[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W jakim języku mam sporządzić kontrakt? - spytał Temple.Rudobrody popatrzył na Wystające Policzki i wzruszył ramionami.-To bez znaczenia.%7ładen z nas nie umie czytać.- Po czym zabralisię za otwieranie bramy.- Sto dziewiętnaście marek - wyszeptał Temple Płoszce do ucha, akiedy nikt nie patrzył, popędził muła, stanął w strzemionach i zepchnąłchłopaka z kolumny, posyłając go w błoto obok bramy.- Serdecznieprzepraszam - powiedział.- Nie zauważyłem cię.Chociaż to był drobiazg, Płoszka zauważyła, że dzięki temu Templeznacznie urósł w jej oczach.MARZENIAHedges nienawidził Drużyny.Tego brązowego śmierdzielaMajuda, jąkającego się pojeba Buckhorma i starego oszusta Słodkiegooraz ich małostkowych zasad.Zasad regulujących, kiedy należy zacząćjeść, a kiedy przestać, co można pić, gdzie można srać i jakiejwielkości psa można ze sobą zabrać.Gorzej niż w przeklętym wojsku.Dziwna sprawa z tą armią kiedy w niej służył, nie mógł się doczekaćwolności, ale gdy tylko przeszedł do cywila, zaczął tęsknić zażołnierskim życiem.Skrzywił się, masując nogę, żeby pozbyć się bólu, ale on wciąż mutowarzyszył i się z niego śmiał.Psiakrew, Hedges miał już dosyć byciawyśmiewanym.Gdyby wiedział, że w ranę wda się zakażenie, nigdyby się nie dzgnął.Myślał, że jest sprytny, gdy patrzył, jak resztabatalionu szarżuje w ślad za tym dupkiem Tunnym.Wolał lekką ranęna nodze niż przebite serce.Tylko że wróg poprzedniej nocyzrezygnował z obrony muru i do walki w ogóle nic doszło.Bitwa sięskończyła, a on był jedynym rannym.Wyleciał z wojska z niesprawnąnogą i bez perspekryw.Pech.Zawsze czuł na karku jego oddech.Jednakże w Drużynie nie było tak zle.Obrócił się w swoimzniszczonym siodle i wypatrzył Płoszkę Południe, która jechała z tyłuobok bydła.Trudno było nazwać ją pięknością, ale coś w sobie miała.Niczym się nie przejmowała, a jej koszula była takprzepocona, że można było dostrzec jej kształty, którym niczegonie brakowało.Hedges zawsze lubił silne kobiety.Poza tym nie byłaleniwa, wciąż coś robiła.Nie wiadomo dlaczego teraz żartowała z tymkorzennym dupkiem Temple em, bezwartościowym brązowymkutasem.Powinna przyjść do niego, a dałby jej prawdziwy powód doradości.Ponownie pomasował nogę, poprawił się w siodle i splunął.Płoszkabyła w porządku, ale większość pozostałych to dranie.Odnalazłwzrokiem Saviana, który chwiał się na wozie obok tej swojej kpiącouśmiechniętej suki, która zawsze wysoko unosiła spiczasty podbródek,jakby była lepsza on innych, a zwłaszcza od Hedgesa.Ponowniesplunął.Zlina była za darmo, więc nie musiał jej żałować.Ludzie rozmawiali obok niego, omijali go wzrokiem, a kiedyprzekazywali sobie butelkę, zawsze go ignorowali, ale on miał oczy iuszy.Widział, jak po masakrze w Rostodzie Savian zaczął wydawaćrozkazy, jakby był przywódcą.Towarzyszyła mu ta suka jegosiostrzenica, a wśród ludzi poniosło się imię Conthus".Wypowiadanoje cicho, a buntownicy szorowali nosami po zakrwawionej ziemi, jakbyznalezli się w obliczu samego wielkiego Euza.Hedges swoje widział isłyszał, dlatego domyślał się, że ten stary drań nie jest zwykłymwędrowcem marzącym o złocie, jego marzenia były znacznie bardziejkrwawe.Był najgorszym pośród buntowników i nikt nie znał jegoplanów.Tylko patrzcie, jak tam siedzi, jakby do niego należało ostatniesłowo, ale to Hedges będzie się śmiał ostatni.Spotkało go w życiuwiele niepowodzeń, teraz jednak wyczuwał swoją szansę.Musi tylkopoczekać na odpowiednią chwilę, by przekuć swój sekret w złoto.A na razie będzie czekał, uśmiechał się i rozmyślał o tym, jakbardzo nienawidzi tego jąkającego się pojeba Buckhorma.***Wiedział, że w ten sposób traci siły, których mu brakuje, aleRaynault Buckhorm czasami nienawidził swojego konia.Nienawidziłswojego konia, siodła, manierki, butów, kapelusza i szmaty, którąosłaniał twarz.Mimo to, wiedział, że od nich zależy jego życie, tak jakżycie wspinającego się zależy od liny.W Dalekiej Krainie mógł zginąćna wiele efektownych sposobów, obdarty ze skóry przez Duchy,trafiony przez piorun albo porwany przez powódz.Jednakże większośćzgonów nie jest tak spektakularna.Może cię zabić niepokorny koń,zerwany pasek siodła albo nadepnięty wąż.Wiedział, że będzie ciężko.Wszyscy to powtarzali, kręcąc głowami i cmokając z dezaprobatą,jakby był wariatem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]