[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Już teraz wiemy, że nie będziesz sam.Quarendon i Edington również do niej nie dotarli.— Ale ja jestem detektywem! To znaczy, byłem… — Parker westchnął — bo awansowałem zbyt wysoko i mózg mi zaczyna rdzewieć.Mimo to…Nie dokończył, gdyż drzwi otworzyły się i wszedł Jordan Kedge.— Nie było pana osiemnaście minut! — zawołał Tyler — Czy to znaczy, że znalazł ją pan?— Znalazłem!Kedge był zarumieniony.Oczy mu błyszczały i Joe nagle zrozumiał, jak ważne dla tego starzejącego się pisarza było znalezienie Białej Damy.Podeszli do niego, on i Parker.— Stara szkoła nie zawodzi! — powiedział Kedge.— Na razie jest nas dwóch! Nie było to wcale trudne, prócz jednego pytania…Alex położył palec na ustach.— Nie wolno nam komentować.Opowiemy sobie o tym wszystkim, kiedy ostatni współzawodnik wyruszy i będziemy wiedzieli, że nikt już z tego nie skorzysta,— Tak, oczywiście! Zapomniałem, że…Nie dokończył, bo Frank Tyler siągnął do wazonu, a później zawołał:— Lord Frederick Redland!Redland wziął kopertę, przełamał pieczęć i wyjąwszy kartkę! odczytał powoli jej treść.— Trzy sekundy, dwie… start!Stał nadal, więc Frank Tyler łagodnie ujął go pod ramię] i podprowadził ku drzwiom.— Milordzie, traci pan cenne sekundy…Redlan wyszedł powoli, nadal wpatrzony w kartkę.Frank zamknął za nim drzwi.— Do tej pory jesteśmy równo podzieleni — obwieścił.— Dwie osoby dotarły do celu, a dwie nie.— Rozejrzał się i dostrzegł Amandę rozmawiającą z panią Wardell, która ku jego zdumieniu uniosła właśnie ku wargom pękaty kieliszek, do połowy napełniony złocistym koniakiem.Podszedł ku nim.Tymczasem Joe zapalił fajkę i opadł na fotel obok stolika Dorothy Ormsby, która szybkimi, drobnymi poruszeniami ołówka zapisywała kolejną kartkę swego notatnika.W pewnej chwili skończyła, odłożyła ołówek i uniosła głowę.— Zastanawiałem się przez chwilę — powiedział Alex — nad tym, co pani zapisuje, Dorothy.Czy pani notatki dotyczą tego, co tu się dzieje?— Oczywiście.Nie sądzi pan chyba, że zaczęłam pisać powieść kryminalną? — Dorothy uśmiechnęła się — Wolę oceniać innych.Zresztą, jestem absolutnie pozbawiona wyobraźni.Mogę tylko opisywać to, co widzę i oczywiście to, co przeczytałam.Ale cudze książki to także solidna rzeczywistość.— A tu, czy znalazła pani dzisiejszego wieczora coś godnego uwagi?— Och, masę! — Dorothy stuknęła smukłym wskazującym palcem w grzbiet odwróconego notatnika.— Ma pani o wiele więcej wyobraźni niż ja.Nie zauważyłem niczego.Oczywiście, wychodzimy kolejno i wracamy, ale chyba nie to ma pani na myśli?Potrząsnęła przecząco głową.— Zapisuję kolejność wychodzących, ale po prostu dlatego, żeby później w domu odtworzyć sobie całe to zabawne wydarzenie i maleńkie uboczne jego wątki — zniżyła głos.— Niech pan weźmie, na przykład, doktora Harcrofta.Nie czuje się tu zupełnie pewnie, bo nie należy do tego środowiska i przyjechał jedynie jako lekarz pana Quarendona.Przed chwilą podeszłam do niego i zagadnęłam go o coś, po prostu dlatego, żeby z nim zamienić parę słów.Wydawało mi się, że jest tutaj trochę samotny.Od razu rozgadał się.Był najwyraźniej zdenerwowany.Okazało się, że Jordan Kedge przysiadł się do niego i przez dłuższy czas wypytywał go o działanie trucizn, tych najbardziej śmiercionośnych i działających piorunująco.Chciał wiedzieć, jak je można kupić albo uzyskać domowym sposobem.Harcroft najpierw dawał wymijające odpowiedzi, ale kiedy Kedge wyjaśnił, że wiedza o truciznach jest mu potrzebna do nowej powieści, skierował go do podręcznika toksykologii.Powiedział mi, że Kedge natychmiast zanotował tytuł i autora tego dzieła, jak gdyby nigdy przedtem nie przyszło mu do głowy, że wiedzę o truciznach można zdobywać nie nagabując o to lekarzy…— Tak… — powiedział Alex bez przekonania — Rozumiem, ale…— Nie jestem pewna, czy pan rozumie, co mam na myśli.A w każdym razie, jestem pewna, że nie domyśla się pan, co z tego zanotowałam.Joe bez słowa uniósł brwi.No właśnie — Dorothy wzięła do ręki notatnik, jak gdyby chciała z niego odczytać stosowny ustęp, ale odłożyła go na stolik.— Myślę, że Kedge w ogóle nie chciał skorzystać z wiedzy doktora Harcrofta.Po prostu narzucił mu siebie jako znaną osobistość, autora powieści sensacyjnych, który serio traktuje swoje posłannictwo i szuka porady specjalisty, żeby nie popełnić najmniejszego nawet błędu.A podręcznik tosykologii, o którym wspomniał mu Harcroft, ma zapewne od dawna w domu, jeśli nie ten, to pięć innych.Temu starzejącemu się, tracącemu popularność człowiekowi musiało to sprawić prawdziwą przyjemność… A nawiasem mówiąc, czy po powrocie, kiedy okazało się, że dotarł jednak, tak jak pan, do tej Białej Damy, nie podszedł od razu do pana i nie powiedział czegoś, co w przybliżeniu mogłoby brzemieć: „My, prawdziwi profesjonaliści, to jednak nie to samo, co ci biedni amtorzy, którym wydaje się, że każdą taką zagadkę są w stanie rozwiązać bez trudności, a później są bezradni jak dzieci”?— Dorothy — Alex z uśmiechem położył dłoń na jej drobnej dłoni, trzymającej odwrócony notatnik.— Jest pani wyjątkowo okrutną i chyba bardzo inteligentną osóbką.Ale pewnie zdziwi się pani słysząc, że dziś, patrząc na panią…Urwał, bo drzwi otworzyły się i wszedł lord Frederick Redland.Zanim Frank Tyler zdążył go zapytać, zatrzymał się na środku sali i obwieścił:— Mogę pana zapewnić, mister Quarendon, że pański śliczny zegar nie stanie się moją własnością… czego bardzo żałuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl