Taylor? Czy to jest to? Wziął od niej butelkę.- Tak, to logo producenta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]